Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Ania: Modlitwa w intencji wypełnienia się woli Bożej

Szczęść Boże. Moje świadectwo może być dość długie, gdyż chciałabym opisać wszystko co się wydarzyło. Mam 21 lat. Byłam z chłopakiem 5 lat. Był to mój pierwszy chłopak, tak samo jak ja jego pierwszą dziewczyną. Byłam zawsze pewna jego uczucia, wiedziałam, że nigdy nie zdradziłby mnie i tak też było. Problemy zaczęły się, kiedy moja rodzina nalegała na zerwanie z nim, ponieważ jest to chłopak, który pochodzi z rodziny niepraktykującej,z rodziny w której się nie rozmawiało o Bogu, a przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie. Jest to też osoba chora na epilepsję, ale na szczeście tego najmniejszego stopnia, dzięki temu, że bierze tabletki. Ja za to pochodzę z rodziny wierzącej i praktykującej i naprawdę nigdy nie sądziłam,że cokolwiek do tego chłopaka poczuję, ale stało się jak się stało.. Kiedy dowiedziałam się o jego chorobie(był to początek związku) i o tym, że jest niewierzący byłam pewna, że Bóg postawił mi go na drodze, żeby go nawrócić i żeby pomóc mu w tej chorobie. Na początku(przez jakieś 2 lata związku) nie przeszkadzało mi to aż tak. Jednak potem już zaczęło, głównie, przez nacisk mojej rodziny, a najbardziej mojej mamy. Przez nią bardzo dużo się z nim kłociłam i bardzo dużo też niemiłych słów padło z moich ust na temat na przykład jego choroby. Wszystko to co moja mama mówiła na niego, ja mówiłam to jemu i w ten sposób dochodziło do kłótni, a on przestawał do mnie przyjeżdzać bo czuł się źle w moim domu. Doszło też do mnie, że mimo tego, że moja rodzina jest praktykująca i wierząca, nie zachowuje się do końca tak. Ja jako jedyna z rodziny wiedziałam, że osoby chorej nie można odczucać tylko trzeba mu pomóc. Moja babcia ciągle powtarzała, że miłości nie ma a od osoby chorej trzeba uciekać jak najdalej. Smutne to, ale właśnie taka była moja rodzina do pewnego czasu. Pod koniec grudnia nie wytrzymałam tego wszystkiego i zakończyłam ten związek, mimo tego, że go bardzo kochałam a on mnie. Ale kończąc go w głowie miałam myśl, że wszystko się ułoży, ale dopiero za jakieś pół roku. Tą myślą nie żyłam długo, jakieś 2, 3 tygodnie po rozstaniu. Bardzo zależało mi na jego nawróceniu w sumie przez cały czas, lecz nie potrafiłam sie za niego modlic, nie wiedzialam jak, modlilam sie przy wieczornej modlitwie jedynie. Jednak moja mama sie bardzo duzo za niego modlila, w intencji nawrocenia. I tez zaczelam zauwazać małe kroczki do przodu, rok przed zerwaniem. Czasem pytał czy pójdę z nim do kościoła, czasami też szedł sam. Modlił się wieczorem, ja z nim również się modliłam nieraz. Bardzo się z tego cieszyłam, ale stwierdziłam też, że po co się dalej za niego modlić, skoro wszystko idzie w dobrym kierunku? No i niestety poźniej już nie szło.. Kiedy pytałam czy pójdzie ze mną do kościoła i odpowiadał, że nie chce, to ja robiłam mu awantury i potrafiłam się nie odzywać cały dzień-co teraz zauważyłam było błędem. Aż w końcu przestał się modlić i nie miał ochoty już chodzić do kościoła(to się jakoś wydarzyło blisko zerwania) No i wracając do tego co się ze mną działo po zerwaniu.. Po jakimś miesiącu zaczęło być ze mną bardzo źle. Robiłam wszystko by o nim zapomnieć. Zaczęłam myśleć juz trochę jak moja mama, która wymarzyła sobie dla mnie idalnego męża, ale ideałów niestety nie ma. Zaczęłam patrzeć na facetów jej oczami, spotykałam się z dwoma. Jeden z nich był blisko ideału. Miał pieniądze(moja mama bardzo na to patrzyła), studiował i pracował jednocześnie, był wysoki, miał samochód-idealny kandydat na mojego męża. Jednak coś mnie od niego orzucało, nie mogłam zapomnieć o byłym chłopaku, mimo to dalej sie spotykałam i robilam nadzieje innym, w tym też jemu. Prócz tego zaczęłam dużo przeklinać, przestałam się modlić, chodziłam na imprezy i poznawalam nowych chłopaków, nie miałam ochoty chodzić do kościoła i czasem też nie chodziłam, źle się tam czułam. Miałam żal do Boga, że tak wyszło wszystko, że ten mój chłopak się nie nawrócił i że Bóg wysłuchał mojej mamy, gdyż ona się modliła o to, bym z nim zerwała… Bolało mnie to wszystko, i tak mijały miesiące.. Ale zdarzyło się coś niesamowitego na początku kwietnia. Zaczynając od tego, że mialam sen o opętaniu mnie, ale miało to zwiazek z tym moim chłopakiem, Wystraszylam sie, gdyz był bardzo realny ten sen. Od tego dnia zaczelam sie znow modlic wieczorem za jego nawrocenie, az pewnego późnego wieczoru, to był 1 kwiecień przeglądałam sobie interent, gdyż chciałam dowiedzieć się dlaczego Bóg stawia nam osobę chorą i niewierzącą. Mimo tego, że znalazlam kilka odpowiedzi coś dalej kazało mi szukać… Az znalazlam nazwę „nowenna pompejańska”, o której nigdy wcześniej nie słyszałam, tak jak nikt z mojej rodziny. Wystarczyło, że przeczytałam tylko kilka zdań na temat tej nowenny i od razu powiedziałam tego wieczoru: jutro wstaję rano i zaczynam nowennę za nawrócenie tego jeszcze wtedy „byłego chłopaka”. No i tak też było. Skończyłam nowennę 24 maja= dzień po Zielonych Świątkach i chyba było to też święto Matki Boskiej Różańcowej i tego samego dnia była Msza w Pompejach, gdzie również zdążyłam złożyć tam intecję za niego. Lecz o tym kiedy kończę