Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Iwona: Nowenna pompejańska o dar drugiego dziecka

Historia tego świadectwa rozpoczęła 4 lata temu kiedy razem z mężem zapragnęliśmy mieć drugie dziecko. Zaraz potem byłam w ciąży, ale radość trwała krótko ponieważ na pierwszym, najważniejszym badaniu USG w 3 miesiącu ciąży okazało się, że płód jest martwy. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień, było to 3 dni przed Wigilią. Nie muszę opisywać jak smutne to były święta. Miałam ochotę schować się przed całym światem, ale musiałam być silna dla mojej moje dwu letniej córeczki.Ciągle zadawałam Panu Bogu pytania: „Dlaczego”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to zaledwie „wierzchołek góry lodowej”. Często na Mszy Świętej nie byłam w stanie opanować łez, z trudem przychodziła modlitwa. Przełom nastąpił po rekolekcjach, w których było mi dane w tamtym czasie uczestniczyć. Do dziś pamiętam słowa rekolekcjonisty, który opowiadał o trudnych sytuacjach, które spotykają nas w życiu i szczególnie zaznaczył zdania „Nie panikuj” , „Nigdy nie przestawaj się modlić”. Pełna optymizmu po odbytych rekolekcjach właśnie tak chciałam wypełnić tą pustkę, która we mnie pozostała.

Natknęłam się na nie znaną do tamtej pory nowennę pompejańską, dostałam od cioci pierwszy obrazek z instrukcją odmawiania i bez żadnego odkładania w czasie rozpoczęłam modlitwę. Intencja była oczywista, prosiłam o rodzeństwo dla mojej córeczki. Pamiętam, że po zakończeniu nowenny rozpadł mi się różaniec o metalowym splocie. Zaraz później dostałam od siostry różaniec prosto z Pompejów bo akurat byli tam z rodziną w tym czasie. Dość już zniszczony jest ze mną do dzisiaj. Po zakończonej nowennie rozpoczynałam następną, a potem kolejną. Minął rok, nic się nie zmieniło, ale modliłam się dalej. Prosiłam o pomoc Św. Dominika, Św. Stanisława Papczyńskiego, Św. Martę (przez 9 kolejnych wtorków), Św. Jana Pawła drugiego, Sw. Gerarda, Św. Ignacego Loyolę, Św. Ritę, odmówiłam miesiąc ku czci Św. Józefa, który połączyłam z postem na spożycie czekolady, którą tak uwielbiam:)

Bardzo często czytałam świadectwa kobiet w podobnej sytuacji, dawały mi dużo nadziei.

Wszystko to było połączone z wieloma wizytami u różnych lekarzy, którzy nie widzieli przyczyn medycznych takiego stanu, najczęściej tłumacząc, że jestem młoda i trzeba się starać. Miałam wtedy 29 lat.

Wybraliśmy się z mężem na pieszą pielgrzymkę do Wąwolnicy, aby prosić Matkę Bożą Kębelską o dar kolejnego życia w naszym małżeństwie, nie jednokrotnie byliśmy również w Wąwolnicy na mszy z modlitwą o uzdrowienie. Naszą intencję w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę niosła też moja teściowa.

Przeglądając świadectwa i komentarze nowenny pompejańskiej natknęłam się na informacje o zawierzeniu Najświętszej Maryi Pannie na Jasnej Gorze w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Ktoś wtedy dokładnie napisał, że Matka Boża tam dzieci rozdaje. W tamtym czasie nie było dla mnie lepszej zachęty. Od razu pojechaliśmy z mężem na zawierzenie, gdzie poznaliśmy prowadzącą Panią Marię, zawierzyliśmy całą naszą rodzinę, wszystkie nasze troski i zmartwienia. Nie ukrywam, że wiązałam z tym zawierzeniem duże nadzieje i myślałam, że zaraz wszystko się ułoży. Jednak Pan Bóg miał inne plany. Czas mijał. Bardzo lubiłam uczestniczyć we mszach z modlitwą o uzdrowienie w mojej parafii, działy się tam cuda. Bardzo często zabierałam swoją córeczkę do kościoła w ciągu tygodnia, nie raz trafiłyśmy na adorację lub indywidualne błogosławieństwo Najświętszym sakramentem. To wszystko dawało mi siły na trwanie w codzienności. Zaczęliśmy całą naszą trójką modlić się na głos (do tej pory były to modlitwy indywidualnie). W każdą pierwszą sobotę miesiąca oglądałam zawierzenia on-line, łączyłam się duchowo z Jasną Górą, słuchałam świadectw, które dawały nadzieję, wspierały w modlitwie i napełniały siłą.

