Po nocnym dyżurze w szpitalu poczułam się fatalnie,z każdą godziną rosła temperatura.Wiedzialam ze to Covid nawet bez testu.W południe zadzwoniła moja oddziałową z prośbą obym wzięła nocny dyżur ponieważ koleżanki ojciec zmarł i nie była wstanie przyjść. Byłam jedyna osobą która mogła wziąć dyżur. Oczywiście zgodziłam się.Bylam w trakcie różańca pampejanskiego. Prosilam Maryję żeby mnie uzdrowiła jeśli jest to z Wola Boża i żebym nikogo nie zaraziła. Po kompieli poczułam się lepiej,myślałam że to przez wodę. Po 17 40 wsiadłam do samochodu ,z każdym kilometrem czułam się lepiej.Po 40 minutach gdy wysiadłam z samochodu byłam zdrowa.Chociaz miałam pozytywny wynik ,nikogo nie zaraziłam a moje samopoczucie było nieźle z niewielkimi objawami.Wysoka temperatura nie wróciła. Muszę zaznaczyć że jestem po rozległej operacji onkologicznej,mam cukrzycę i 56lat.Dziekuje Mamo.
Zaufała bez reszty Maryi… Wiara czyni cuda.
Nie wierzę….?? chora na covid pielęgniarka poszła udzielać się w szpitalu gdzie są ludzie cierpiacy na cieżkie choroby …
Niestety tak właśnie postępują ludzie którzy są nieodpowiedziali i świadomie narażają innych nawet na śmierć.
Jesteś prawdziwą pielęgniarką z powołania. Dziękujemy Panu Bogu za takie wspaniałe siostry. Niech cię błogosławi całe Niebo kochana siostro . Ten zawód jest bardzo ciężki, ale tacy ludzie jak ty czynią go pięknym, wiem coś o tym.
Dopiero 56 lat. Pięknie się czyta takie świadectwa. Wszystkiego dobrego!