O nowennie pompejańskiej dowiedziałam się przez „przypadek”, gdy zrozpaczona szukałam w internecie pomocy, bo był to dla mnie czas, gdy przestałam dawać sobie radę z życiem. Oczywiście uważałam się za osobę wierzącą, praktykującą, choć teraz z perspektywy czasu wiem, że nie miałam prawie żadnej relacji z Bogiem. Kiedy przeczytałam informację o nowennie stwierdziłam: „Ok Maryjo- przez 54 dni będę odmawiać 3 różańce, a w zamian Ty uratujesz mój związek”. Tak to wtedy traktowałam. Nowenna była dla mnie pewną formą karty przetargowej: ja dam ci to, a ty mi pomożesz. I na początku rzeczywiście tak było. Dopiero pod koniec pierwszej części coś się zmieniło. Różaniec zaczął sprawiać mi niesamowitą przyjemność, odmawianie go przynosiło mi radość i spokój. To wspaniałe uczucie nie opuszczało mnie już prawie do samego końca nowenny. A łatwo nie było. W pewnym momencie stwierdziłam, że już nie dam rady, że to nie ma sensu, jest coraz gorzej, ale postanowiłam po prostu zacisnąć zęby i dotrwać do końca- choć przestałam wierzyć w happy end. Teraz, gdy jestem już tydzień po skończeniu muszę przyznać, że wiele się zmieniło przez te 54 dni. Maryja uratowała mój związek oraz nauczyła mnie pokory i miłości, której tak było mało w moim życiu. A co najważniejsze nauczyła mnie jak rozmawiać z Bogiem. Dziękuję!
Chodzi o związek małżeński? Bo teraz pod nawą „związek” kryją się przeróżne formy relacji czasami zupełnie sprzeczne z tym czego chciałby dla kobiety i mężczyzny Bóg.
Nie stawiaj warunków Maryji, ani Bogu. Oni Ciebie kochają bezwarunkowo. Oddaj się Im cała.
Dziękuję za świadectwo!