Witam Was. Mam na imie Monika. Mam 35 lat, mam dobrego męża i dwójkę dzieci… Kocham ich bardzo. Wiecie… zbłądziłam w życiu ale Bóg mnie odnalazł….!
Cofnę się kilka miesięcy wcześniej i opiszę co wydarzyło się w moim życiu…
Z uwagi na ciągły brak czasu, zmęczenie przez domowe obowiązki czułam się mocno „wypalona” jako żona i matka. Codzienność zaczęła mnie męczyć, tak po prostu. Pewnego razu było to wieczorem , siedząc przed komputerem wpadłam na pomysł, aby sobie ściągnąć jakąś grę i w nią zagrać.
Niestety, aż wstyd się przyznać, była to gra, w której zakładało się swojego awatara -wirtualną postać za pomocą której,można było rozmawiać z innymi osobami i uprawiać z nimi wirtualny sex. Bardzo wciągnęła mnie ta gra :-(((( . Każdego wieczoru grałam (uzależnienie)! Mój mąż, trochę wiedział co robię a resztę ukrywałam. Grałam od 22 do 1:00 w nocy. Po jakimś czasie, w grze poznałam mężczyznę, w którym się zakochałam. Zakochałam się bardzo mocno jak nastolatka:-(. Podałam mu swój nr skypa i od tej pory codziennie ze sobą pisaliśmy a w grze uprawialiśmy sex wirtualny.
Czułam, że nie mogę bez tego mężczyzny żyć. Dodam tylko, że on też miał rodzinę. Ciągle powtarzał mi że jest zły bo uprawia sex wirtualny z wieloma kobietami a nawet ma kochanki w realnym życiu. Powtarzał, że to jest jego ” czarny” świat w którym lubi przebywać i wybiera go świadomie. Ja właśnie w takim człowieku się zakochałam i stałam się jak on:-(. W okresie w którym grałam, nagle zachorowałam- sprawy kobiece. Poszłam do lekarza,który zbadał mnie i był zaniepokojony co widzi. Kolejne badania itd… Były podejrzenia raka trzonu macicy… Trafiłam do szpitala, gdzie pobrali mi wycinek do badań histopatologicznych. Ogarnął mnie nagle strach. Zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską. Prosiłam Matkę Boską aby uleczyła mnie z tej choroby, żeby „zabrała raka” jeżeli go mam.
W trakcie oczekiwania na wyniki, bardzo płakałam, jak patrzyłam na dzieci… przychodziły mi same złe myśli co będzie jak mnie stracą, patrzyłam na męża i myślałam” przecież on jest taki dobry”…. strach, strach ,strach!!! Modliłam się jeszcze bardziej, patrząc Matce Bożej w oczy… W pewnym momencie, chyba za sprawą Ducha Św. powiedziałam o swoich problemach zdrowotnych, mężczyźnie z którym grałam. Nagle stwierdziłam, że nie chce już tak żyć, nie chce grać, nie chcę sexu z nim. Chcę wyjść z tego „czarnego świata”. Zaakceptował moją decyzję, choć przyznał że nie do końca się z nią może pogodzić. Zostaliśmy przyjaciółmi, tj pisaliśmy do siebie od czasu do czasu co słychać, bez żadnego podtekstu seksualnego.
Któregoś razu, mężczyzna ten napisał mi że zaczął modlić się do Boga za mnie, że wieczorem rozmawia z Bogiem. Gdy zbliżał się termin otrzymania wyników, dostałam kolejnego natchnienie, aby zerwać z tym mężczyzną kontakt całkowicie (pomimo że już nic złego nie robiliśmy,)… Dostałam natchnienie, aby zaprzestać pisania na skypie z nim całkowicie, Zrobiłam to. Powiedziałam mu, żeby w ogóle do mnie nie pisał i że bardzo dziękuję mu za modlitwę. Przyjął to do wiadomości i zaakceptował tą decyzję. Obiecałam mu, że napisze do niego jak będe mieć wyniki. Dostałam po 4 tygodniach wyniki…..wszystko OK:)))))))
Padłam na kolana, przed obrazem Matki Bożej i Jezusa i płakałam…. .nic nie mówiłam, tylko płakałam. Zgodnie z moją obietnicą, napisałam do tego mężczyzny i powiadomiłam go, o dobrym wyniku. Ucieszył się bardzo…..tak bardzo że powiedział mi, że przez ten okres oczekiwania na mój wyniki, coś się w nim zmieniło coś na dobre…. Dostrzegł że bycie ” białym” tj bycie dobrym człowiekiem i nie grzeszyć jest czymś fajnym. Nie wiem co z nim będzie dalej, czy wyjdzie z gry czy nie… Jedno wiem że dostrzegł „białe światło” ale czy pójdzie w jego kierunku…? Wiem, że będę się za niego modlić, aby zrobił tak zdecydowany krok w stronę Jezusa, jak to zrobiłam…:-)
To co zauważyłam, to to, że Bóg podał mi rękę, nie zrezygnował ze mnie … zbłądziłam i wskazał mi tą właściwą dobrą drogę… Wierzcie mi, byłam bardzo zakochana w tym mężczyźnie i nie wyobrażałam sobie dnia bez niego, ale Bóg mi pokazał że się mylę, pokazał mi co mam a co mogę stracić… Gdy powiedziałam Bogu ” chcę być dobra i żyć tak jak Ty Boże chcesz” nagle w dziwny sposób odkochałam się w tym mężczyźnie, nie czułam potrzeby aby pisał do mnie, nie chciałam z nim żadnego kontaktu, chociaż był dla mnie bardzo dobry.
Hmmm, nie wiem jak to opisać…. myślę że za sprawą Boga, Jezusa , Maryi, Ducha Św. nastąpiła we mnie dobra wewnętrzna przemiana, która uratowała mnie przed utratą tego, co miałam i trzymałam mocno w ręku i sercu a o czym po prostu zapomniałam- moja rodzina:-))) Kochani bądźcie otwarci na Boga, Jezusa, Maryję a zobaczycie, że nie jesteście sami w tych ciężkich dla was chwilach…:-))))) pozdrawiam i ściskam
Zobacz podobne wpisy:
Nowa Nadzieja: Nieczystość, uzdrowienie relacji
Halina: Uratowanie małżeństwa syna
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański