Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Olśnienie

To moje kolejne świadectwo, które piszę zupełnie nieoczekiwanie nawet dla samej siebie tylko dlatego, że wczoraj śledząc strony internetu natknęłam się, że wczoraj 13 września była rocznica objawień Matki Bożej z Fatimy, szok nie opuszcza mnie jeszcze do tej chwili, ale po kolei…

Byłam wierząca, a przynajmniej tak mi się wydawało w wygodny dla siebie sposób, tzn: chodziłam do Kościoła co niedzielę, przyjmowałam Komunię Świętą, do spowiedzi nie chodziłam, bo przecież jest spowiedź powszechna, więc po co? Nigdy też nie miałam poczucia głębokiej wiary, bo tego nie odczuwałam, bo chyba nikt nigdy nie powiedział mi, Kim i Czym jest tak naprawdę Bóg. Po długich namowach, ale później z wielką przyjemnością zaczęłam chodzić na Msze o Uzdrowienie (u nas tylko 2 w roku) i nigdy nie mogłam się ich doczekać, bo przez ten moment czułam się tam jak w Niebie. Toteż sami widzicie, że miałam prawo czuć się jak wierzący katolik.

Na ostatniej takiej Mszy kobieta opowiadała swoje świadectwo o uzdrowieniu z nowotworu i jej relacjach z mężem, które zmieniły się o 180 stopni na lepsze, tzn zamiast żyć obok siebie, zaczęli żyć razem. Wtedy pomyślałam o sobie, że ja bym też tak chciała, tzn. żeby moje relacje się zmieniły… Z mojego męża zrobiłam sobie bożka, który był ważniejszy od Pana Boga, wszystko dla mojego męża. Mój mąż to świetny manipulant, więc wiedział jak to wykorzystywać.

Oczywiście działało to tylko w jedną stronę, ja dla niego Niebo, a on dla mnie nic. Bardzo chciałam, żeby mój mąż mnie kochał, ale tak całym sercem i swoją rodzinę, żebyśmy byli dla niego ważni. Chciałam prostych rzeczy, tzn dostrzeżenia drugiego człowieka w tym wypadku mnie w codziennym życiu. Mój mąż jednak bardziej zainteresowany był sobą, ćwiczył, spotykał się z kolegami, do domu wracał po 22. Dodam, że jesteśmy 24 lata po ślubie. Dzieci, rodzina, codzienne sprawy – nie interesowały go zupełnie, żył w swoim egoistycznym świecie. W domu nie robił kompletnie nic, do tego stopnia, że nawet auto myłam ja lub dzieci. Byłam dla męża kucharką, sprzątaczką, kochanką, kierowcą, byłam na każde jego skinienie.

Po wysłuchaniu tej kobiety, zapragnęłam takiego nawrócenia dla mojego męża, nawet zastanawiałam się co mam zrobić, żeby „pociągnąć” go w stronę rodziny i to było dokładnie 13 października (dzień Objawienia), kiedy tak gorąco modliłam się o męża w prawdziwym tego słowa znaczeniu, przecież nie chciałam dużo, normalnych ludzich odruchów…. Wiadomym jest, że liczyłam na Cud tu i teraz natychmiast. Na drugi dzień postanowiłam porozmawiać z moim mężem…, no i się dowiedziałam, że już mnie nie kocha od paru lat, że już dawno chciał odejść, że chce się wyprowadzić, że nie chce mnie krzywdzić itp itd. Dla mnie był to koniec świata! Nie widziałam sensu dalszego życia i chciałam to wszystko skrócić, miałam myśli samobójcze, prosiłam Boga, żeby zabrał mnie do siebie, że już dalej nie chcę żyć.

Podejrzewałam, że może jest inna kobieta, ale mój mąż przyrzekł na moje zdrowie, a nawet życie, że nikogo nie ma. Oczywiście damska logika jest przewrotna, tym bardziej, że 3 miesiące wcześniej braliśmy projekt domów.

Wtedy, gdy dowiedziałam się, jak mało dla niego znaczę, zaczęłam się modlić, coraz bardziej i bardziej. Wtedy też natknęłam się na Nowennę Pompejańską i oczywiście zaraz liczyłam na kolejny cud. Mój mąż się wyprowadził w drugim dniu części Dziękczynnej udając troskliwego ojca i że zawsze będzie pomagał itp itd. No i się zaczęło. W 7 dniu części dziękczynnej najukochańsza Mama odsłoniła wszystko, wszystkie kłamstwa i oszustwa mojego męża, wszystko „pokazywało się” jak na dłoni. Oczywiście kobietę również, która już zdążyła przyjechać do mojego męża. Powiedział mi bardzo dużo złych słów.

Płakałam rzewnymi łzami i modliłam się dalej, czekając na cud, że mój mąż mimo wszystko się opamięta, a ja przecież modlę się w tej intencji. Nowenna Pompejańska jak wielu zauważa, to nie koncert życzeń, a ja tak wcześniej myślałam, że pomodlę się i wszystko co będę chciała to będzie. Otóż nie!

Cały tej mój osobisty dramat poprzez najukochańszą Mamę pozwolił mi zbliżyć się do Boga do Jezusa. Teraz wiem, czym jest wiara, prawdziwa wiara, choć wiem, że do doskonałości mi jeszcze daleko. Oczywistym jest, że jak odmawiałam Nowennę zły szalał, oj szalał, działy się rzeczy wręcz nieprawdopodobne.

