Odmówiłam kilka nowenn. Pierwszą po rozstaniu z narzeczonym. Nie byłam wtedy zbyt blisko kościoła, żyliśmy w grzechach, uzależnieniach, toksycznej relacji. Po rozstaniu przeżyłam traumę, chciałam umrzeć. Gdzieś usłyszałam o nowennie i odmówiłam o powrót tego człowieka do mnie. Nie wrócił, za co teraz dziękuję Bogu! Za to ja się nawróciłam, doświadczyłam żywej i realnej obecności Boga, chociaż był to koszmarnie trudny czas. Potem jeszcze kilka nowenn w różnych intencjach i długa, wieloletnia przerwa. Uważałam, że to za trudne i już nigdy nie podejmę się tej modlitwy, chociaż wiele się działo w mojej relacji z Bogiem przez ten czas.
Jednak dwa miesiące temu spontanicznie podjęłam kolejną w intencji pewnego, bardzo bliskiego mi mężczyzny. Jest to bardzo trudna relacja, ja pokochałam go bardzo mocno, on nie odwzajemnia moich uczuć. Poza tym oboje jesteśmy osobami żyjącymi w celibacie, poświęconymi Bogu poprzez konsekrację, więc jakikolwiek związek czy małżeństwo jest niemożliwe.
On wspiera mnie bardzo, otacza opieką. Jednak moje związanie z nim to nie było tylko uczucie, wszedł w to zły duch jak też moje ogromne zranienia na polu relacji z moim ojcem i z mężczyznami w ogóle. Myślę, że było to nie tylko uzależnienie od jego osoby, ale też jakaś forma zniewolenia, związania demonicznego. Było to źródłem ogromnych cierpień, dlatego spowiednik zalecił zmianę intencji mojej nowenny na prośbę o pokój serca i wolność od przywiązań. Dlatego po tygodniu odmawiania zmieniłam intencję i w takiej modliłam się aż do końca.
Czas odmawiania był potwornie trudny. Już następnego dnia od rozpoczęcia zaczęły się trudności. Dowiedziałam się o tym mężczyźnie czegoś, co mnie straumatyzowało, przytłoczyło do ziemi, nie mogłam sobie z tym poradzić. Potem inne, ogromne trudności, czy to w samym odmawianiu różańca czy to zewnętrzne, różne cierpienia psychiczne i duchowe. Miałam nawet momentami wstręt do różańca, zrywał mi się kilka razy. Jednak dotrwałam do końca. Pod koniec odmawiania czułam się coraz bardziej wolna od nadmiernego przywiązania w tej relacji. Czułam się wręcz jak na psychoanalizie i analizie duchowej zarazem. Zaczęłam rozumieć swoje zranienia, swoje motywy postępowania, widzieć wcześniej nie widziane grzechy, ogromną pychę i egoizm. W międzyczasie doszło do pewnego konfliktu między nami, zraniłam go oskarżając go bezmyślnie i bez zastanowienia o coś bardzo poważnego, nie chciał ze mną rozmawiać. Po kilku dniach jednak porozmawialiśmy bardzo szczerze, wyjaśniliśmy sobie wszystko i podjęliśmy decyzję, a raczej on zadecydował, że musimy przerwać nasz kontakt na dłuższy czas. Po tej rozmowie czułam ogromny pokój serca, czułam wręcz namacalnie, że realizuje się Boży plan w tej relacji. Czułam opiekę Jezusa i Maryi.
Po zakończeniu nowenny pompejańskiej zaczęłam nowennę do Matki Bożej rozwiązującej węzły w intencji o uwolnienie mnie od obsesyjnych myśli na jego temat i zazdrości o pewną inną osobę. I czuję, że i tym razem Maryja mnie nie zostawiła bez pomocy. Czuję jakby cały ten zły, chory, demoniczny ciężar, który pojawił się w mojej relacji z tym mężczyzną powoli mnie opuszczał. Jedyne co pozostało to czyste, zwykłe zakochanie, które było na samym początku naszej znajomości.
Tak więc podsumowując – czas odmawiania nowenny pompejańskiej zawsze był dla mnie czasem ogromnie trudnym, czasem w którym zły działa bardzo mocno, ale jednak też czasem ogromnej łaski. W końcu wszystko co wartościowe nie przychodzi łatwo. Do Boga, do Nieba dochodzi się tylko przez krzyż.
Mała głowa aby zrozumieć
Nie myślałam, że osoby konsekrowane mają takie dylematy….raczej powinno się unikać takich sytuacji i rozterek tego typu…strasznie to maci w głowie skoro i tak nie można być razem.
Osoby konsekrowane to też ludzie, też maja uczucia, też się zakochują, to nie bezcieleśni aniołowie 🙂 Dla osoby konsekrowanej, księdza dobrze przeżyte zakochanie prowadzi do dojrzałości i umocnienia. Bo jeśli taka osoba ucieka przed tym to prędzej czy później ją to dogoni, wybuchnie ze zdwojona siłą i wtedy o krok od porzucenia swojego powołania..
Jakoś tego nie rozumiem. Jestescie osobami konsekrowanymi i na koniec świadectwa jest radosć, że zostalo zwykłe zakochanie ? Dla mnie to za bardzo zagmatwane.
…
Zakochanie to emocja, która znika po pewnym czasie. W moim przypadku już znikła 😉