Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Barbara: Nowenna pompejańska o uzdrowienie z nałogu alkoholowego

Od 10 lat jestem żoną alkoholika. Gdy wychodziłam za mąż byłam nieświadoma że mój partner ma problem alkoholowy. Najzwyczajniej w świecie zostałam oszukana. Na początku małżeństwa pił rzadko, przeważnie w weekendy, gdyż w tygodniu musiał dojeżdżać samochodem do pracy.Jakoś wtedy specjalnie się tym nie przejmowałam, zresztą sam mąż podkreślał że on to kontroluje, że potrafi przestać jeśli będzie chciał, a pije bo musi odreagować pracę. Dobrze krył się z piciem. Nikt nie wiedział o alkoholizmie w mojej rodzinie, nikomu nic nie mówiłam, aby nikogo nie martwic ani obciążać swoimi problemami. A może nawet dlatego, że zwyczajnie się tego wstydziłam? Przez cały ten czas jego picia zdarzały się różne przykre sytuacje jak np, niszczenie moich rzeczy, pamiątek, obrażanie mnie, kłótnie, awantury… Tłumaczyłam sobie, że w każdym małżeństwie się to zdarza. Kłótnie, sprzeczki- to normalne. Trzymałam to wszystko w sobie, wypierałam problem. Sytuacja się zmieniła gdy uderzył mnie po raz pierwszy. Jakaś cząstka mnie wtedy umarła. Nie wiedziałam co dalej robić. Długo nie mogłam się pozbierać. Nie miałam komu się zwierzyć, kogo poradzić i wtedy uciekłam do Boga. Zawsze byłam osobą wierzącą, ale moja wiara była taka nijaka. Zwykłe klepanie formułek i msza niedzielna, bo przecież tak trzeba. Ale wtedy zaczęłam się modlić więcej, znalazłam modlitwę za trudnego męża, którą odmawiałam codziennie, prosiłam o wstawiennictwo rożnych świętych, potem były i pielgrzymki do sanktuariów maryjnych. Po jakimś czasie sytuacja z mężem się poprawiła, mąż przeszedł przed-zawał serca i to wystraszyło go na tyle aby zerwać z nałogiem. Niestety po 8 miesiącach trzeźwości wrócił znowu do picia. A co za tym idzie do agresywnego zachowania. Ja tymczasem uczyłam się z tym żyć, szukałam informacji w książkach i internecie jak należy traktować alkoholika. Poznałam że jest to choroba, a ja ślubując mu miłość w zdrowiu i chorobie wiedziałam że nie mogę go zostawić. „Wyprowadziłam” się do drugiego pokoju, ale to nie powstrzymało go jednak przed wpadaniem tam i robieniem afer. Raz wpadł do środka i rzucił we mnie kubkiem z gorącą herbatą, którą dla mnie zrobił, zresztą… rzucał we mnie wszystkim co miał po ręką. Czasem bywał tak agresywny, że zmuszona byłam spać kilka razy w samochodzie, przy dość niskich temperaturach, albo na zimnej posadzce na ganku bo zakluczył drzwi wejściowe od środka, a sam zasnął upojony alkoholem. Zamiast wyrzutów sumienia u niego, rano słyszałam teksty typu „tam jest Twoje miejsce”, „nikt Cię tu nie chce”. Ja upokorzona i stłamszona, dorobiłam sobie klucze do domu, do pokoju i tak zamykałam się przed własnym mężem. Przestraszona, skrzywdzona i zraniona modliłam się więcej, co rusz nowymi to modlitwami. I tak natrafiłam na nowennę pompejańską. Miałam już z nią styczność gdy modliłam się o dar macierzyństwa, gdyż nie posiadamy z mężem dzieci. Do tej pory nie zostałam wysłuchana, wiec tą za trzeźwość męża odmawiałam z wielką pobożnością, na kolanach i przed wizerunkiem Maryi. Dodam jeszcze, że rok wcześniej także oddałam się Maryi poprzez rekolekcje 33 dniowe. Po tym zawierzeniu sytuacja z mężem była coraz gorsza. Zmienił pracę na miejscową, wiec nie musiał dojeżdżać, dodatkowo pracował w firmie gdzie pozwalał sobie na picie także w pracy. Wpadł w ciąg alkoholowy. Pił codziennie, i coraz więcej. Już w godzinach rannych widziałam go pijanego, ręce trzęsły mu się gdy nie pił, znajdowałam puste butelki nawet po denaturacie… Przychodził pijany do kościoła na mszę, gdzie potrafił zrobić mi tam przy ludziach aferę. Przeogromny wstyd. Moja