Modlitwa przynosi mi ukojenie, wewnętrzny spokój, pokorę, a przede wszystkim opiekę najukochańszej Mamy. Co dzień doświadczam małych i większych Cudów i Łask z Nieba. Stałam się pogodniejsza i więcej się uśmiecham, słyszę dużo miłych słów. Powoli, małymi krokami odzyskuję wiarę w swoją wartość jako człowieka. Na swej drodze spotykam bardzo dużo przyjaznych, pomocnych i życzliwych osób. Czasem dopiero po czasie uświadamiam sobie i dostrzegam kolejny piękny Cud w moim życiu i tu kolejny Cud nastąpił 13 maja (Święto Matki Bożej Fatimskiej), kiedy to na Jasnej Górze wyspowiadałam się ze swojego największego grzechu – o ironio, wcześniej nawet nie zamierzałam, bo przecież jak Bóg o tym wie i ja, to chyba wystarczy, tak wówczas myślałam.

Tak bardzo „chciałam” męża w prawdziwym tego słowa znaczeniu, a tu zmiana rozpoczęła się odemnie. Poznałam swoją wartość, zaczynam się sobie podobać, śmieszne prawda??, ale wcześniej to przecież mój mąż był cudowny pod każdym względem, a ja taka szara myszka, gdzieś tam daleko z tyłu. Miałam też zakodowane, że bez niego nie poradzę sobie w życiu. On też był o tym przekonany, więc jakie było zdziwienie jego, jak całkowicie odciełam się od niego , nic nie chcąc. Wiem, że bardzo źle o mnie mówił i pewnie mówi dalej, bo zamierzał być mi taki pomocny i być moim przyjacielem, a to ja uciełam kontakt. Mój mąż nadal brnie w grzech, jest z tą kobietą, odwrócił się od dzieci, tak naprawdę nie wiem kim jest człowiek z którym spędziłam tyle lat, ale codziennie oddaję go Mamie Przenajświętszej i Jezusowi, codziennie modlę się za niego. Wiem jedno, „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela..” więc nadal będę „walczyła”modlitwą o mojego męża, bo tylko tyle lub aż tyle mogę zrobić. Wiecie co, doświadczyłam ze strony męża, jakże krucha jest linia pomiędzy miłością, a nienawiścią, nie ma nic gorszego, jak nienawidzi Cię człowiek, którego kochasz całym sercem.

I tu wracam do początku mojego świadectwa, czyli 13 września, na który to dzień został mi wyznaczony, bardzo poważny zabieg, którego się po ludzku bałam, bo wiązał się z dużymi kosztami w razie niepowodzenia. Gdy przeczytałam, że jest to dzień Objawienia, byłam już dużo spokojniejsza, wiedziałam, że musi się udać z Mamą Bożą. Ale tego 13 miało miejsce jeszcze jedno zdarzenie. Mój mąż nigdy mi za nic nie dziękował, ani też nie przepraszał, zawsze wszystko mu się należało, jako bożkowi. Myślę, że dla niektórych jest to nie do pomyślenia, ale wczoraj zadzwonił, coś potrzebował i podziękował mi 3 razy – dla mnie coś niesamowitego, co trzyma mnie do tej pory, po 24 latach usłyszałam słowo – dziekuję. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach…

Co wydarzyło się w pozostałe dni Objawienia – nie wiem…, ale dla mnie to co odkryłam wczoraj, to wielka Łaska z Nieba, że Mama Boża podała rękę takiemu grzesznikowi jak ja.

Nie mam pojęcia, co Pan Bóg przewidzał dla mnie w życiu, ale wiem jedno, że całkowicie oddałam się Woli Bożej i że nie chcę już dalej iść przez życie bez Pana Boga, Mamy Przejaświętszej i Jezusa. Poznałam i nadal poznaję Ich opiekę i miłość każdego dnia.

Nie mam nikogo, jestem sama, mój mąż – dalej brnie w grzechu, kłamie i oszukuje, postanowił być teraz szczęśliwy, ma pieniądze, więc się bawi. Czasem się zastanawiam jak to długo będzie jeszcze trwało?? Ze swojej strony będę się dalej modliła za niego, kocham go nadal, ale to już jest inna miłość. Jego miejce oddałam Panu Bogu.

Wiem, że moja modlitwa nie zawsze jest właściwa, czasem nieudolna, często brakuje mi skupienia i mam tysiące rzeczy do zrobienia w trakcie. Najważniejsze, to dostrzec, że obok jest zawsze Mama Przenajświętsza, Pan Jezus i Pan Bóg. Nie sądzę też, że to przypadek, że tyle wydarzyło się akurat w Objawienia Fatimskie…

Kochani, zaufajcie i módlcie się do Bożej Mamy, Ona ze swoim Synem poprowadzi Was przez burze życia, tylko dajcie się prowadzić. Zawierzcie ślepo i bez końa, czy trudno? – pewnie, ale wierzcie, że warto, że dobro, które otrzymacie przewyższy wszystko.

Ja teraz mogę powiedzieć, że chociaż jestem sama, czasem brakuje pieniędzy, pojawiają się kłopoty większe i mniejsze, to jestem szczęśliwa i wiem, że to zasługa Nieba:)

Jeżeli macie jakieś kłopoty – chwyćcie za różaniec, to lekarstwo na wszystkie bolączki tego świata.

Mamo Przenajświętsza – dziękuję za wszelkie Łaski i Dobro, które otrzymuje każdego dnia.

5 1 głos
Oceń wpis
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x