Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Beata: Ekstremalna droga po prawo jazdy

Moja droga do uzyskania prawa jazdy była długa i bolesna. Od pierwszego rozpoczętego kursu do otrzymania dokumentu minęło prawie (8 lat!) Można by rzec , że był to prawdziwy ,,egzamin z życia” który kosztował mnie mnóstwo stresu, nerwów, modlitwy, potu, pieniędzy a nawet łez.

Publikuję to świadectwo żeby dodać otuchy osobom, które być może znajdą się w podobnej sytuacji, aby pokazać, że dla Pana Boga nie ma beznadziejnych przypadków. I choć będzie ono długie, to warto je przeczytać. Nigdy nie traćcie nadziei bo nasz kochany Stwórca potrafi posłużyć się naszą niemocą a także przemienić łzy oraz zwątpienie w triumfalną radość o czym przekonałam się na własnej skórze!

Zaraz po zakończeniu szkoły średniej zapisałam się na kurs. Po ukończeniu obowiązkowych zajęć teoretycznych i zdaniu egzaminu wewnętrznego z maksymalnym wynikiem punktów, pełna nadziei, przystąpiłam do zajęć praktycznych. Szybko jednak okazało się, że nie jestem ,,wyśmienitym” kierowcą. Jazda sprawiała mi problemy, nie potrafiłam jednocześnie skupić się na obsłudze samochodu i kontrolować co dzieje się na mieście. Popełniałam masę błędów, nie potrafiłam zapanować nad pojazdem i poprawnie wykonywać manewrów typu: parkowanie, zawracanie itp. Często gasł mi silnik, auto wyło albo wibrowało do przodu.

Dodatkowo, sprawę pogarszał fakt, że trafiłam na bardzo niecierpliwych instruktorów. Jeden z nich szczególnie zapadł mi w pamięć – był niemiły, ciągle krytykował i wprowadzał napiętą atmosferę do tego stopnia, że nauka stała się całkowicie nieefektywna. Wyraz twarzy tego pana , wezmę ze sobą już do grobu. Drugi z kolei choć bardziej przyjazny powiedział : ,,dla ciebie 100 godzin to będzie mało” i polecił wziąć kolejne godziny u innego instruktora, bo jak sam stwierdził :,, nie ma już do mnie cierpliwości”.

Po wyjeżdżeniu obowiązkowych godzin, dokupiłam jeszcze godziny w innym ośrodku, ale też nie było lepiej – mimo, iż instruktorzy byli bardziej przyjaźni. Stwierdziłam, że kierowanie samochodem to nie dla mnie – i że lepiej będzie jak zrezygnuję, bo jeszcze ktoś na drodze przeze mnie ucierpi. Nie podeszłam nawet do egzaminu, nie czułam się przygotowana. Poza tym sprawę komplikował fakt, że korzystałam wtedy z funduszy rodziców i było mi głupio stale brać pieniądze na doszkalanie się skoro efektów i tak nie ma.

Mijały lata, poszłam na studia, zajęłam się innymi sprawami. Jednak gdzieś w głowie ciągle odzywał się głos, abym kontynuowała to co zaczęłam. Ten głos nie dawał mi spokoju. Wyjechałam za granicę, gdzie zarabiałam dobre pieniądze, potem wracałam na kilkutygodniowe okresy do Polski. Był czas, były środki finansowe i tak zdecydowałam, że zapiszę się od nowa na kurs. Wcześniej przed jego rozpoczęciem, odmówiłam Nowennę Pompejańską. Była to moja pierwsza w życiu nowenna. Zdecydowałam, że spróbuję ten ostatni raz, tym razem z pomocą z nieba.

Teoria poszła gładko, jednak przy praktyce znowu pojawiły się schody. Powrócił stres, rozgoryczenie, brak płynności przy wykonywaniu manewrów. Miałam żal do Boga, że mimo modlitwy sytuacja z przed lat znów się powtarza. Bywało, że szło mi całkiem nieźle i czułam się zmotywowana a bywało i tak, że kończyłam jazdy cała zlana potem, karcona przez instruktora. Wtedy znowu zaczęły nasilać się depresyjne myśli. Jednak coś pchało mnie głębiej i głębiej (dziś wiem, że tak działa łaska Boża).

Ciągle brałam dodatkowe godziny i zmieniałam instruktorów. W międzyczasie wyjeżdżałam za granicę, a kiedy tylko powracałam od razu dokupywałam dodatkowe godziny. Cały proces od zakończenia kursu trwał około roku (około 6 miesięcy byłam w Polsce, a 6 w Niemczech).

