Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Anna: 277. dzień

Zaczęłam się modlić z wielkiej rozpaczy i zazdrości. Pomimo usilnych prób absolutnie wszystko w moim życiu zaczęło się psuć, pogarszać, cały czas pracuję, a pojawiły się wydatki na leczenie tak duże, że musiałam na nie zaciągnąć kredyt i nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio utrzymywałam się tak na prawdę sama.

Mijały miesiące. W pracy koszmar, obóz, licha umowa, pomimo kwalifikacji i starań. Padło wszystko, o niektórych skutkach tego czasu nie jestem w stanie pisać, a były to rzeczy fundamentalne. Regularnie od listopada zeszłego roku budziłam się o 5 nad ranem i wpadałam automatycznie w taką histerię, że nie byłam w stanie powstrzymać łez. Zapętlało się wszystko, gmatwało, czego nie dotknęłam – rozsypywało się w drobny mak. I czułam na zmianę gniew, złość i zazdrość, że inni o wiele lepiej poradzili sobie ze swoim życiem, a ja jestem jedynie ciężarem dla bliskich.

Poczatki. Dzisiaj jest 277. dzień roku. Założywszy, że usiłuje modlić się od stycznia, powinnam kończyć juz 5. nowennę. A kończę drugą. Do połowy kwietnia to była walka. Trud gorszy od biegu na długi dystans. Nie działo się nic spektakularnego, co uniemożliwiło mi kontynuowanie nowenny, ale zawsze po kilku dniach wydarzało się coś. Pilne sprawy, których nie można było odłożyć, trzeba było zawieść bliska osobę na SOR w nocy, albo rzeczy prozaiczne, o zasypianiu w trakcie nie wspomnę.

Mogłam być całkiem rześka i wypoczęta, ale wystarczało, że zabierałam się za nowennę.. ja, cierpiąca na bezsenność, chciałam ten fakt po raz pierwszy od lat wykorzystać i w ten sposób spędzić bezsenne poranki, no to jak na złość zaczęłam zasypiać nawet do pracy, nie wspominam już o spaniu nieprzerwanym snem do 12 w weekend, co ostatnia zdarzało mi się w dzieciństwie, a od tamtego czasu jednak minęło kilka lat:’).

Oczywiście konieczność odłożenia nowenny po raz dziesiąty raczej nie dodawała skrzydeł. Kiedy po raz kolejny musiałam przerwać, robiłam zwyczajnie dzień czy dwa przerwy i tak do połowy kwietnia. W kwietniu moja mama kończyła swoją pierwszą w życiu NP a ja stale na starcie, bez efektów. Usiadłam więc z mamą. Największym chyba psikusem było, kiedy już prawie pod koniec NP zaordynowano mi zabieg chirurgiczny i ta nieszczęsna narkoza, z której się wybudziłam, ale wiedziałam, że prześpię i tak cały dzień, ale wtedy uparłam się, żeby dokończyć dzienna modlitwę i tyle tylko z tego dnia pamiętam

W trakcie. W kwietniu poddałam się i stwierdziłam, że skoro za siebie modlić się nie jest mi dane, to pomodlę się w intencji znajomego, który akurat uległ poważnemu wypadkowi. I wtedy się zaczęło. Nie jestem z siebie dumna, wszystkim moim 'różańcom’ absolutnie daleko do pięknego, pobożnego aktu, ale uparłam się i stwierdziłam, że już lepiej chociaż tak, niż wcale i być może z czasem coś się poprawi. Nadal była to walka, ale już nie tak wielka. Nie musiałam przed nikim udawać, ukrywać się, czy chować, a mimo to nigdy nie było spokoju. Po prostu mówiłam na siłę a mimo to przytrafiło się tyle, że opiszę po krótce, choć nadal to do mnie nie dociera. Niby wiem, dotykam, ale nie mogę pojąć.

To, co stało się ze mną.
Najpierw skończył się bezgraniczny smutek, złość, przyszło umiarkowanie i opamiętanie. Wystarczyło powiedzieć 3 tajemnice żeby kolejnego dnia nie obudzić się o 5 rano w zupełnej rozsypce. Jak widzę w Państwa świadectwach, tak samo zadziałało to i u mnie, potwierdzam, nie ma chyba skuteczniejszego lekarstwa. I zaznaczam- nie modliłam się za siebie.

Z prozaicznych rzeczy – zawsze brakowało nam funduszy na pewną duża inwestycje w domu rodzinnym, nagle znaleźli się ludzie, którzy przypadkiem 'zalatwili’ wieloletni problem za w sumie cenę materiałów. Przybyli w tak dziwnych okolicznościach, że sama bym tego lepiej nie wymyśliła.