nowennę nie miałam pojecia, gdy zaczynałam ją. Podczas tej nowenny nie było łatwo. NIe mogłam spać po nocach, ciągle mialam mysli dołujace typu:po co się za niego modlisz, i tak już cie nie kocha, to nic nie daje, on sie nigdy nie nawroci, on ma cie juz gdzies. Ale ja sie nie poddawalam, mialam wiele chwil zwątpienia. Była też sytuacja kiedy jechałam samochodem i było przejscie dla pieszych na którym przechodzili ludzie, a coś nie dawało mi wcisnąć hamulca i wcisnęłąm tuż przed pieszym. Porwał mi się też różaniec 3 razy ale go naprawiłam. Gorzej zaczęło być tak od drugiej połowy. Mówiąc tą nowennę miałam nadzieje, że się odezwie do mnie i się nawróci. Jednak tak nie było…Wtedy się jeszcze bardziej załamałam i zastanawiałam się po co ta nowenna, skoro nic z tego? Po dwóch tygodniach od zakończenia tej pierwszej zaczęłam drugą w intencji wypełnienia się Woli Bożej między mną a nim, że jeśli jest to zgodne z Wolą Bożą, to żebyśmy się zeszli,żeby dał nam szasnę, a jeśli nie jest to zgodne, to żebym stała się obojętna na niego i żebym poznała kogoś innego. Nie było aż tak źle jak podczas 2 nowenny, ale za to mówiłam ją na siłę, nie wierzyłam ze cokolwiek sie zmieni, miałam tez mysli samobojcze. Nowennę skończyłam na początku sierpnia, 2 dni przed zakończeniem byłam w Częstochowie. Z moim samopoczuciem było źle, bo dalej nic nie rozumiałam z tego. 2 dni po zakończeniu nowenny napisał do mnie jego najlepszy przyjaciel ,czy pojechałabym z nimi następnego dnia na działkę. Wtedy poczułam, że o coś tu musi chodzić… Że może Bóg chce mi coś pokazać przez to, może to, że mnie juz nie kocha a może to, że dalej coś do mnie czuje. Długo sie zastanawiałam czy mam jechać, ale ostatecznie pojechałam. Tam zauwazyłam, że nie jest na mnie obojętny, rozmawialismy tez troche, utwierdział mnie też w przekonaniu, że nigdy by mnie nie zdradził itp. Bylo dziwnie, bo to byl pierwszy raz od 9 miesięcy kiedy go widzialam i moglam z nim porozmawiac. Kiedy wróciłam z tej działki do domu miałam żal do Boga, bo dalej nie rozumialam po co to spotkanie, skoro nic nie wyszlo i dalej nic nie wiem. Ale po kilku dniach od tej działki postanowiłam do niego napisać czy moglibyśmy się spotkać. Mowiłam w myślach, Boże jesli on nie jest dla mnie, niech odpisze, że nie ma czasu lub niech wgl nie odpisuje. Jednak odpisal. Na spotkaniu przeprosilam go za to jaka bylam okropna dla niego kiedys(pisalam tez z innym chlopakami, spotykalam sie, kiedy on o tym nie wiedzial) i powiedzialam, ze dalej cos do niego czuje, ze dojrzalam do zwiazku, i ze moje uczucie jest dojrzalsze niz było. On tez mnie przeprosil. Spacerowalismy jakies 5 godzin, zachowywalismy sie troszke jak dawniej. On nie miał nikogo przez te 9 miesiecy ani z nikim sie nie spotykal, bo dalej cos do mnie czuł. Zamknal sie bardziej w sobie, bardzo rzadko wychodzil z domu. Po tamtym spotkaniu było kolejne, na którym powiedzial mi, ze duzo o tym myslal co mu powiedzialam, i ze damy sobie szansę, że mnie kocha. Od tamtej pory jestesmy do teraz razem, czyli niedługo bedą jakies 2 miesiace. Miedzy nami jest lepiej niz było, widac ze bardzo za soba tesknilismy. Myślimy już o slubie itp. Moja rodzina pogodzila sie juz z tym, i maja duzo lepszy stosunek do niego niz wczesniej. Teraz muszę wierzyć, że Bóg pomoże mu się nawrocić, że on poczuje, że Bóg chce dla niego jak najlepiej, i że nie zesłał na niego choroby, bo go nie kocha. Może i ta choroba ma go zbliżyć do Boga.. nigdy nie wiadomo w jaki sposób się nawróci, bo wątpię, że Bóg ponownie nas złączył, by było tak samo jak wcześniej, musi w tym być jakiś cel. Jest cięzko bo czasami mam chwilę zwątpienia.. A co do nowenn, bardzo mnie zmieniły. Moje podejście do wszystkiego. Jestem otwarta na wolę Bożą, co ma być to będzie, prosiłam Boga by prowadził mnie w tym związku, i mam nadzieję, że mnie nie opuści.. Na pewno Maryja pokazała mi tą nowennę, akurat w momencie kiedy upadałam. Nigdy wcześniej nie byłam w stanie zmówić tyle różańców, ponieważ nie odmawiałam rózańca, i nigdy nie modliłam się jakimikolwiek nowennami, więc uważam,że to była łaska od Boga, że wytrwałam. Moja wiara na pewno się pogłebiła, i wiem że cale życie będę odmawiać tą piekną nowennę. Wszystko ma jakiś cel. Najpierw ja musiałam się zmienić, nawrócić(a o to modliła się moja mama)by potem on mógl zrobić to samo. Jeszcze nie widać kroczków jego nawrócenia, ale mam nadzieję, że już niedługo będą widoczne. Kiedy ktoś się o coś modli, i tego nie dostaje, to nie oznacza, że tego nie dostanie. Dostanie to, ale w swoim czasie, a jeśli nie dokładnie to, to coś innego, lepszego, ponieważ każda modlitwa jest wysłuchana. Trzeba być cierpliwym, bardzo cierpliwym i nie wątpić. Może wlasnie kiedy sie nie dostaje tego, czego sie chce, to Bóg chce pomoc zrozumiec dlaczego jest tak a nie inaczej? Trzeba miec oczy dookoła otwarte, i pogodzić się w wolą Bożą,bo Bóg kocha każdego z nas. Trzeba ufać, że Bóg wie co jest dla nas najlepsze. Sądzę, ze własnie takie upadki ludzi są po to, by czlowiek mógl się jeszcze bardziej zbliżyć do Boga, Maryji i zrozumieć jakie zadanie na tym świecie przygotował dla nas. Bardzo dziękuję Matce Bożej za to, że mnie wysłuchała. Trwajcie w modlitwie i ufajcie!