Zauważyłam, że jazda idzie mi coraz lepiej. Pierwszym symptomem był fakt, że będąc w ruchu miejskim już nie trzęsą mi się ręce. Potem zaczęłam ,,wyczuwać autko”. Nauczyłam się redukować i zmieniać biegi. Oglądałam w Internecie filmiki, obrazujące technikę jazdy i wykonywanie manewrów krok po kroku. Nauczyłam się schematycznie jak wykonywać te manewry, a potem doskonaliłam je na praktycznej nauce. W międzyczasie pan Bóg postawił na mojej drodze wspaniałych instruktorów, którzy uwierzyli we mnie a nawet chwalili, mówiąc że jeżdżę dobrze. Oni pomogli zapomnieć o przeszłości , uwierzyć w siebie i przykazali zapisać się na egzamin.

Tak zmotywowana zapisałam się do pobliskiego WORD-u. Pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem. Oblałam na łuku. Tego dnia stresowałam się tak mocno, że noga niemal ,,latała” mi na sprzęgle, a serce biło jakby miało za chwilę wyskoczyć z piersi. Nie mogłam zrozumieć, czemu Pan Bóg do tego dopuścił, przecież na jazdach z instruktorem łuk wychodził mi bezbłędnie!

Drugie podejście: Oblałam na wzniesieniu. Stres nieco mniejszy, ale też uniemożliwił mi wyjazd na miasto.

(Dodam jeszcze, że w czasie pomiędzy szkoleniem a egzaminami bardzo dużo się modliłam na różańcu, także do Maryi Rozwiązującej Węzły, Koronkę do Bożego Miłosierdzia, Różance w intencji Dusz Czyścowych, prosiłam wstawiennictwa świętych poprzez 9-dniowe Nowenny, m.in. św. Ritę, św. Judę Tadeusza, św. Jana Pawła, św. Charbela, ofiarowywałam Bogu posty o chlebie i wodzie (ponad 10 dni) , a także starałam się częściej uczestniczyć w Mszach Świętych w powszednie dni). To dodawało mi sił i pomimo porażek sprawiało że nie dopadło mnie zniechęcenie.

Podejście nr 3 również zakończyło się porażką, ale byłam już coraz dalej, bo tym razem udało się wyjechać na miasto. Niestety oblałam przez wymuszenie pierwszeństwa. Stres na egzaminie paraliżuje racjonalne myślenie.

I wreszcie nadszedł ten dzień – 4 egzamin zakończony powodzeniem! Tego dnia nic nie wskazywało na to, że zdam. Stres niewiele mniejszy od poprzednich egzaminów, ale tym razem postanowiłam, że oddam wszystko Jezusowi. Wiedziałam, że moja jazda nie jest doskonała ale nie dopuszczałam do siebie negatywnych myśli. Kiedy tylko się pojawiały, natychmiast je od siebie oddalałam. Powtarzałam w kółko : ,,Jezu ty się tym zajmij, troszcz się Ty”. Ten akt zawierzenia sprawił że P. Jezus mógł zadziałać z całą swoją mocą.

Nie oznacza to wcale, że mój egzamin był taką błahostką. Czytałam świadectwa osób, które opisywały że w dniu kiedy miały zdawać, ogarniał je wewnętrzny pokój. Ja niczego takiego nie doświadczyłam, przed rozpoczęciem egzaminu jak i podczas jego trwania cały czas tkwiłam w niepewności. Ale wciąż i wciąż powtarzałam w myślach, akt zawierzenia i krótkie akty strzeliste do Jezusa.

Egzaminator jakiego mi przydzielono, nie był zbyt przyjazny. Nie odzywał się zbyt wiele, a jeśli już to by zwrócić mi na coś uwagę. Powiem nawet, że próbował wyprowadzić mnie z równowagi sugerując, że źle trzymam ręce na kierownicy. Straszył, że jeżeli to będzie się powtarzać to mnie obleje! W trakcie jazdy popełniłam 1 błąd przy przekroczeniu prędkości – drugi taki sam błąd skutkowałby przerwaniem egzaminu.

Podczas parkowania – uderzyłam w krawężnik, jednak egzaminator o dziwo nie zwrócił na to uwagi.

Miałam też sytuację, że nagle zapaliło mi się pomarańczowe światło (wiem, że niektórzy egzaminatorzy używają hamulca i przerywają egzamin!)

