Chciałabym podzielić się swoim świadectwem. Jesteśmy z mężem już 5 lat po ślubie. Od samego początku bardzo chcieliśmy mieć dziecko. W pierwszą ciążę zaszłam kilka miesięcy po zawarciu związku małżeństwa. Cieszyliśmy się ogromnie, czułam się bardzo dobrze, ale niestety – w 13 tygodniu, podczas badań prenatalnych – okazało się, że nasze maleństwo nie żyje. W jednej chwili runęły wszystkie nasze nadzieje i plany. Nie potrafiliśmy uwierzyć, że takie nieszczęście dotknęło właśnie nas. Jednak czas leczy rany i w końcu pogodziliśmy się z losem.
Po upływie dwóch lat na teście ciążowym pojawiły się dwie kreseczki, jednak nauczeni smutnym doświadczeniem nie potrafiliśmy się cieszyć. W 7 tygodniu – jak mi się zdawało mojej ciąży – poszliśmy do lekarza i okazało się, że niestety, pęcherzyk ciążowy jest pusty! W tym momencie nasz świat kompletnie się zawalił. Kazano zrobić nam specjalistyczne badania, które wykazały, że mąż ma nieprawidłowy kariotyp i to może być przyczyną naszych i dotychczasowych, i przyszłych niepowodzeń.
Całkowicie się załamałam, wpadłam w depresję, odsunęłam się od znajomych, którzy mieli dzieci. w domu zaczęły się kłótnie z mężem, wzajemne oskarżanie się, z czasem poczułam nienawiść do ludzi i do Boga.
W 2013 r. dowiedziałam się o nowennie pompejańskiej i cała rodzina zaczęła się modlić w naszej intencji. Podczas modlitwy było bardzo ciężko, były dni, gdy nie potrafiłam się modlić, przerywałam odmawianie różańca, pojawiało się zwątpienie, złość i niemoc. Modlitwę ukończyłam tylko dzięki mężowi, który cały czas podtrzymywał mnie na duchu.
Po zakończeniu nowenny, w listopadzie, okazało się, że znowu jestem przy nadziei. Ogarnął nas ogromny strach, lęk i obawa przed tym, że los znowu nas tak okrutnie doświadczy. Postanowiliśmy, że przez całą ciążę będziemy nadal odmawiać nowennę w intencji narodzin zdrowego dziecka. Nie było łatwo – przez kolejnych dziewięć miesięcy czułam się fatalnie, prawie nie wychodziłam z domu, trzy razy leżałam w szpitalu, ponadto byłam w opłakanym stanie psychicznym, gdyż ze względu na prawidłowy rozwój dziecka, musiałam odstawić wszystkie leki, które do tej pory zażywałam. Każdy dzień był gehenną, cały czas płakałam, nie potrafiłam się cieszyć. W tych trudnych chwilach została nam tylko modlitwa i pełne zaufanie do Maryi. Ukochana Matka Boża nas wysłuchała i 9 lipca 2014 r. na świat przyszedł nasz ukochany, wyczekany i wymodlony synek, Wojtuś. Do końca życia będziemy za niego dziękować.
Teraz wiem, że trzeba ufać i wierzyć, mimo przeciwności losu, a jeśli będziemy prosić wytrwale, to łaski będą nam dane.
Zobacz podobne wpisy:
Magdalena: Wymodlone dzieciątko
Agnieszka: Pan Bóg wie lepiej… (ciąża)
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Jeden z najpiękniejszych komentarzy, popłakałam się. Życzę Wam by Wojtuś rósł na chwałę Boga i Maryji. A kiedyś byście cieszyli się z rodzeństwa dla niego. Ja pragnę dać rodzeństwo mojej córeczce (czworo ma w niebie) ale z medycznego punktu jest już to niemożliwe, lecz dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Dzieci to największy skarb od Boga. Pozdrawiam:) Jeszcze jedno, jest cudownym aniołkiem 🙂
Kasiu, piękne świadecwo. Ciesze się Waszym szczesciem, milosc do dziecka i radosc z codziennego patrzania na niego jest najwieksym szczesciem od losu. Zycze Wam wszystkeigo co najlepszego i mnostwo zdrowka dla Wojtusia;)
Łza w oku sie kręci…. Szczególnie ze wiem jak to jest wyczekiwać maleństwa, ktore sie nie chce pojawić. Chwalą Bogu…
Wojtuś jest na zdjęciu! 🙂
Cudny chłopak
piękne świadectwo,o jakie leki brałaś że musiałaś je odstawić?