nowenna zatem była już na prawdę aktem desperacji, rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Pod koniec nowenny jednak było jeszcze gorzej, nie był w stanie już przyjść z pracy o własnych siłach, zataczał się, już na schodach w ciuchach zasypiał, i tak spał tam, gdzie się przewrócił. Przestał funkcjonować w normalnym życiu. Liczył się tylko alkohol. Kilka dni po skończonej nowennie mąż wypił już tak dużo że nastąpiło u niego zatrucie alkoholowe. Pomieszało mu się w głowie, postradał rozum, majaczył. To było przerażające. Czuł się źle ale do szpitala nie chciał iść. W tym dniu mieliśmy jechać do mamy na imieniny. Ja nie dawałam sobie już z tym wszystkim rady, tego już było za dużo, pełna rezygnacji zapytałam Boga i Maryję co robić… gdzieś w internecie natknęłam się na tekst ” w ciszy nie rozwiążesz problemu”. I wtedy powiedziałam mamie o moim problemie. Po 9 latach duszenia tego w sobie i zakładania maski. Nie czułam ulgi, tylko wstyd i upokorzenie. Reakcja mamy była natychmiastowa „Przeprowadź się do mnie z powrotem”. Łzy cisnęły się same, jednak wiedziałam że muszę walczyć o męża. Od kuzynki dostałam zdjęcie, wiadomość od Boga, „małżeństwo polega na uświęcaniu siebie nawzajem”. Pomyślałam, może taki jest plan Boga na mnie, może muszę przyprowadzić męża do Maryi. Z pomocą ducha świętego przełamałam się, wyczułam moment i porozmawiałam z mężem, o tym że moja rodzina już wie o jego piciu, że jeśli nie pójdzie się leczyć to ja się wyprowadzę… i o dziwo się zgodził na leczenie zamknięte. O czym wcześniej nie chciał słyszeć. Co prawda nie byłam pewna jego na 100 procent bo nie raz obiecywał zmianę, ale tym razem byłam dziwnie spokojna. Sama znalazłam ośrodek terapeutyczny, sama go spakowałam i sama go tam zawiozłam. Był 12 grudnia – święto Matki Boskiej z Guadalupe. Przyjmując go w ośrodku zbadali że miał 3 promile alkoholu… ale przyjęli go. Święta i Nowy rok spędziliśmy osobno. Przez ten miesiąc miałam tyle spokoju i błogiej ciszy, że nikt sobie tego nie wyobraża. Prawie codziennie adorowałam w kościele Jezusa, i po Nowennie został już ze mną różaniec, którego odmawiam codziennie. Mąż wrócił z leczenia. Jest już cztery miesiące jak nie pije. I znowu mam dziwny spokój że tak zostanie już zawsze. Może ktoś mnie nie zrozumieć, ale ja jestem dumna że stoczyłam taką walkę o męża, mogłam odejść a zawalczyłam o niego i przyprowadziłam go do Maryi. Na dziesiąta rocznicę ślubu odnowiliśmy przysięgę małżeńską, razem modlimy się na różańcu, dodatkowo mąż zamierza także oddać się Maryi. Ufajcie. Bóg i Maryja Was wysłucha. Jestem na to żywym dowodem. Choćby nie wiem jak ciężko było, nie poddawajcie się. Uciekajcie się do Maryi, Ona was nie zawiedzie. Chwała Panu i Maryi.

4 2 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Kasia
Kasia
23.09.23 13:43

Podziwiam. Pan Bóg doprowadza do największego zła, aby wyprowadzić jeszcze większe dobro. Módlcie się za siebie wzajemnie

Gabriela
Gabriela
08.04.22 15:33

Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Słowa uznania dla Autorki świadectwa, która przeżywając wiele lat piekło na ziemi, nie poddała się. Zawierzyła i oddała się niewolnictwu Maryi, biorąc do rąk najpotężniejszą broń – RÓŻANIEC I NOWENNĘ POMPEJAŃSKĄ. Bardzo dobrze, że zwierzyła się także swej ziemskiej matce, dzięki której mogła ochłonąć. Trudno działać w pojedynkę – „jedni drugim brzemiona noście”.
Życzę Bożego błogosławieństwa i opieki Maryi Królowej Różańca Świętego.

Maria
Maria
07.04.22 22:05

Piękne świadectwo. Niech Maryja ma Was w Swojej opiece już na zawsze. Dziękuję za świadectwo. Serdecznie pozdrawiam.

Julita
Julita
07.04.22 21:51

Chwała Panu ❤

4
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x