Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Nowa Nadzieja: Nieczystość, uzdrowienie relacji

5 1 głos
Oceń wpis

Zaznaczę od razu, że to świadectwo jest długie, ale to dobrze. Bo widocznie takie musi być… Od najmłodszych lat miałam problemy z nieczystością (głównie masturbacją). Później doszła do tego sporadyczna pornografia, aż w końcu seks przedmałżeński z dwoma mężczyznami oraz toksyczne relacje.

Ale po kolei. Kiedy w wieku może od 18 do 20 lat wzwyż zaczęłam spotykać się z mężczyznami wszystko głównie opierało się na cielesności, podnieceniu i pettingu… Zamiast tak naprawdę na budowaniu relacji i więzi emocjonalnej z drugim człowiekiem.

Już wtedy robiłam wielki błąd, ale ja byłam ślepa, ponieważ go nie widziałam. W konsekwencji czego raniłam, byłam raniona i to na własne życzenie..

Zaczęłam przywiązywać się do nie odpowiednich ludzi… Zaczęłam poznawać facetów narcystycznych, zapatrzonych w siebie którzy traktowali mnie tylko jako zabawkę… Bo byłam naiwna. I uległa.

Jedyne co słyszałam pytając o ich zachowanie było stwierdzenie „ale to nie moja wina, że wszystko się kręci wokół jednego”. To było dziecinne i żałosne. Nie umiałam postawić wyraźnej granicy.

Można nawet stwierdzić, że przez chwilę byłam marionetką w rękach złego. Dlatego gardziłam ludźmi.

Zaczęłam się od nich izolować… Przez regularny samogwałt i kontakty erotyczne z innymi mężczyznami. Często byłam nerwowa, ale tłumaczyłam sobie to hormonami albo okresem… Jednak wtedy nie wiedziałam, że byłam zniewolona demonami seksu i masturbacji…

Cały czas byłam ślepa na życie w czystości.. Pojmowałam miłość zupełnie pusto, a ludzi traktowałam egoistycznie i tylko przedmiotowo.. Żeby się zaspokoić… Dziwiłam się, dlaczego ciągle jestem sama, skoro przecież cały czas się z kimś spotykam?

Dlaczego ciągle stoję w miejscu? Dlaczego nie jestem w stanie zbudować dojrzałego związku? Przecież jestem atrakcyjna, mam swój świat i pasje, a jednak… Wtedy nie rozumiałam, że problem był też we mnie. Nie tylko w tych biednych, małoletnich poranionych chłopakach… I że to ja sama nie znałam swojej wartości. Bo nie miałam szacunku do siebie i swojego ciała.

I czułam się jak śmieć.

Ten kto ma problemy z nieczystością, wie jak to jest. Wstydzisz się samego siebie i tego co robisz. A że nie masz tego z siebie jak wyrzucić wracasz do bagna grzechu… I koło się powtarza. Oczywiście, bez modlitwy Różańcowej i Adoracji. Tak właśnie wtedy wyglądało moje życie. Bo człowiek żyjący w nieczystości ma problemy zarówno ze spowiedzią jak i Różańcem, czy Mszą Świętą.

Bo żyje z dala od Boga… Kiedy straciłam dziewictwo, byłam bardzo poraniona. Zrobiłam to na siłę i z ciekawości.. Nie zabezpieczaliśmy się, nic z tego więcej na szczęście nie było, ale już wtedy wiedziałam, że to diabelska zagrywka. Chłopak z którym się wtedy przespałam pod namiotem miał przy sobie pistolet, a noc spędziliśmy na terenie cmentarza psychiatrycznego… Klimat jak z jakiegoś horroru.

To było strasznie traumatyczne doświadczenie… Ale już wtedy Pan Bóg mnie szukał i już wtedy zaczęłam mieć wyrzuty sumienia… „co Ty robisz ze sobą dziewczyno?”

Zaczęłam mieć również myśli, że tak naprawdę to jestem fajną hipokrytką, bo z jednej strony chodzę co niedzielę do kościoła, (ze spowiedzią było już gorzej, ponieważ była ona raz na pół roku) i niby jestem wierząca, a z drugiej tak naprawdę to staczałam się w dół…

Uświadomiłam sobie, że nie chcę już dalej tak żyć! I muszę zacząć wszystko zmienić. Zacząć od Nowa. Wlać Nową Nadzieję do mojego serca… Jednak Jezus jest w stanie nawet z największego grzesznika zrobić świętego.. Dzięki tym przeżyciom zaczęłam duchowo widzieć na oczy…

Dodam jeszcze, że mój stały spowiednik bardzo mnie skarcił i powiedział „to Ty łaskę Panu Bogu będziesz robić, że do spowiedzi pójdziesz raz na pół roku? To Ty chyba jesteś jakimś maruderem, a nie katolikiem!!! Maruderzy tak właśnie sobie bimbają z Wiary i tylko w Święta chodzą do Komunii Świętej”

Pamiętam, że te słowa przeszyły wtedy moje serce i dotknęły mojej pychy. Że ja? Maruderem?! Proszę księdza… Ja? Taka wspaniała „wierząca” ?! Oj, to musiało zaboleć moje ego żebym w końcu zrozumiała, w jakiej kondycji duchowej jest aktualnie moja dusza… No w żadnej!

I od tego przełomowego momentu zaczęłam regularnie chodzić do spowiedzi. Z początku było to co dwa tygodnie, czasami nawet co tydzień, ale teraz chodzę co miesiąc i przede wszystkim zaczęłam pracować nad sobą i swoimi słabościami i nie obwiniam się gdy czasem upadnę, tylko staram się iść jak najszybciej do spowiedzi. Nawet i z wyprzedzeniem (np. na Święta)

Dzięki Bogu…

Przejdę teraz do dalszego wątku. Przez 1,5 roku byłam w międzyczasie w końcu w upragnionym związku. Niestety okazał się on toksyczny… Nasze spotkania opierały się tylko na seksie przedmałżeńskim i byłam świadoma tego, że ciężko grzeszymy i oddalamy się od Boga… Mój ex nawet potrafił szantażować mnie, że nie przyjeżdżałam do niego na seks, mimo, że już wtedy zaczęłam czuć coraz silniejsze wyrzuty sumienia… Dlaczego? Bo był egoistą… Ale Prawdy już mu nie byłam w stanie powiedzieć… Ponieważ bałam się jego reakcji.. Usłyszał ją dopiero po czasie. To było chore.

Pamiętam nawet raz, kiedy błagałam Boga o jakąkolwiek odpowiedź – czy to właściwa osoba dla mnie.. I śniło mi się, że mój były rzucił się na mnie, a kiedy próbowałam uciec, czułam, jakby nagle kilka osób zaczęło mnie dusić i jedyne o czym pomyślałam, to żeby zawołać o pomoc ” Święty Benedykcie!!! „

3 razy, po czym usłyszałam straszne krzyki tego czegoś i się obudziłam. To był znak, że chłopak jest zniewolony licznymi demonami seksu i mam się od niego trzymać jak najdalej… A ja mam dręczenia senne. Któregoś dnia poczułam wielki niepokój, myślałam, że zemdleję! Wiedziałam, że to był znak od Boga, że mamy przestać tak żyć!!!

Z czasem zaczęłam widzieć więcej znaków, które pokazywały mi definitywnie, że to nie jest odpowiednia osoba dla mnie… Jednak uparcie ignorowałam je.. Kiedy zaczął poniżać moją rodzinę, a później mnie samą zerwałam z nim… Leczyłam się z tego związku prawie 2 lata… Chłopak był narcyzem, pochodzącym z alkoholowej rodziny.. Wiedziałam, że nie jestem w stanie mu pomóc. A na Mszę o uzdrowienie nie chciał jechać, więc byłam bezsilna.

Już wtedy pierwszy raz ułyszałam, że moja siostra odmawia Nowennę Pompejańską za bliską jej osobę, ale jakoś zbytnio mnie to nie interesowało.. Więc odpuściłam sobie tą relację. Z czasem okazało się, że tak naprawdę nie kochałam tej osoby..

