Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Pomoc w trudnych chwilach

Chciałabym podzielić się własnym świadectwem, mówi sie jak trwoga to do Boga, u mnie też tak było. Wszystko zaczęło się na imprezie firmowej na której za dużo wypiłam, przez co prawie zdradziłam swojego męża, właściwie moje tańce ze współpracownikiem i rozmowy można uznać jako zdradę… Upiłam się okropnie, aż urwał mi się film, na szczęście była przy koleżanka z którą wróciłam do pokoju, a tego jak wracałam i że z nią rozmawiałam to nie pamiętam (właściwie to do tej pory nie wiem co jej opowiadałam).

Na początku śmiałam się z tego że tak dużo wypiłam, w sumie do niczego nie doszło pomiędzy mną a współpracownikiem więc sie tym nie przejmowałam. Później w pracy zaczęły się jakiś uśmieszki, plotki, nie wiedziałam czy chodzi o mnie czy o kogoś innego (bo wiedziałam że różne rzeczy się działy podczas tej imprezy). Punktem kulminacyjnym było jak usłyszałam że jedna koleżanka z pracy mówi do drugiej ” co tydzień do kościoła chodzi a tu na imprezie…” nie wiedziałam czy chodzi o mnie ale u mnie w pracy zbyt wiele dziewczyn do kościoła nie chodzi, więc podejrzewałam że mowa jest o mnie. Odsunęłam się od koleżanek, które śmiały się i plotkowały, zaczęłam je unikać.

Wtedy zaczęłam nabijać sobie do głowy, analizować co działo sie na tej imprezie, i wiedziałam, że rzeczywiście przegięłam, mój taniec który widzieli wszyscy obecni z obcym dla mnie facetem (to nie powinno mięć miejsca) i nasza późniejsza rozmowa o której możliwe że opowiadałam koleżance gdy urwał mi się film, też nie powinna mieć miejsca. Zaczęłam się zamartwiać że teraz wszyscy się ze mnie śmieją, krzywo na mnie patrzą, myślą sobie o moim mężu że jaką to ma żonę… to było straszne… Nachodziły mnie myśli samobójcze, straciłam poczucie własnej wartości, czułam sie okropnie beznadziejna. Mój mąż widział że coś jest nie tak ze mną, gdy próbował wypytywać zbywałam go że jestem zmęczona, że musze odpocząć. Bałam się powiedzieć mu prawdę, bałam się że mnie zostawi, że mnie wyrzuci, za to co zrobiłam.

W końcu zaczął się nasz wspólny urlop, stwierdziłam że jak wyjedziemy to wszystko mu opowiem, juz nie mogłam tego trzymać w sobie, nie mogłam już udawać że wszytko jest w porządku, kiedy on mówił że mnie kocha i się martwi mi chciało się tylko płakać, nie zasłużył sobie na taką żonę. Pierwszego dnia urlopu zrobiłam test ciążowy, wynik pozytywny, chcieliśmy dziecka ale w tej sytuacji bałam się okropnie, powiedziałam mu o wyniku ucieszył się że zostanie tatą i wtedy straciłam całkowitą odwagę aby opowiedzieć mu co się wydarzyło kiedyś na imprezie, czułam strach, że przez ten mój ciągły stres może stać się coś niedobrego. Po dwóch dniach od zrobienia testu udałam się do ginekologa żeby potwierdzić ciążę. Pani doktor po badaniu powiedziała jednak, że to za wcześnie, że jeszcze nic nie widać, żeby zgłosić się za dwa tygodnie, żeby potwierdzić.

Dni mijały a ja zamiast cieszyć się największym darem jaki Bóg nam zesłał to płakałam i przejmowałam się całą głupią sytuacją z imprezy, a mężowi mówiłam że boję się czy z dzieciaczkiem wszytko będzie ok. Nie wiedziałam co zrobić. 1 sierpnia wypadała nasza kolejna rocznica ślubu, dzień przed udałam się na spowiedź generalną, potrzebowałam się od tego wszystkiego uwolnić, płakałam przy tym jak bóbr, bardzo żałowałam za wszystkiego co się stało. W naszą rocznicę udaliśmy się na mszę aby się pomodlić. W tym właśnie dniu zaczęłam odmawiać nowennę pompejańską w intencji aby mąż mi wybaczył i żebym ja sama mogła sobie z tym poradzić.

Czwartego dnia nowenny opowiedziałam wszystko mojemu mężowi, postawiłam wszystko na jedną kartę, powiedziałam wszystko jak było. Jego reakcja której tak bardzo się bałam okazała się dla mnie niespodziewana, mój mąż jest nerwowym człowiekiem, spodziewałam się wielkiej awantury, krzyków… tymczasem on nie wiedział co powiedzieć, nie krzyknął ani razu, powiedział że nie spodziewałby sie tego po mnie, że to było bardzo głupie co zrobiłam, ale widział moją skruchę, wstyd i strach, juz wiedział dlaczego tak często płakałam.