Później wybuchła pandemia, czas oczekiwania i jeszcze bardziej wzmożonej modlitwy za ochronę rodziny. Ciągle trwałam przy nowennie pompejańskiej. W między czasie dowiedziałam się o Teobańkologii księdza Teodora, modlitwa ks. Dolindo Ruotolo „Jezu Ty się tym zajmij”, którą głosił na jednych z rekolekcji towarzyszy mi do dzisiaj, daje bardzo dużo pokoju w sercu.

Kiedy tylko pojawiła się możliwość odbycia wizyt lekarskich udaliśmy się już do Klinki leczenia niepłodności, gdzie odbyliśmy szereg bardzo kosztownych badań, które nie wskazały konkretnej przyczyny braku ciąży, a jedynie niewielkie odchylenia od norm, na co dostałam pewne grupy leków i suplementy.

Po 2 latach okazało się, że jestem w ciąży, ale na bardzo wczesnym jej etapie znowu poroniłam, kolejny raz przed Bożym Narodzeniem….Modlitwa przychodziła z trudem, nie dokończyłam wtedy nowenny, ale odmówiła ją moja mama, widziałam jak się za mnie modli i nie traci nadziei. W tamtym czasie uczestniczyliśmy on-line w mszy dla małżeństw pragnących potomstwa w Matemblewie. Przyjęłam do siebie słowa kapłana ” Jest pośród nas kobieta, która nie wypuszcza z rąk różańca, Pan Bóg chce żebyś wiedziała, że droga jest ta modlitwa w jego oczach”

2 miesiące później ponownie zaszłam w ciąże i ponownie na bardzo wczesnym etapie ją straciłam. Lekarz prowadzący powiedział, że już nie umie mi pomóc, nie może przepisać więcej leków, zaproponował konsultacje w dziedzinie immunologii.

To było już trzecie poronienie, tym razem przed świętami Wielkanocy. Ja i moje ciało było już tym bardzo zmęczone, gotowe powiedzieć „dość”. Z pomocą przyszło nagranie drogi krzyżowej Śp. ks. Pawlukiewicza, gdzie mówił: „po trzecim upadku Pan Jezus był wykończony, mógł przecież już nie wstawać, jakoś by go tam dowlekli na Golgotę. Jednak on wstał.”

Ja również „wstałam”. Ból po stratach był ogromny, ale Pan Bóg stawiał na mojej drodze osoby, które niosły pomoc duchową. Odnowiły się moje relacje z koleżanką ze szkoły, która zaczęła wysyłać mi każdego dnia mmsy z ewangelią i jej rozważaniami. Niesamowite było to jak one do mnie przemawiały, dawały wskazówki i siłę (do dziś je otrzymuję i przesyłam dalej, aby słowo Boże płynęło dalej) Pojawiło się też wiele osób, które mogłam prosić o modlitwę.

Po trzeciej stracie postanowiłam zasięgnąć porady u samej prowadzącej zawierzenia na Jasnej Górze Pani Mari. Liczyłam na to, że jej ponad dwudziestoletnie doświadczenie posługi Pani Jasnogórskiej wskaże przyczynę duchową tej beznadziejnej sytuacji.