Bo nie potrafiłam się nawet zaangażować w ten poraniony z obydwu stron, toksyczny związek.. Ale przejdę teraz do Najważniejszego wątku tego świadectwa! Prawie rok temu poznałam w internecie, a później się oczywiście zobaczyliśmy w rzeczywistości.. Wspaniałego chłopaka…

Od razu mi się spodobał, a przy pierwszym spotkaniu poczułam coś ponad naturalnego! Coś czego nigdy nie poczułam przy nikim wcześniej… Gdy poprzedni mężczyźni jedyne co potrafili od siebie dać to tylko cielesność, On zupełnie przeciwnie.. Przy nim czułam delikatność, czułość, ciepło, dobro, troskę i bezpieczeństwo. I w sumie to nie wiem dlaczego, ale miałam w sercu przekonanie, że to chyba sprawka Świętego Józefa? Do dzisiaj nie przestaje mnie to jakoś zastanawiać… 🙂 I taką mam nadzieję.

I co najciekawsze… Czułam, jakby z każdym jego dotykiem czy pocałunkiem, na nowo ktoś sklejał moje poranione od ran przeszłości serce… No i wszystko było by cudownie… Gdyby nie fakt, że niestety z nim tak samo dosyć szybko zaczęłam uprawiać seks, bo zaczął zapraszać mnie do siebie.. A później on jeździł do mnie. Ale wina była też moja, bo się na to zgodziłam..

Więc problemy z życiem w nieczystości wróciły po raz drugi.. I to podwójnie. Dlaczego tak powiedziałam? Bo o ile na początku naszej relacji wszystko było wspaniale i czułam się jakbym latała w Kosmosie, o tyle z czasem (po modlitwie wstawienniczej za mnie) zaczęłam odczuwać namacalnie skutki zniewolenia nieczystością… Np. czułam mrowienia w nogach i rękach, czułam jak mam ściśniętą przeponę, jak nieraz coś mi wychodziło z głowy, ramienia, brzucha, z nóg, z miejsc intymnych… Zwłaszcza podczas Różańca, a co dopiero przy Nowennie Pompejańskiej…

Dużą nerwowość. Brak koncentracji podczas Mszy Świętej. Odruchy wymiotne przy wejściu do kościoła (które jeszcze niestety odczuwam do teraz) Ale to tak namacalnie czułam… I czuję do tej pory. Tylko ktoś, kto przeżył to samo co ja, zrozumie co mam na myśli…

To Łaska Poznania. Tego się później dowiedziałam. Nie było mi łatwo i do tej pory czasem nie jest.. Ale już się przyzwyczaiłam do tego i cieszę że jestem już uwalniana z tego bagna… A więc z jednej czułam się okropnie sama ze sobą.. Ale ciągle udawałam, że wszystko jest dobrze. Jednak tak naprawdę to nie było!

A z drugiej z czasem zaczęłam widzieć, że coraz mniej ze sobą rozmawiamy, piszemy.. Że on stał się obojętny. Jakoś taki oziębły i egoistycznie zapatrzony w mamonę (interesuje się kryptowalutami) Aż w końcu doszło do tego, że się pokłóciliśmy i prawie zakończyliśmy znajomość…

Bardzo to przeżyłam… Płakałam, prosiłam żeby mnie nie skreślał. To było jak żebranie o miłość. A raczej o jej ochłapy… Bo on twierdził, że tego nie czuje i że wcześniej już mi o tym mówił, ale to olewałam… Czułam się fatalnie. Jakbym nie istniała… Ignorowana, nie doceniana.. Poraniona przez chłopaka, którego sama zraniłam.

