Dwa miesiące temu obiecałam Matce Bożej że napiszę kolejne świadectwo jakie wielkie cuda uczyniła w moim życiu.
Zresztą codziennie odmawiając Nowennę od 4lat mówię:
,,Cóż Ci dać mogę, o Królowo pełna miłości? Moje całe życie poświęcam Tobie. Ile mi sił starczy, będę rozszerzać cześć Twoją, o Dziewico Różańca Świętego z Pompejów, bo gdy Twojej pomocy wezwałem, nawiedziła mnie łaska Boża. Wszędzie będę opowiadać o miłosierdziu, które mi wyświadczyłaś. O ile zdołam będę rozszerzać nabożeństwo do Różańca Świętego, wszystkim głosić będę, jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną, aby i niegodni, tak jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie się udawali. O, gdyby cały świat wiedział jak jesteś dobra, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie. Amen,,
W moich nowennach obmodliłam moich starszych synów po kilka razy, Męża, Teściową, koleżanki i ich małżeństwa.
Mam jeszcze 7letnią córeczkę którą Mateńka nam dała po bardzo długim czasie oczekiwania. Po Wielkanocy przyszła mi myśl żeby wybrać intencję nowenny właśnie za córeczkę. W ostatnim tygodniu mojej nowenny 30go maja na nabożeństwie majowym moja córeczka zasłabła i trafiłyśmy na doraźną pomoc. Miała bóle głowy i torsje – było podejrzenie że upadając uderzyła się w głowę. Pani doktor na doraźnej pomocy zauważyła u dziecka cudowny medalik i szkaplerz. Pomimo mojego zdenerwowania pocieszyła mnie żebym się nie martwiła bo córeczka jest pod opieką Matki Bożej. Trafiłyśmy do szpitala na badania, zrobili nam tomograf głowy ale wyszedł bardzo dobrze więc lekarz prowadząca zleciła nam dodatkowe badania. Miałam nadzieję że na dzień dziecka wejdziemy do domu. Jakim zaskoczeniem był dla nas wynik usg jamy brzusznej a potem szybko tomograf i diagnoza że córeczka ma wielkiego guza w brzuszku. Pamiętam słowa Pani Doktor proszę usiąść – jutro jedziecie na onkologię do Warszawy, nie planujcie w tym roku wakacji. To był dla mnie jak grom z jasnego nieba. Najgorsze myśli przewracały mi się w głowie – jak mam powiedzieć to Mężowi?
Wiedziałam że to będzie dla niego jak i dla całej rodziny cios.
Wtedy przypomniała mi się intencja mojej nowenny i słowa Pani doktor która nas przyjmowała – ,, nie martw się Maryja jest z tobą,,
To dodało mi otuchy i pozwoliło nie popaść w rozpaczy. Zaufałam Mateńce – oddałam Jej moją córeczkę (zrozumiałam że to nie moje dziecko tyko już Jej) – ja będę dalej modlić się dalej spokojnie i z zaufaniem. Wiem teraz z perspektywy czasu, że gdyby ta sytuacja spotkała mnie 4lata wcześniej rwała bym włosy z głowy i rozpaczała. Była bym zła na Boga że mnie tak doświadcza bo dostałam cios w najbardziej wrażliwy punkt jakim jest moje dziecko na które czekałam wiele lat. To była wielka próba wiary – zły uderzał posługując się moim dzieckiem (wiele razy słyszałam że jestem złą mamą bo pozwalam pielęgniarkom i lekarzom ,,robić ból,, jak to mówiła moja córeczka) Kończyłam nowennę już na onkologii z bólem serca bo chciałam zabrać ten cały ból i strach mojej córeczki i sama go przejść (zresztą każda mama myślała by tak samo). Samo wejście na onkologię zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie – córeczka też nie widziała nigdy dzieci bez włosów, podłączonych do pąpy – nie wychodzących z sali.
Olbrzymie cierpienie, niemoc, ciągłe zmiany nastrojów od płaczu po pretensję w głosie dlaczego inne dzieci mają wakacje a ja tu cierpię? Rodzice często bezradni, bezsilni bo po ludzku nie mogą już więcej nic zrobić jak opiekować się swoimi dziećmi i znosić ich zmiany nastrojów, ciągły głód (dzieci dostają sterydy po których mają wzmożony apetyt). Modliłam się tyko żeby nie było chemii – widziałam jak ciężko dzieci to przechodzą. Będąc na oddziale rozmawiałem z rodzicami oni tak bardzo potrzebują nadziei i wiary że będzie dobrze. Codziennie rozdawałam ulotki z Nowenną Pompejańską – wiele osób zaczynało mówić różaniec. Rodzice zaczynali dostrzegać małe cuda bo rozpoczętych nowennach co i mnie bardziej utwierdzało w wierzę ,,że jestem tu po coś?,,
Maryja znalazła sposób żeby ze swoją Nowenną dostać się na onkologię tam gdzie tej modlitwy i nadziei każdy tak bardzo potrzebuje.
