Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Łukasz: Szukałem drogi, On zmienił wszystko

Szczęść Boże. Jestem młodym mężczyzną, świeżo po studiach. Moja wiara nie zawsze była silna – zdarzyło mi się w przeszłości od niej odejść. W zeszłym roku znalazłem w sobie gotowość, żeby prawdziwie ożywić relację z Bogiem.

O nowennie dowiedziałem się najwięcej od znajomych, których w tamtym czasie poznałem w kościele. Pogłoski słyszałem już wcześniej (m.in. w sieci) – że to „modlitwa cud”, okupiona jednak opętaniem, że jak zacznę odmawiać, to szatan nie da mi spokoju. Czytałem świadectwa ludzi, którzy opisywali swoje doświadczenie jako katorgę, jako coś, czego żałowali. Do momentu poznania wspomnianych znajomych nie mogłem znaleźć w sobie grama odwagi, żeby choćby zgłębić temat. Znajome twierdziły, że „nic złego im się nie dzieje”, a nowenna „jak dotąd nie działa”, ale jak chcę, to mogę spróbować. Więc spróbowałem.

Początkowo przerażała mnie wizja odmawiania tak długiej modlitwy każdego dnia przez niemal dwa miesiące. Modlitwa zawsze była dla mnie trudna, nużąca, myliłem słowa, zasypiałem. Na początku nie umiałem nawet odmawiać różańca z pamięci, więc wspierałem się nagraną modlitwą.

Prosiłem o pomoc w przemianie swojego życia, a dokładniej w odnalezieniu drogi zawodowej. Dwa lata wcześniej opuściłem stanowisko w dużej firmie, do której bardzo trudno jest się dostać. Niestety musiałem wybierać pomiędzy rozwojem kariery kosztem mobbingu, a zdrowiem psychicznym – wybrałem to drugie. Później pracowałem jeszcze krótko w małym biurze, które okazało się być grupą przestępczą, przez co kolejny rok spędziłem na tułaniu się po sądach.

Jeszcze przed końcem moich studiów branża upadła, a był to ostatni mój pomysł na ścieżkę zawodową po tak wielu poniesionych porażkach. Nie miałem pojęcia co mogę w życiu robić, na jakie inne studia się zapisać, jak się usamodzielnić, kiedy skrót „mgr” znaczy tak niewiele. Zero pomysłu na siebie, a zbliżały się moje kolejne urodziny. Moi znajomi zaręczali się, zakładali rodziny, awansowali, a ja stałem w miejscu bez perspektyw, czując ciężar lat „zmarnowanych” na naukę. Rodzina wytykała mi tę sytuację. Chciałem móc ruszyć z życiem do przodu, ale nie wiedziałem, w którą stronę iść.

Nie widząc absolutnie żadnego wyjścia, postawiłem wszystko na jedną kartę i zacząłem odmawiać nowennę. Podchodziłem do tego bardzo obowiązkowo, choć miewałem duże problemy ze skupieniem. Ostatecznie „Pompejankę” odmówiłem bez większych potknięć – nie było to nieosiągalne, czy też w żadnym stopniu tak żmudne, jak może się wydawać.

Co zmieniła? Zmiany pojawiły się już w pierwszym tygodniu.

I niestety nie była to propozycja pracy. Pewna osoba z mojego środowiska obrzuciła mnie bardzo poważnymi, lecz bezpodstawnymi oskarżeniami. Zaczęła fabrykować oczerniające materiały i siać nienawiść przeciwko mnie. Przyczyną miał być jej zawód miłosny, choć nie był to powód jakkolwiek adekwatny do tak potężnej wrogości. Wiele osób, nie zamieniwszy ze mną słowa, wykluczyło mnie z dnia na dzień ze swojego życia – przyjaciele, koledzy, znajomi. Wspomniana osoba posunęła się dalej, podburzając przeciwko mnie inne osoby z mojego życia. Sama trzymała się blisko Kościoła, jednocześnie wyszydzając sakramenty i manipulując osobami, które jej ufały.

Straciłem wszystkich poza rodzicami, z którymi i tak nie miałem najlepszego kontaktu. Moi dawni przyjaciele patrzyli na mnie z wrogością, złorzeczyli mi, oczerniali mnie, fałszywie oskarżali. Odwróciła się ode mnie nawet moja najwierniejsza przyjaciółka. Zostałem tylko ja i nowenna. „Dał Pan i zabrał Pan” – pomyślałem. Odmawiałem nowennę dalej, a do tego codziennie modlitwy ochronne.