Wielkie rzeczy – znajomy dzisiaj chodzi na spacery. Czuje się dobrze. A mógł umrzeć.

Poważnie zachorowałam, jak pisałam wcześniej musiałam z tej okazji się zapożyczyć, pierwsza operacja się odbyła, druga już nie musiała, a na ostatni etap leczenia cudownie spłynęły mi z nieba pieniądze. Wiem jak to brzmi, wiem, sama bym w to nie uwierzyła, ale tak było. Idę się rejestrować w poniedziałek na dalsze leczenie.

Mam też przykład na to, że NP przemienia nawet serca ludzi, którzy po ludzku byliby już straceni i działali nadal na swoją niekorzyść. Latami robią rzeczy, które im szkodzą, ale nie pozwalają się odwieść od tego postępowania. Teraz po prostu ni stąd ni zowąd rozmawiam z taką osoba a ona mi mówi, że myśli i dziala dokładnie odwrotnie niż przez ostatnie 5 lat.. dla pewności, z pewnym niepokojem zapytałam raz jeszcze, ale dostałam taka sama odpowiedź.

Przypadkiem trafiłam do lekarza i na stół operacyjny (tak, kolejny) a to może ocalić mi możliwość posiadania dziecka.

W trakcie odmawiania NP miałam tak, że różne tajemnice nagle okazywały się dla mnie bardziej zrozumiałe. Ich przesłanie, ale za moment, kiedy wyostrzają się jedne z nich, inne stają się na powrót mniej oczywiste. Jestem na początku drogi, wiem, ale jestem na tej właściwej drodze!

Rok temu, podczas pasterki odwiedziliśmy rodzinę w moim rodzinnym mieście ksiądz podczas kazania powiedział, że jeżeli poprosimy Jezusa, żeby zrobił nam w życiu bałagan, to on nam zrobi bałagan, który przyniesie cuda. Oczywiście poprosiłam, a potem pokierował mnie do Mamy najwyraźniej i tak oboje czarna czeluść zamienili w zdrowy i piękny czas.

Miałam kilka intencji, postanowiłam je rozłożyć na te najbardziej palące, pomieszać własne i te za innych ludzi- od razu wiedziałam, że odkrywszy ten Skarb nie rozstaniemy się prędko. Zapobiegliwie kupiłam sobie jeszcze jeden krótki różaniec, bo pierwszy nawet sie przerwał, zreperowałam go, ale lepiej mieć w zanadrzu więcej. A więc miałam te plany w głowie, która w kolejności NP pomoże mi ułożyć jakiś aspekt życia, albo pomoże komuś a tu nagle wszystko robi się samo i od razu podczas tej mojej jednej jedynej biednej nie do końca ładnie odmawianej nowenny za samą siebie.

Nie, nie wszystko 'zrobilo’ się czy też nie wszystko zmieniło swą fizyczną formę np. Praca nadal ta sama ale i tak wszystkie moje problemy znikaja. Co nie znaczy że od razu i spektakularnie, albo wg mojego scenariusza. Nie, Ona działa w ciszy, nie zapowiada przełomu, po prostu nagle w życiu zmienia się wszystko, delikatnie, subtelnie i zawsze na lepsze.

Zaczęłam bez wiary, bez żadnej. Bez emocji. Po prostu jako ostatnia próba, zanim poddam się zupełnie. Polecam wszystkim te modlitwę. Nie umiem podziękować tak, jak należałoby podziękować, więc po prostu się potem jeszcze pomodlę. Życzę Panstwu, żeby Maryja zaczęła rozdawać karty w Waszym życiu! I żebyście czuli to, co ja teraz!

5 15 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Beata
Beata
26.10.23 11:53

Niech Maryja będzie uwielbiona, bo to co dla nas czyni, kiedy się tylko do niej uciekamy jest niepojęte. To bardzo budujące, co Pani napisała w swoim świadectwie. Oby uratowało ono jak najwięcej zagubionych i nieszczęśliwych ludzi, którzy nie mają pojęcia ile tracą odrzucając Boga lub traktując go jako tego, który ogranicza lub zabiera im wolność. Maryja potrafi wszystko u niego dla nas wyprosić – oczywiście wszystko, co jest dla nas dobre 🙂

Jakub
Jakub
25.10.23 19:08

No piękne świdectwo niech Pan Bóg i Maryja będzie zawsze w Twoim sercu i niech twoje życie będzie skarbem danym Od Naszej Ukochanej Matki

2
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x