Poza tym były jeszcze marginalne sytuacje do których jakby chciał to mógłby się przyczepić. Nic takiego jednak się nie stało. Po 31 minutach jazdy w ruchu miejskim, dojechaliśmy do ośrodka i wreszcie wynik: egzamin pozytywny! Egzaminator zadał mi tylko pytanie dlaczego tak przyśpieszyłam przy ograniczeniu do 30 km/h i wręczył arkusz przebiegu egzaminu.

Nie mogę nawet opisać, jaki kamień spadł z mego serca, który rozpadł się w jednej chwili na milion kawałków. Kto dotrwał do końca czytając do świadectwo, mógł zauważyć jaką drogę przebyłam aby dojść do końca tej drogi.

Moja rada: nigdy ale to nigdy się nie załamuj. Powierz wszystko Jezusowi i Matce Bożej a oni się tym zajmą. I uzbrój się w cierpliwość, każde nawet najbardziej bolesne doświadczenie ma ogromną wartość, ponieważ moc w słabości się doskonali a prawdziwa siła próbuje się ogniu jak złoto. Dzięki temu doświadczeniu nauczyłam się pokory, cierpliwości, determinacji w dążeniu do celu, a także uświadczyłam się w przekonaniu że Pan Bóg ma dla każdego doskonały plan i czuwa nad wszystkim. Trzeba mu tylko zaufać i włożyć swoją pracę w osiągnięcie celu, bo tak to już jest, że nic na tym świecie nie przychodzi łatwo. Jednak z Bożą pomocą wszystko staje się realne! Musisz tylko Mu uwierzyć i otworzyć się na działanie łaski 🙂

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
[seopress_breadcrumbs]
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Agnieszka
Agnieszka
17.09.19 14:52

Witam , na to wyglada , ze takie historie częściej się zdarzają niż mi się wydaje . Kurs prawka zrobiłam 7 lat temu podejścia skończyły się fiaskiem a ze byłam w ciąży stwierdziłam , ze wrócę do tego po porodzie i tak minęło 7 lat . 26 września o 6:30 podchodzę pierwszy raz po takim czasie do egzaminu , oczywiście zaczęłam nowennę w sprawie mojego prawka mam nadzieje ze uda się tym razem zdać egzamin może nie od razu ale chociaż za drugim/ trzecim razem powierzyłam moja sprawę Matce Bożej 🙂 pozdrawiam serdecznie i gratuluje

Beti
Beti
06.05.19 09:14

🙂 🙂 🙂

Madzia
Madzia
03.05.19 20:30

Kropla drąży skałę! Beato, jak czytałam Twoje świadectwo, od razu myślałam o sobie i swojej wyboistej drodze do prawa jazdy. Ja w ciągu 5 lat uporałam się z tym problem, o kilka lat za długo, ale… nieważne. W tej chwili nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Co ciekawe, też miałam złego (pierwszego) instruktora, którego nieprofesjonalne zachowanie podczas jazd (przeklinał, gdy się zdenerwował!) oraz uszczypliwe komentarze bardzo mnie dołowały. W dniu w którym zdałam, zanim wyszłam z poczekalni na plac manewrowy po wywołaniu mnie na egzamin powiedziałam w myślach:”JEZU, RATUJ!!!”. Wcześniej zawsze miałam inne myśli, typu:”Bądź wola Twoja”, a tym… Czytaj więcej »

Beti
Beti
07.05.19 16:05
Reply to  Madzia

Madzia , dziękuje Ci za ten komentarz. Ja miałam początkowo żal do Boga – wszyscy w moim otoczeniu mieli już prawo jazdy, moi bracia , kuzyni, koleżanki i koledzy… Nie zauważyłam aby komukolwiek zdanie egzaminu sprawiało problemy (bynajmniej nie z najbliższego otoczenia). Miałam przeogromny żal, dlaczego wszechmogący Bóg, nie dał mi zdolności aby zdać to prawo jazdy wcześniej. Dopiero później zrozumiałam, że to doświadczenie, ten krzyż jest celowo we mnie wykierowany 🙂 Tak , pan Bóg zamienił coś co początkowo uważałam za przekleństwo, na błogosławieństwo. Te porażki, zwątpienia (także podczas niezdanych egzaminów) ofiarowałam w intencji Dusz w czyśćcu cierpiących. Wiem,… Czytaj więcej »

4
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x