Nie będę oryginalny – słysząc po raz pierwszy o NP stwierdziłem, że to nie dla mnie i nigdy nie dałbym rady.
Gdy Żona zaszła w drugą ciążę cieszyliśmy się jak dzieci – droga do pierwszego dziecka była długa i wyboista – a na in vitro, ze względu na wiarę, nie chcieliśmy się zgodzić. Tuż po przekazaniu radosnych wieści Najbliższym u Żony pojawiło się pierwsze krwawienie. Wizyta na SOR, zagrożenie poronieniem i podejrzenie zagnieżdżenia zarodka w bliźnie po cesarskim cięciu. Poinformowano nas, że jeśli zarodek zagnieździł się w bliźnie to ciąży nie można dać się rozwinąć… A przy tym stwierdzono ciążę bliźniaczą, jednokosmówkową. Pierwszą NP zacząłem odmawiać jeszcze tego samego dnia. Tydzień później od naszego lekarza usłyszeliśmy, że pozostaje nam tylko się modlić.
I to były pierwsze cuda, jakie przyniosła nam Matka Boża – ciążę udało się utrzymać, a zarodek, jak się później okazało, zagnieździł się obok blizny. Jedno z Maleństw niestety obumarło – gdyby to była ciążą jednokosmówkowa – już by jej nie było. Wbrew jednak pierwszym wynikom okazało się, że ciąża jest dwukosmówkowa. Dlatego dziś ciszymy się jedną z naszych Córeczek wiedząc, że jest jeszcze Dzieciątko, które czeka na nas w Niebie…
W tamtym czasie odmówiłem dwie NP, odmawiałem też Tajemnicę Szczęścia.
We wrześniu, podczas krótkiego urlopu nad morzem, odwiedziliśmy Matemblewo. Z Matką Bożą z Matemblewa jesteśmy szczególnie związani. Tam wyprosiliśmy poczęcie pierwszego dziecka. Gdy modliliśmy się przed figurką jakaś zakonnica przyszła poukładać kwiaty. Zapewniła nas kilkukrotnie, że wszystko będzie w porządku – zanim wspomnieliśmy o nowych komplikacjach. W tamtym czasie u Żony stwierdzono łożysko centralnie przodujące, i to w najgorszy możliwy sposób. Była to bardzo poważna komplikacja. Lekarz prowadzący po raz drugi zalecił modlitwę. Głos tej Siostry był dla mnie jak głos posłańca od Matki, który miał nas zapewnić, że nawet jeśli będzie mocno źle to i tak wszystko się dobrze skończy…
Dwudziesty piąty tydzień ciąży – pierwszy pobyt Żony w szpitalu. Sterydy na wypadek przedwczesnego porodu i zalecenie, by przy najmniejszym nawet krwawieniu jechać natychmiast do szpitala. Krwawienia pojawiły się dwa i pół tygodnia później. Wszyscy w szpitalu byli przekonani, że zaraz nastąpi poród. Uprzedzono nas, że cesarka Żony będzie bardzo poważaną operacją, najprawdopodobniej będzie trzeba usunąć macicę, część pęcherza i coś tam jeszcze środku. Jedna z lekarek powiedziała też nam otwarcie, że z USG wygląda to bardzo źle. W tamtym czasie na wagę złota był każdy kolejny dzień ciąży oraz to, aby cesarka została przeprowadzona w zaplanowanym przez lekarzy terminie (tak, by przeprowadził ją przygotowany do tego Zespół, a nie osoby będące akurat na dyżurze). W tamtym czasie odmawiałem kolejną, trzecią NP.
Operacja odbyła się ponad półtora miesiąca później – w zaplanowanym przez lekarzy terminie, gdy Córeczka rozwinęła się na tyle, że zakończenie ciąży było już dla niej bezpieczne. Urodziła się jako wcześniaczek – po ośmiu miesiącach ciąży – ale jest zdrowym, pięknym i prawidłowo rozwiniętym dzieckiem!J Również u Żony nic nie trzeba było usuwać. Lekarz pod salą operacyjną podsumował to krótko mówiąc, że musimy mieć naprawdę niezłe układy na górze.
Wydawało się, że to już koniec – ale jednak nie. W drodze do sali szpitalnej Żona zaczęła się dusić. Na nogi postawiono pół szpitala – podejrzewano zator lub obrzęk płuc. Na szczęście zdarzyło się to, gdy obok były położne mogąca szybko wezwać pomoc. Gdyby zdarzyło się to pięć minut później Żona byłaby sama w sali i nikt nawet by nie zauważył, kiedy zdążyłaby się udusić.
Po ludzku oczywiście wszytko to jest możliwe – złe rokowania, a potem tyle szczęśliwych zbiegów okoliczności… Ja jednak wiem, że to Nasza Matka z Nieba tak to wszystko poprowadziła – o czym dziś zaświadczam. Pozdrawiam czytających. Z Panem Bogiem!
Zobacz podobne wpisy:
Izabela: Boże prowadzenie w chorobie nowotworowej
Ania: Narodziny córki po trzech poronieniach.
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Niech Bóg błogosławi całej Twojej rodzinie.
Czytałam że łzami w oczach, bardzo to wzruszające – ileż przeszliscie… Piękne jest to, że wszystkie wasze zagrożenia, lęki oddajecie naszej Matce, a Ona działa! Życzę Wam pięknych lat w zdrowiu i miłości. Szczęść Wam Boże 🙂