Oparcie życia na modlitwie, wierze i praktykowaniu dobra zaczęło je przemieniać na wszystkich płaszczyznach. Przez ostatnie miesiące kolejne osoby przychodziły do mnie i dawały wyraz wsparcia w kwestii wykluczenia. Z tymi, którzy się wahali, jestem dziś w pozytywnym kontakcie. Mimo koszmarnych trudów emocjonalnych widziałem coraz więcej, coraz lepiej rozumiałem ludzi. Zacząłem stawać się samodzielny, zorganizowany, stabilny – zyskałem wiele cech charakteru, które pozwoliły mi na niespotykaną wcześniej odpowiedzialność i opanowanie. Hartowany poprzednimi doświadczeniami potrafiłem wiele znieść.

Zacząłem zauważać, że pewne wydarzenia się powtarzają. Zmieniały się czasem osoby, ale sytuacje były do złudzenia podobne – jak gdyby Bóg dawał mi szansę na „odmienienie przeszłości”, na pójście inną drogą. Na naprawienie błędów, których bardzo żałowałem. Na niezbędną naukę.

Pod koniec czerwca ktoś namówił mnie do zaaplikowania na stanowisko, na które pozornie nie miałem szans się dostać. Wysyłałem setki CV dużo mniejszym firmom o niższych wymaganiach i odzew był praktycznie żaden. Była to praca związana z kierunkiem moich studiów, w której przydatne okazałoby się moje doświadczenie z poprzedniej firmy.

Byłem w ciężkim szoku, kiedy następnego dnia (!) dostałem telefon z zaproszeniem na rozmowę, podczas gdy rekrutacja miała trwać jeszcze miesiąc. Dzień po rozmowie zostałem poinformowany o kolejnym etapie rekrutacji, jakim było spotkanie z potencjalnym przełożonym. Ta rozmowa przebiegła jeszcze lepiej, odniosłem bardzo pozytywne wrażenie. Rodzice mi gratulowali, choć mówiłem, że z tym warto się jeszcze wstrzymać. W duchu jednak czułem już ulgę, że może coś się w końcu wyprostuje, że może mi się uda. Stabilna praca, samodzielność, dorosłe życie, poczucie własnej wartości.

Za trzy tygodnie otrzymałem telefon z decyzją o odrzuceniu mojej aplikacji. W pierwszej chwili byłem wściekły – przede wszystkim na siebie, że na pewno coś zepsułem. Część rodziny krzyczała na mnie, że to wszystko moja wina, akcentując, jacy to nie są moją osobą rozczarowani. Wiedziałem jednak, że widocznie taki jest plan Boga i pozostaje mi się z tym pogodzić. Być może nie nadszedł jeszcze mój czas.

Po tygodniu niepewności otrzymałem drugie zaproszenie na rozmowę w tej samej firmie – pozwolono mi wybrać jeden z czterech działów. W następnym tygodniu, gdy wracałem do domu, dostałem telefon z propozycją pracy na jeszcze lepszych warunkach niż negocjowane.

Właśnie minął mój pierwszy tydzień w pracy. Warunki są naprawdę dobre, firma dba o pracownika. Mój zespół składa się z wesołych, przyjaznych ludzi, którzy są dla siebie jak grupa starych, dobrych znajomych. Mój przełożony sam przypomina mi o przerwach i dopytuje, czy niczego mi nie brakuje. Nie dowierzam.

Poza pracą biorę udział w szkoleniach przygotowujących mnie do zawodu, który chcę wykonywać w przyszłości – tak, znalazłem swoją drogę.

Lekcje od życia nadeszły gwałtownie, brutalnie, bez ostrzeżenia. Pan Bóg wie, że najbardziej ze wszystkiego brakuje mi cierpliwości – więc odmienił moje życie o 180 stopni w pół roku, choć nie musiał tego robić wcale.

Nowenna była dla mnie także okazją do poznania mocy Maryi w praktyce. Pokora i silna wiara nie umkną uwadze Królowej Różańca Świętego.

Pan rozgonił ciemne chmury z mojego życia – proście Go, a otrzymacie.

4.5 21 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Beata
Beata
16.09.23 08:38

Piękne świadectwo,, dziekuję. Wyślę je mojemu synowi, choć wiem, że nie przeczyta i nie skorzysta.

Agga
Agga
24.08.23 08:09

Mocne świadectwo dziękuję

Emi
Emi
22.08.23 06:55

Piękne świadectwo! 🙂

3
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x