To było bardzo przykre doświadczenie… Do dzisiaj niestety czuję, że on nie jest ze mną jeszcze do końca szczery… Że traktuje mnie tylko jako koleżankę, a nie kogoś więcej i to przykre.. Z powodu ran nieczystości oraz lęku przed zaangażowaniem się z przeszłości…

Z czasem dowiedziałam się jeszcze, że ma zaburzenia narcystyczne, że jest uzależniony od picia i palenia, że sobie z tym nie radzi, że ma stany lękowe.. I że generalnie, ja mu z tym nie pomogę… Jeśli on sobie sam nie pomoże. Jednak wtedy szczerze wyznałam mu, że modlę się za niego i będę cały czas… Że tylko Bóg jest w stanie od niego zabrać wszystko co złe i go z tych zniewoleń uwolnić…

Podziękował mi za ten gest i czułam, że to naprawdę docenił! Był jeszcze oprócz tego wszystkiego jeden bardzo dla mnie bolesny i osobisty wątek… Związany z zażyciem raz tabletki „dzień po”, kiedy temu chłopakowi, na którym mi aktualnie zależy, podczas seksu pękła prezerwatywa… I myślałam, że wpadliśmy. Pamiętam, że on poszedł do sklepu, po nie… Ale jakaż była moja reakcja, gdy okazało się, że ani jednej paczki ich w nim nie było!

I dalszy seks woleliśmy już sobie odpuścić dla bezpieczeństwa… Wiedziałam, że to był znak od Boga, abyśmy tego już więcej przed ślubem nie robili. Że to było Ostrzeżenie. Natomiast później zaczęło się obwinianie, że to moja wina… Że jego wina. Był przerażony i oziębły.

Już wtedy zaczęliśmy się kłócić… Że jestem nieodpowiedzialna… Że on jest nieodpowiedzialny, bo do tego dopuścił… Kolejna rana grzechu nieczystości. Kolejne cierpienie duszy… Poczułam, że przez tą sytuację jeszcze bardziej się poraniliśmy…. Jeździliśmy od apteki do apteki z e-receptą… Niestety nigdzie tych tabletek nie było. Dodatkowo miało to jeszcze miejsce w niedzielę, więc większość z nich była zamknięta. A więc zaczął się stres no i walka z czasem… Dopiero w kolejnym dniu dotarło do mnie co tak naprawdę wczoraj miało miejsce… Przestało to być już wtedy zabawne.

Jednak na drugi dzień kupiłam tą jedną i wzięłam. Bardzo bałam się jakichkolwiek reakcji ubocznych… Ale dzięki Bogu nic się nie stało. Ulżyło mi, choć niestety te tabletki są bardzo niezdrowe dla kobiet i powinno się ich unikać szerokimi łukiem! A to, że pomagają to jedno wielkie kłamstwo… Na szczęście jestem już uzdrawiana, więc ufam, że Bóg leczy moje ciało i psychikę po tym doświadczeniu…

Piszę to ku przestrodze młodych ludzi – jak ważne jest by mieć trzeźwy umysł i nie dać się ponieść swojej cielesności… Ponieważ konsekwencje tego mogą być straszne… I być może ja bym zaakceptowała „wpadkę”, ponieważ po wszystkim potrafiłam mu powiedzieć, że go kocham i sobie przecież jakoś na pewno poradzimy… Ale on już niestety nie. Jego to przerosło.

I właśnie wtedy pomyślałam, żeby odmówić swoją drugą już Nowennę Pompejańską w intencji uzdrowienia naszej relacji… Pierwsza była o uwolnienie z mojego nałogu masturbacji. Ufam, że jestem stopniowo uwalniana z tego, (bo oczywiście to jest cały proces) … Czułam, że mnie to wszystko po ludzku zaczęło już przerastać… Nie mogłam się skupić w pracy. Nie spałam po nocach.

Tylko Różaniec i tygodnie wylanych łez dawał mi nadzieję i niesamowity pokój, że wszystko będzie DOBRZE. Tylko ON dodawał mi SIŁ! Tylko ON dodawał NADZIEI na lepsze jutro! Oczywiście bywały też momenty próby, kiedy np. zasnęłam przy modlitwie.. Ale nawet kiedy czułam się źle, czułam wielką Pomoc Maryi i takie przeświadczenie, że nie jestem z tym sama!

Że Ona mi pomoże.

Że Ona mnie rozumie..

I mimo wszystko wytrwałam!