Zapytałam wtedy wprost czy na poronienia może mieć wpływ przekleństwo rzucone przez mojego wujka, który odszedł od Boga. Sytuacja nie dotyczyła mnie bezpośrednio, ale mojej rodziny. Myślałam, że tyle modlitw, zawierzeń, postów znosi działanie złorzeczenia. Pani Maria podała namiary do księdza, który nam pomoże. Nie zwlekając umówiłam nas na spotkanie. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. Była to długa podróż- ok. 600km od naszego miejsca zamieszkania. Dotarliśmy do małej parafii w Raszówce, gdzie przez ok.3 godziny modliliśmy się z księdzem, który nam wszystko wyjaśnił, poprowadził. Powtarzaliśmy wszyscy na głos (nawet nasza wtedy już prawie 5 letnia córeczka) słowa uwolnienia, odmówiliśmy miedzy sobą słowa błogosławieństwa nad naszym małżeństwem i nad naszym dzieckiem. Poznaliśmy moc błogosławieństwa, ale też zły wpływ złorzeczenia w codziennym życiu, nauczyliśmy się słów „nie przyjmuję tego” w przypadku kiedy ktoś nam źle życzy.

Kolejnym krokiem były kosztowne konsultacje i badania immunologiczne poza miejscem naszego zamieszkania. Trwało to około pół roku. Modliłam się również o siłę abym umiała przyjąć wolę Bożą w naszym życiu, nawet jeśli będzie inna niż bym tego chciała. Wtedy jeszcze bardziej dziękowałam za naszą córeczkę z pierwszej, bezproblemowej ciąży. W pewną pierwszą środę miesiąca wybraliśmy się całą naszą trójką na mszę z modlitwą o uzdrowienie w naszej parafii, gdzie w duchu usłyszałam bardzo wyraźne zapewnienie: „Za rok o tej porze swoje dziecko będziesz tuliła w ramionach” Pamiętam, że przez chwilę znieruchomiałam.

Niedługo po tym dostałam od teściowej kartkę z informacją o mszach wieczystych u Księży Werbistów. Nigdy wcześniej o nich nie słyszałam, od razu zamówiłam dla całej rodziny, pamiętałam też o zmarłych. W między czasie poznałam bliżej życiorys św. Anny i Joachima, którzy bardzo długo czekali na narodziny samej Matki Bożej. Zaczęłam się bardzo mocno modlić do Św. Anny.

Niedługo później pojawił się sposób leczenia od bardzo cenionej Profesor z Warszawy. Byłam przerażona bo w pierwszej ciąży nie musiałam brać żadnych leków. Zawierzyłam te wszystkie obawy Najświętszej Matce, zanurzyłam wszystkie zmartwienia w najdroższej Krwi Chrystusa. Nie ustawałam w modlitwie, która przyjmowała różne formy. Ciągle była to nowenna pompejańska, modlitwy audio, litanie, akty strzeliste, zawierzenia, przyjmowałam w tej intencji komunię świętą, zamawiałam msze święte on line w Pompejach, Gietrzwałdzie, a także osobiście na Jasnej Gorze i Radecznicy, gdzie obchodzi się wspomnienie Św. Antoniego w dniu moich urodzin.

Nadszedł czas kiedy zaszłam w upragnioną ciążę. Szczęście mieszało się ze strachem i trwogą co będzie tym razem. Znalazłam wspaniałego lekarza w swoim miejscu zamieszkania (był to już 11 lekarz w ciągu 4 lat), który zapewnił o bezpieczeństwie stosowania leczenia i poprowadził mój przypadek przy jednoczesnej konsultacji z Profesor z Warszawy. Jak się później okazało jest to lekarz bardzo wierzący i praktykujący. Przez całą ciąże przyjmowałam leki i zastrzyki z heparyną. Mój strach związany z ich przyjmowaniem oddawałam Maryi, a przed każdym ich zażyciem powtarzałam; „Panie Jezu proszę pobłogosław”. Zamówiłam mszę wieczystą dla dzieciątka pod moim sercem. Wpis został wykonany w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Przypadek? Ta historia nauczyła mnie, że w życiu nie ma przypadków, wszystkim kieruje Pan Bóg, a my odbieramy natchnienia Ducha Świętego. To był jednocześnie wspaniały i trudny czas. Zaraz na początku ciąży mąż poważnie zachorował na COVID, był w szpitalu, niedługo później zmarła moja bardzo bliska ciocia. Tak bardzo się ucieszyła, kiedy przed śmiercią dowiedziała się, że jestem w ciąży. Nie wypuszczałam z rąk różańca, wszystkie niepokoje, trwogi oddawałam Jezusowi i Maryi. Starałam się jak najczęściej, nawet w tygodniu przyjmować komunię święta i w modlitwie przekazywałam ją dzieciątku po sercem. Nosiłam pasek Św. Dominika. W czasie ciąży odbyłam też ” Oddanie 33″ dla Maryi, gdzie dostałam wiele odpowiedzi na wcześniej zadawane pytania. M.in. były tam słowa Jezusa ” Jeśli otrzymana łaska ma prowadzić do pychy, to ja nie mogę jej dać. Ze względu na brak pokory, Ja nie mogę obdarzać łaskami, choć bardzo pragnę nimi obdarzać.”

