Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Aleksandra: Pojednanie i odrodzenie przyjaźni

Pragnę przedstawić zalążek i najistotniejsze elementy większego świadectwa, które właśnie przygotowuję. Niniejszy tekst piszę pod wpływem impulsu, dlatego proszę wybaczyć mi potencjalne niezręczności konstrukcyjne. Nowennę pompejańską odmawiam od 2018 roku w intencji istotnych dla mnie relacji, które od zawsze miały tendencje do wzlotów i upadków, w końcu jednak zaczęły się poważnie psuć. Obiecałam Maryi, że „cały rok” poświęcę na odmawianie nowenny pompejańskiej i będę w międzyczasie zgłębiać tajniki teologii, aby godnie z perspektywy intelektualnej reprezentować chrześcijaństwo przed każdą napotkaną osobą. Z perspektywy miłosierdzia kiepsko mi to wychodzi, stąd chęć rekompensacji. W zamian poprosiłam o pomoc w rozwiązaniu problemów z ludźmi, z którymi wciąż chciałam się przyjaźnić, a z którymi mimowolnie kłóciłam się coraz poważniej.

Maryja zdała się zaakceptować umowę. W przeciągu tych kilku lat, tj. od 2018 roku do tego momentu, w którym piszę te słowa, otrzymywałam mnóstwo łask i zapowiedzi odrodzenia się relacji, o które zażarcie walczę za pomocą różańca. Osoby, za które się modlę, mają różne poglądy na temat chrześcijaństwa, najczęściej jednak są to postawy wrogie, gloryfikujące naukę i czysty empiryzm. Ja należę do osób, dla których tak wiara, jak i nauka są równie istotne, dlatego też wiele razy podejmowałam z nimi wszelakiego rodzaju dyskusje, które, miałam nadzieję, nieco zmienią ich światopogląd.

Niestety było tylko gorzej.

Pogarszało się moje samopoczucie. Przyznam wprost: kilka razy śnił mi się demon. Nigdy go nie widziałam, jedynie odbierałam jego niepokojącą obecność duchowo. Nie jestem osobą strachliwą, lecz w tych chwilach przechodziły mnie ciarki. Pewnego razu we śnie po prostu stanął obok mnie i rzekł: „Dam ci to, czego chcesz, tylko mnie poproś”. Odparłam mu: „Nie ufam ci. Wierzę tylko Jezusowi i Maryi”. Demon wzdrygnął się. Odniosłam wrażenie, że jednocześnie się zirytował i zląkł. Następnie odszedł, a ja się obudziłam.

Epizodów z udziałem demona było jeszcze kilka, a przynajmniej w ten sposób je interpretowałam – przywołam je w przyszłości. Werbowałam na pomoc całe Niebo. Wiedziałam, że miałam ogromne wsparcie wśród licznych świętych.

Pokochałam medytacje. Kiedyś podczas jednej z nich ujrzałam Jezusa, który wyłonił się z ciemności i stanął przede mną. Miał niesamowicie przygnębiony wyraz twarzy. Rzekł: „Uśmiechaj się częściej”. Odpowiedziałam mu z żalem: „Wiesz przecież, że nie mam powodów do uśmiechu” (rzeczywiście szczere uśmiechanie się przychodzi mi z trudem). Następnie Jezus powiedział: „Widzę twoje zatroskanie”. Widzenie się skończyło. Zastanawiałam się, czy naprawdę przyszedł do mnie Stwórca, czy nie padłam ofiarą manipulacji swojego umysłu, uznałam jednak, że wolę po prostu uwierzyć w to, czego doświadczyłam, tym bardziej, że zachęt do uśmiechu pojawiało się w moim życiu coraz więcej – również ze strony kompletnie obcych ludzi. Za każdym razem, gdy ktoś namawiał mnie do uśmiechu, wracało do mnie wspomnienie tamtej medytacji.

I rzeczywiście wtedy się uśmiechałam.

Przejdę teraz do prawdopodobnie najbardziej wyczekiwanego fragmentu tego świadectwa.

Jedna z trudniejszych relacji zaczęła się powoli naprawiać. Mowa o pewnym Norwegu, z którym swego czasu bardzo się przyjaźniłam, a który w końcu zaczął mnie dotkliwie ranić, również wtedy, gdy odmawiałam nowennę. Mimo że starałam się okazywać mu jak najwięcej zrozumienia i ciepła, reagował ze złością, otwarcie groził, że zakończy ze mną znajomość, a gdy powiedziałam mu, że poczułam się przez niego dotknięta, przyznał wprost: „Well, I didn’t try not to hurt your feelings”. („Cóż, nie usiłowałem nie zranić twych uczuć”).

Przestał się odzywać, a ja porzuciłam nowennę, zwątpiwszy o opiece Maryi (stąd ten kontrast między zapowiedzią odmawiania nowenny „przez rok” a faktem o ciągnięciu jej już ponad trzy lata. To naprawdę trudna walka). W chwilach zwątpienia potrafiłam zmienić się w bluźniercę, kłóciłam się z Bogiem, wyzywałam go ze łzami w oczach. Gdy emocje opadały, naturalnie go przepraszałam. Udawałam się nawet do spowiedzi, czego nie miałam kiedyś w zwyczaju robić.

Na szczęście obudził się we mnie nowy zapał do odmawiania różańca. Nawet gdy gaśnie, zmuszam się do tej aktywności.

Maryja chyba okazała mi zrozumienie, bo oto po niemal roku od najbardziej dewastującej kłótni z Norwegiem, po której ten perfidnie mnie ignorował, zaczął na nowo odpowiadać na moje wiadomości. Na pierwszą z nich odpowiedział na dzień po skończeniu kolejnej nowenny – po prostu wiedziałam, że to sprawka Maryi.

W opuszczeniu błagałam ją również o pomoc w znalezieniu przyjaznej duszy. Wysłuchała mnie. Na tydzień po rozpoczęciu innej nowenny zepsuł mi się komputer. Wezwałam na pomoc informatyka, który przyjechał pomóc mi ze sprzętem…

a z którym przyjaźnię się już pół roku.

Czy to przypadek, że gdy ujrzałam tego chłopaka w progu moich drzwi, WIEDZIAŁAM, że to właśnie z nim zawrę niesamowicie korzystną dla mnie relację?

Sprawy relacji powoli dochodzą do ładu. Wciąż się modlę, wciąż pozostaję w kontakcie ze świętymi. Mam nadzieję, że w niedługim czasie napiszę świadectwo, w którym będę już tylko gloryfikować miłosierdzie Boże.

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x