Przytulił mnie powiedział, że mnie kocha i że damy sobie z tym radę. Trzy dni później (juz skończył się mój urlop, wróciłam do pracy) udałam się na ponowną wizytę do ginekologa, dostałam wydruk pierwszego zdjęcia usg naszego dzieciątka (6 tydzień). Wieczorem jak już zasypialiśmy nagle z półki spadł obrazek Matki Boskiej Fatimskiej, który cały się potłukł, bardzo się wtedy wystraszyłam, nikt go przecież nie przestawiał, a stał tam już dwa lata.

Między mną a mężem zaczęło się dobrze układać, wiemy że brakowało nam rozmów, że wcześniej oddaliliśmy się od siebie, przestaliśmy dbać o naszą miłość, niby żyliśmy razem a jednak osobno. Jednak w dalszym ciągu nie mogłam przestać myśleć o tym co zrobiłam, mąż mi wybaczył, ale przejmowałam się dziewczynami z pracy i ich plotkami. Po moim powrocie do pracy niektóre dziewczyny dziwnie się zachowywały, albo to moje już przewrażliwienie na tym punkcie albo wydawało mi się, że każdy na mnie krzywo patrzy, więc nie mogłam przestać o tym myśleć.

14 sierpnia (dokładnie tydzień po wizycie u ginekologa) wieczorem gdy byłam jeszcze w pracy dostałam plamienia, ze łzami w oczach wracałam do domu prosząc Boga aby to nie było nic groźnego dla naszego dzieciątka. Wróciłam do domu i zaraz z mężem udaliśmy się do szpitala. Wyczytałam w Internecie że takie rzeczy się zdarzają, ale chciałam się upewnić więc zostałam w szpitalu. Do końca życia będę pamiętać jak na badaniu lekarz mówi do mnie  niestety, zarodek nie rozwija się prawidłowo, nie ma bicia serca, ta ciąża obumiera”. W tym momencie poczułam taki strach i bezradność jak nigdy…

Lekarz powiedział że jeszcze jutro wykonają badania. Leżąc na sali prawie całą noc przepłakałam. Następnego dnia ( 15 sierpnia, święto wniebowzięcia najświętszej MP) Lekarz dał mi nadzieję, że w czwartek pobiorą mi znowu krew do badań, że może jednak wszystko będzie dobrze i wrócę do domu. Odmawiałam różaniec i mówiłam do Boga: bądź wola Twoja, niech będzie jak Ty zechcesz. Kolejny dzień, lekarz przekazuje mi wyniki badań krwi, które oznaczają że dzieciątko obumiera, że mogę następnego dnia zostać na zabieg lub czekać na naturalne poronienie.

Wyszłam wtedy ze szpitala, nie chciałam tego zabiegu, codziennie się modliłam bądź wola Twoja. Po czterech dniach zaczęło się poronienie… Byłam w okropnym stanie psychicznym, obwiniałam siebie za to co się stało, za ten mój stres, gdyby nie to co wydarzyło się na imprezie, nie miałabym tylu zmartwień, może byłoby inaczej. A teraz została pustka… Traciłam wiarę w różaniec , ale nie przestawałam się modlić. Taka była wola Twoja Panie… Po tygodniu wróciłam do pracy, nikt nie wiedział że byłam w ciąży, jak byłam w szpitalu napisałam o tym tylko dwóm koleżankom.

Wiem, że pozostałe dziewczyny plotkowały o tym, że skoro poszłam na zwolnienie to pewnie jestem w ciąży, jednak nikt bezpośrednio nie zapytał. Rozmowy dziewczyn podczas wspólnych śniadań o dzieciach i ciążach były dla mnie bardzo trudne, ale trzymałam się postanowienia, że nic nie powiem, dziewczyny które wiedziały obiecały że nie pisną słowa. Dodatkowo atmosfera w pracy, stała się dla mnie bardzo przykra, dalej widziałam że plotkują między sobą i się uśmiechają patrząc na mnie. Bardzo mnie to bolało, tym bardziej po ostatnich wydarzeniach.

Mąż widział że jestem przygnębiona i zdołowana, w pierwszą niedzielę września zabrał mnie do Częstochowy, abyśmy mogli pomodlić się u naszej Matki. Prosiłam o wybaczenie wszystkiego złego co zrobiłam, o wybaczenie mojego męża, o to aby stosunki w pracy pomiędzy mną a koleżankami się zmieniły, abym ja mogła sobie wszystko wybaczyć. Następnego dnia w pracy poczułam się już lepiej, dziewczyny zachowywały się już inaczej, w dalszym ciągu mam lęki że ktoś mnie obgaduje i się śmieje ze mnie. Teraz na weekend przyjechali do nas dawni znajomi i niestety 39 dnia nowenny zasnęłam podczas odmawiania nowenny.

Nowenna pompejańska wymaga poświęcenia, ale daję tez ogrom łask, z moim zdrowiem psychicznym nie jest zbyt dobrze, ale mąż mi wybaczył, mam w nim ogromne wsparcie, zbliżyłam się do Boga, więcej się modlę. Matka Boża działa tylko trzeba się na nią otworzyć, na pewno jeszcze kiedyś spróbuje wytrwać do końca w tej pięknej modlitwie.

5 1 głos
Oceń wpis
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x