3 2 głosów
Oceń wpis
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ania
Ania
10.03.17 08:29

Nowenna Pompejanska jest wielkim darem od najukochanszej Matuchny myślę że lepszego przewodnika po życiu ziemskim nie ma. Jest to cudowna modlitwą odsłaniająca tajemnicę woli Bozej w stosunku do każdego z nas z osobna. Módlmy się a będziemy szczęśliwi, trwajmy w modlitwie przez całe życie bo życie tak szybko przemija a dzięki tej modlitwie mamy duże szanse dostać się do nieba czego z całego serca wszystkim zycze,

Ela
Ela
07.11.15 13:05

wierzę w to, że na pewno wszystko się ułoży. wystarczy tylko w to wierzyć

Boguslaw
Boguslaw
01.11.15 03:48
Kamila
Kamila
01.11.15 18:14
Reply to  Boguslaw

dziękuję za ten link, był mi dzisiaj potrzebny.

Zaneta
Zaneta
31.10.15 22:39

Bardzo piękne swiadectwo… ja tez odmówiłam nowenne w intencji przemiany serca byłego chłopaka, jednak na razie intencja nie została wysłuchana. Niech Matka Boża ma Was w opiece!

Aga
Aga
31.10.15 22:10

Przepiękne świadectwo. Niech Bóg Wam błogosławi !!!

6
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x