***

Aktualnie niestety od 4 miesięcy nie nie spotkałam się z nikim, poza dobrym kolegą, któremu tylko doradzam w sprawach sercowych. I szczerze mówiąc to naprawdę nie wiem co dalej będzie… Z tym chłopakiem mam kontakt, jest o wiele lepszy dzięki Bogu, bo przynajmniej mi potrafi już teraz odpisywać.

Nie tak, jak wcześniej… Rozmawialiśmy kilka razy przez telefon, ale do spotkania póki co nie doszło.. Widujemy się tylko w snach. Wiem, że Maryja na pewno go już leczy i uzdrawia te wszystkie zranienia… Tak bardzo mi zależy żebyśmy mimo wszystko byli kiedyś razem. Żebyśmy mogli się spotkać, porozmawiać, przytulić. Tak bardzo mi go brakuje… Jego obecności.. Jego czułości. Po prostu jego. I budowania całej naszej relacji od początku. W czystości… Na pięknej przyjaźni, wierności, szczerości, wsparciu.. Na dobre i złe.

Gdybym wcześniej wiedziała, jak bardzo grzechy nieczystości są w stanie zniszczyć naszą relację, NIGDY bym do tego nie dopuściła… Oddaję ten swój ból samotności Jezusowi podczas każdej Adoracji… Te wszystkie obawy, czy może on nie spotyka się już z inną kobietą.. Oby nie.

I mimo, że mam czasami myśli, czy to na pewno właściwa osoba dla mnie, czy to Ten mężczyzna i czy w ogóle jest jeszcze sens się za niego modlić…

Mimo tego, słucham swojego serca i wiem, że tak. Emocje i intuicja nie są przecież głupie! To właśnie dzięki nim wiem, że przy jemu czułam się bezpiecznie. Kiedy przy moim byłym wręcz przeciwnie…

A wiadomo, że zły będzie robić wszystko, żeby tylko zniszczyć naszą relację… I kłamać. Raz się mu udało. Na drugi już nie pozwolę… Dodam jeszcze, że ofiarowałam za nas Mszę Świętą w Sanktuarium w Pompejach, w intencji „Uzdrowienia naszej relacji oraz ran duszy i ciała spowodowanymi grzechami nieczystości”

Wierzę, że Maryja tego chciała. Ufam i wierzę, że Matka Boża już się tym zajmie i to najlepiej.

Ponadto zaczęłam również odmawiać Koronkę Wyzwolenia w naszej intencji i już widzę jej pierwsze wspaniałe skutki! Jest to potężna modlitwa uwolnienia…

Napiszę na koniec, że uświadomiłam sobie, że wcześniej zapomniałam o swojej wartości.. Dlatego postanowiłam teraz zadbać o siebie i nie skupiać się tak bardzo już na żadnym mężczyźnie. I wiecie co? Może tak miało być?

Może ten czas samotności jest też właśnie i po to, abym teraz odnalazła w sobie tą kiedyś jeszcze brudną od błota grzechu, zagubioną, ale teraz już znalezioną! Wspaniałą, dążącą do Czystości Perłę, którą jestem i którą jest także każda znająca swoją Wartość kobieta! Bo Czystość to nie tylko kwestia seksualności. Ale przede wszystkim STYL ŻYCIA!!! Tego jak się ubieramy, jak myślimy, jak się odnosimy do innych.. To nasza wizytówka!

I wierzę, że to świadectwo otworzy nie jednej kobiecie oczy! Mam przeświadczenie w sercu, że piszę je pod Natchnieniem Ducha Świętego, aby pomogło każdej dziewczynie, która kiedyś była, a być może i aktualnie jest w mojej sytuacji…

Sama doskonale wiem, jak bardzo wszelkie Świadectwa motywują przy Nowennie Pompejańskiej, jak bardzo dodają Nadziei by się nie poddawać i walczyć do końca! Mam nadzieję, że i moje komuś pomoże 🙂 Dlatego wierzę, że najpierw ja muszę pokochać siebie na Nowo.

A z czasem zrobi to i tamten chłopak, a może ktoś inny… Bo w końcu DOCENI moją prawdziwą Wartość!

Amen

W.

Bardzo proszę o modlitwę za nas, Bóg zapłać!

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest

Zobacz podobne wpisy:

0 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x