Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Justyna: Nie chciałam nowenny pompejańskiej

Nowennę pompejańską odmawiałam dwa lata temu w szczególnej i niezwykle ważnej intencji.
Chciałam to świadectwo napisać wcześniej, ale zwlekałam z powodu ogromnej trudności z opowiedzeniem o sytuacji, z której wynikła moja intencja. To wciąż dla mnie bardzo trudne, więc skupię się na tym co najważniejsze, czyli na okolicznościach podjęcia decyzji o rozpoczęciu nowenny i jej skutkach.

Pierwszy raz o nowennie pompejańskiej usłyszałam kilka lat temu od znajomej, która zdecydowała się na tę modlitwę w intencji zdrowia swojego dziecka. Już wtedy miałam problem i intencję, ale nie widziałam sensu podejmowania takiego wysiłku. Wiedziałam przecież, że Bóg ma mnie i moją rodzinę pod swoją opieką, miałam wiele doświadczeń, które wyraźnie o tym świadczyły i żywe przekonanie, że w przyszłości nie opuści nas w potrzebie. Poza tym, choć modlitwę różańcową znałam od dziecka, to nie widziałam w niej jakiegoś wielkiego sensu. Po prostu odmawiałam kolejne dziesiątki i tyle. Tym bardziej poświęcanie na różaniec tak ogromnego czasu i wysiłku wydawało mi się dziwne i wkrótce w ogóle zapomniałam, że taka nowenna istnieje.

Jednak w pewnym momencie mój problem znalazł się w takim punkcie, że doszłam do wniosku, że wszelkie wysiłki dokonywane ludzką mocą muszą zostać wsparte czymś większym. W mojej głowie nieustępliwie krążyła myśl „post i modlitwa”. W miarę sprawnie, choć niezbyt chętnie, podjęłam się postu, ale nie wiedziałam, na jaką formę modlitwy się zdecydować. Każda modlitwa, o której pomyślałam wydawała mi się „nie tą”, za to nie dawało mi spokoju niewyraźne wspomnienie o długiej modlitwie różańcowej, której nazwy nawet nie pamiętałam, i chyba nawet nie chciałam sobie przypomnieć.

Przypomniała się sama. Pewnej niedzieli podczas kazania, które mi się nie podobało i w ogóle do mnie nie trafiało, padły słowa o nowennie pompejańskiej odmówionej w konkretnej intencji. Te słowa we mnie zostały, ale wciąż nie byłam chętna na odmawianie nowenny. Tłumaczyłam sobie, że jest to modlitwa dla tych, którzy mają więcej czasu, a nie dla mnie mającej niemało obowiązków zawodowych i rodzinnych. Jednak myśl o potrzebie podjęcia tego wysiłku we mnie rosła i nie dawała spokoju.

Sprawa rozwiązała się wkrótce, znowu podczas niedzielnej mszy świętej. Tym razem był ksiądz, którego kazania bardzo ceniłam. Kiedy zobaczyłam, że wychodzi na ambonę, poprosiłam w myślach Boga o to, by podczas tego kazania dał mi jednoznaczną wskazówkę. Nie pamiętam, czego dotyczyło kazanie, ale nie miało żadnego związku z moim problemem. Natomiast w jego trakcie padła dygresja mniej więcej takiej treści: „nie chodzi tu o poważne życiowe problemy, bo jeśli ktoś ma poważny problem, to bierze różaniec i odmawia nowennę pompejańską”. Po tych słowach nie miałam już wątpliwości i zdecydowałam się rozpocząć nowennę.

Kosztowało mnie to bardzo dużo. Żeby podołać moim obowiązkom wstawałam wcześnie rano, zwykle około piątej, a czasami wcześniej i odmawiałam cały różaniec, wkładając ogromny wysiłek w to, aby skupić się na rozważaniu tajemnic. Odkryłam w nich dużo treści i poczułam prawdy, które wcześniej przechodziły jakoś obok mnie. Nie sposób napisać tu o wszystkim, ale to co było najważniejsze, to ogrom działania Ducha Świętego, to niezwykłe zaufanie Maryi do Boga, Boga do Maryi, to relacja Maryi i Jezusa oraz otwarcie relacji między Maryją, Jezusem a mną. Nigdy wcześniej nie umiałam zrozumieć na czym polega pośrednictwo Maryi między ludźmi a Jezusem. Podczas modlitwy dotarło do mnie, że Maryja – królowa, człowiek, matka, po wniebowzięciu dostępna jednakowo dla każdego człowieka na świecie, wzmacnia tę relację, wzmacnia moje zaufanie do Boga.

Zawsze myślałam, że ufam Bogu, ale jednocześnie nie ufałam sobie, nie ufałam w to, że ufam (wiem, że dziwnie brzmi, ale nie umiem tego lepiej wyrazić). Teraz nadal ufam Bogu i nie bardzo ufam sobie, ale mimo wszystko wiem, że relacja między mną a Maryją, Jezusem i Bogiem Ojcem jest żywa, że mogę się zwrócić do Maryi wtedy kiedy wątpię w moje zaufanie, a ona mnie w tym zaufaniu wesprze i zaniesie je dalej. No i mam pewność, że Duch Święty działa.

Co do mojej intencji. To co działo się po odmówieniu nowenny było gorsze, niż wcześniejsze doświadczenia. Wydarzenia, które miały wtedy miejsce wymagały wielkiej wytrzymałości a dodatkowo przeprowadzenia ogromnie bolesnych działań. Ale miałam siłę i wiarę, żeby je przetrwać i doprowadzić do końca. Sam problem nie został całkowicie rozwiązany, ale został znacząco złagodzony, a stan obecny pozwala na to, aby z nadzieją patrzeć na przyszłość.
A ja skupiam się teraz na pielęgnowaniu mojej wdzięczności.

5 1 głos
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x