Mijały dni zbliżało się Boże Ciało (tak bardzo chciałam być na procesji ale wiedziałam że to nie możliwe) jednak dzień przed tym świętem dostaliśmy informację że możemy wyjść na przepustkę co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Byłam na Bożym Ciele – płakałam ze szczęścia bo już dawno nie byłam na procesji. Po łykędzie wróciliśmy na oddział i dalej diagnostyka to już niespełna miesiąc i dalej niewiadoma. Ale spokój i pokój serca który miałam był nienaturalny – wszyscy się dziwili a ja powtarzałam w sercu ,, Jezu Ufam Tobie,, ,,Bądź Wola Twoja,,. W domu przezywali stres i niepewność i myśleli o najgorszym. Po Bożym Ciele wróciliśmy na onkologię na dalsze badania – to trudny czas ale bardzo owocny jak patrzę teraz z perspektywy czasu. Maryja była cały czas z nami, widziałam Ją w maleńkich znakach np: badania które były rozstrzygające czy guz jest złośliwy czy nie prowadziła nas Pani u której potem zauważyłam łańcuszek
,,niewolnika Maryi,,
Jaka radość była gdy ustalili nam termin usunięcia guza na początek lipca. Przed dzień operacji była niedziela byłam w kaplicy na Mszy Świętej, kazanie było jak dla mnie na ten czas. Oddałam Maryi kolejny raz moją córeczkę bo to nie moje tyko Maryi dziecko a Ona jako najlepsza Matka nie opuści swojego dziecka. Opuściłam kaplicę z pokojem w sercu, ten spokój był nie naturalny jeszcze 4lata temu rwała bym włosy z głowy i płakała po kontach a w tym momencie taka łaska.
Wieczorem jeszcze przed snem modlitwa z córeczką i znów znak który nawet dziecko zauważyło – mały obrazek Matki Bożej który towarzyszył nam w każdym pokoju szpitalnym w którym byliśmy spadł nam pod nasze łóżko a przecież nie było otwarte okno. Jakie było moje wzruszenie gdy Zuzia zauważyła to – mamusiu zobacz Mateńka przyleciała do nas (jest z nami). Zasnęłyśmy spokojnie bo przecież wiedziałyśmy że jesteśmy w najlepszych rękach – rękach Mateńki. Z samego rana zabrali nas na salę operacyjną zdążyłam tyko włożyć pod poduszkę obrazek Matki Bożej.
Przed salą przenikała nas duża grupa lekarzy i pielęgniarek co zrobiło nie tyko na mnie ale szczególnie na córeczce wielkie wrażenie bo zaczęła histerycznie płakać, szybko dostała zastrzyk i zaczęła a mi kazano wyjść. Czułam się rozgoryczona i z płaczem wyszłam z sali najbliższe 5godzin miałam spędzić pod salą operacyjną bo tak obiecałam córeczce że nie będę nigdzie wychodzić. To najdłuższy dzień w moimi życiu – nie mogłam poradzić sobie ze smutkiem z jakim pożegnałam moją córkę. Ale przyszła myśl: odmawiaj różaniec – zaczęłam w łzach nie mogąc się uspokoić łzy cisnęły się same do oczu.
Prosiłam Maryję żeby zabrała mi ten smutek i dała pokój serca, i stał się kolejny cud. Zaczęłam mówić drugą część różańca – Tajemnice Bolesne w tym momencie przeszła przed moimi oczami kobieta (niewolnica Maryi – ta która prowadziła nas na badania) i wszyło odeszło jak by Maryja zabrała cały niepokój a wlała w moje serce nieziemski pokój serca. W tym pokoju udało mi się dotrwać te przewidziane 5h ale operacja się nie skończyła i trwała dalej. Siedziałam już głodna nie przygotowałam się żeby ogarnąć coś do jedzenia – jakie zaskoczenie było gdy sąsiada z onkologii – mój anioł domyślając się że siedzę głodna przyniosła mi domową jagodziankę (wierzę że i tu Maryja maczała swe święte palce) i już zaczęły przychodzić złe myśli że coś jest nie tak bo operacja nie kończy się tak jak zaplanowana, a może jakieś komplikacje?
Oliwy do ognia dolewały też telefony z domu czy już po?
A tu 5 i pół godziny, sześć i wszyscy już czekający rodzice odeszli do swoich dzieci na pooperacyjną a ja siedzę i czekam. Pani doktor wyszła po ponad sześciu godzinach z informacją że operacja się udała – usunięto więcej guza niż na początku zakładano, teraz czekamy na ostateczny wynik czy guz nie był złośliwy.
Na wynik czekaliśmy 7dni. 13tego lipca w Święto Matki Bożej Fatimskiej przyszedł do nas profesor z wynikiem histopatologicznym negatywnym. W niedziele będąc na Mszy Świętej zapytałam Księdza czy była by możliwość przyjąć Komunię Świętą w tygodniu? Mieliśmy zostać jeszcze do końca tygodnia w szpitalu aż córeczka nabierze sił – Ksiądz zaproponował środę godz. 14.20 w środę.