Termin porodu był wyznaczony na początek maja, córeczka urodziła się nieco wcześniej przez konieczność wykonania cesarskiego ciecia, ale było to rok po mszy, gdzie usłyszałam zapewnienie, że będę swoje dzieciątko tuliła w ramionach. Tak się stało, ze łzami szczęścia i wdzięczności tuliłam maleńką Anie. Dlaczego takie imię? Czułam ogromne wsparcie świętej Anny. Anna to „łaska”, a bez wątpienia taką otrzymaliśmy. Imię wybraliśmy z mężem jednogłośnie, a ja dodałam jeszcze drugie: Maria bo tak obiecałam kiedy przesuwałam paciorki różańca. Chciałam, aby miała swoje potężne orędowniczki. Ania ma już 4 miesiące, jest zdrowa, uśmiechnięta, bardzo spokojna. Ostatnie 4 lata wlały we mnie dużo pokory, pokoju, nauczyły inaczej patrzeć na wiele spraw, ale też innych ludzi. Pokazały jak doceniać małe rzeczy, dziękować za każdy rozpoczynający się dzień. Był to czas, w którym odbyłam spowiedź generalną z całego życia, poznałam różne rodzaje zagrożeń duchowych, szczególnie dla dzieci (nawet w postaci zabawek i bajek). Nauczyliśmy się razem modlić, błogosławić sobie nawzajem (chcę jak najczęściej błogosławić swoje dzieci). Jesteśmy małżeństwem otwartym na nowe życie. Staram się każdy dzień rozpoczynać modlitwą zanurzenia we krwi Chrystusa, angażuję w to moją starszą córkę. Wieczorem modlimy się do Michała Archanioła i pamiętamy o wszystkich zmarłych z rodziny. W każdą pierwszą sobotę miesiąca łączę się duchowo z Jasną Górą i razem z córeczkami biorę udział w zawierzeniu. Informuję o nim wszystkich, którzy jeszcze go nie znają.

W całym tym czasie odmówiłam 18 nowenn pompejańskich, w tym 6 w intencji rodzeństwa dla mojej córeczki i 3 w trakcie ciąży. Obiecałam Matce Najświętszej, że jeśli zostanę po raz drugi mamą, odmówię nowennę pompejańską za małżeństwa borykające się z problemem niepłodności.

Chwała Panu i Przenajświętszej Pani Jasnogórskiej!

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Joanna
Joanna
29.09.22 10:03

Bardzo dziękuję, za to świadectwo, daje ono wielką nadzieję ❤️ Ja właśnie dowiedziałam się o kolejnej stracie. To już trzecia ciąża Staramy się o rodzeństwo dla naszego synka, z pierwszej bezproblemowej ciąży, lecząc się i modląc równolegle. Również poszukuje lekarza specjalisty, który pomoże mi ustalić problem, z powodu którego moje ciążę kończą się niepowodzeniem. Jeśli jest taka możliwość to bardzo prosiłabym autorkę świadectwa o wiadomość z kontaktem do Pani dr z Warszawy i lekarza prowadzącego, którzy pomogli jej w przygotowaniach do ciąży i prowadzili ciążę, która skończyła się szczęśliwie. Bóg zapłać ❤️

I.W
I.W
22.10.22 21:49
Reply to  Joanna

Profesor M. Jerzak z Warszawy
Dr K. Wiktor z Lublina

Kasia
Kasia
06.09.22 21:08

Dziekuje za te świadectwo, dałaś nam wiele radości nim i wlalas w nasze serca nadzieję. Może i nam w końcu uda się zostac rodzicami ❤

3
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x