W środę po obchodzie dowiedziałam się że córeczka jest w tak dobrej formie że już dziś po 12tej mamy wypis.
Zaskoczyło mnie to bardzo, szczególnie że byłam na tę godzinę umówiona na Komunię Świętą (bałam się że nie uda mi się tego pogodzić) – oddałam to w ręce Maryi. Wszystko wyszło idealnie, przyjęłam Komunię – jakie było moje zaskoczenie gdy Książ poprosił mnie żebym podeszła z nim do auta bo ma dla mnie książkę z błogosławieństwem dla nas i dedykacją. Szliśmy korytarzem, Ksiądz w albie którą postanowił zdjąć.
Na szyi miał torebkę w której kapelan szpitalny przynosi komunie do chorych (bursa).
Stanęliśmy na środku korytarza Ksiądz dał mi do potrzymania BURSĘ Z CIAŁEM JEZUSA a sam kończył zdejmowanie alby. Zaskoczyło mnie to tak bardzo że aż zaniemówiłam, uświadomiłam sobie że trzymam w rękach samego Boga. Zwróciłam na to uwagę Księdzu który stwierdził że dzisiejsza Komunia Święta i ten zaskakujący fakt że trzymam przez chwilę Jezusa na koniec pobytu w szpitalu nie jest przypadkowy. Dostaliśmy na koniec z córeczką błogosławieństwo samego Boga. Długo nie mogłam wypaść z podziwu jak wielka jest Maryja która nie skupia na sobie uwagi tyko prowadzi do swojego Syna Jezusa.
Nasza przyda z guzem zaczęła się w Kościele na Nabożeństwie Majowym i skończyła się w szpitalnej kaplicy na błogosławieństwie samego Boga. Warto było zaufać szczególnie że na wizycie kontrolnej Pani Doktor powiedziała to CUD, że to teraz wyszło bo gdyby guz (15 na 10cm) został wykryty za jakiś czas nie można by już go usunąć. Maryja w ostatnim tygodniu Nowenny Pompejańskiej którą mówiłam za Zuzię uczyniła wieki CUD za który będę Jej wdzięczna do końca życia – uratowała moją córeczkę…
Postawiła na naszej drodze cudownym ludzi których nie zapomnimy ze szpitala lekarzy, obsługę i inne chore dzieci z rodzicami. Moje serce zostanie już na zawsze na tym oddziale i z tymi ludźmi. Kika dni temu pożegnaliśmy Zosię 11lat – naszą sąsiadkę z sali (byliśmy razem 3tyg) odeszła niespodziewanie. Po niespełna tygodniu dołączyła do Zosi szesnastoletnia Ola. To trudny czas ale bo wszyło się przypomina ale też bardziej docenia się że moja córeczka dostała jeszcze szansę, a my możemy cieszyć się jej obecnością. Wierzę że Zosia i Ola też są szczęśliwe w domu u Tatusia w Niebie. Tam nie ma już cierpienia którego nie miały zaoszczędzone w szpitalu ale nie były same. Miały cudowne Mamy które czuwały przy nich dzień i noc. Które oddały by im swoje życie i zdrowie gdyby tyko mogły.
Te cudowne kobiety przeprowadziły swoje córeczki na tamtą stronę i są spokojne że zrobiły wszyło co w ich mocy żeby były szczęśliwe po tamtej stronie bo z pewnością trafiły na Niebieskie Łąki.
W szpitalu zostało jeszcze kilkoro znajomych którzy dalej walczą, każde dziecko rodzicami którzy opiekują się i dalej walczą. Wiele walczą z pomocą Maryi – Nowenna Pompejańska została na onkologii. Maryja dodaje sił do walki na każdy dzień.
Ja będę teraz świadczyć jak dobrotliwie obeszła się z nami…
Dziękuję Ci Mateńko❤
p.s. Kochani polecam Wam Nowennę Pompejańską Mateńka czyni cuda
Zobacz podobne wpisy:
Tadeusz: Rak żołądka
Dominika: Wdzięczna za ogrom łask
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Dziękuję za to wspaniałe świadectwo, Maryja jest naszą siłą i pomocą.
Chwała Panu Bogu i Maryji zawsze Dziewicy
Piękne świadectwo. Bardzo dziękuję. Niech Maryja ma Was w opiece i prowadzi dalej przez całe życie. Serdecznie pozdrawiam.
Czytałam ze łzami w oczach…
O, Maryjo jak potężne jest Twoje orędownictwo..
Chwała Panu!
Dziękuję za to świadectwo. Zdrowia dla Was.
Podziwiam Pani postawę! Życzę wszystkiego dobrego, zawsze !!! Opieki kochanej Matki Bożej!