Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Natalia: 2700 g i 52 cm szczęścia

Nazywam się Natalia i mam 27 lat. Moja historia zaczyna się w 2014 r., kiedy po raz pierwszy zaszłam w ciążę i niestety ją straciłam. Poronienie było dla mnie sygnałem do poszukiwania przyczyny niepowodzenia, w związku z czym wykonałam komplet badań laboratoryjnych. Wyniki wykazały, że jestem nosicielką wirusa CMV, który prawdopodobnie mógł przyczynić się o straty ciąży.

Historia z wirusem trwa ponad rok, wiąże się z próbami leczenia, a raczej uśpienia wirusa, systematycznymi wynikami, tabletkami oraz morzem łez, że starania należy odłożyć w czasie. Dopiero wykonanie badania genetycznego na obecność wirusa we krwi i jego negatywny wynik rozpoczyna kolejny etap – roczne próby zajścia w ciążę zakończone niepowodzeniem. Ogromne pragnienie bycia mamą, stres związany z bezowocnymi próbami doprowadzają do wielu kłótni pomiędzy mną, a mężem. Na tym etapie zaczyna się moje leczenie hormonalne oraz wizyty u lekarza raz w miesiącu, co niestety w dalszym ciągu odsuwa mnie od męża. Wiąże się to z wielkim stresem oraz wizją wykonania laparoskopii. W międzyczasie codziennie modlę się o zajście w ciążę, donoszenie jej oraz narodziny zdrowego dziecka i tak w 2015 r. pojawia się u nas w mieszkaniu ksiądz z wizytą duszpasterską, który zostawia mi modlitwę o cud. Zaczynam ją odmawiać. Dodatkowo w internecie znajduję modlitwę w sprawach trudnych i beznadziejnych do św. Rity oraz Nowennę Pompejańską. Niestety na tym etapie uważam jeszcze, że nie jestem jej w stanie odmawiać. Pewnego razu podczas wieczornej modlitwy, zamyślona i niekontrolująca własnych myśli, które gdzieś płynęły, mówię: „Maryjo, dziękuję Ci za tą ciążę”. Po tych słowach czuję się zmieszana i od razu sobie siebie karcę. Myślę jednak cały czas o tych wypowiedzianych słowach. Po tygodniu zaczynam zastanawiać się, czy przypadkiem nie jestem w ciąży. Robię test ciążowy i całkiem niespodziewanie pojawiają się dwie kreski. Nie mogę w to uwierzyć, jednocześnie boję się, że historia ze stratą ciąży znowu się powtórzy. Piszę do Sióstr Dominikanek z Krakowa z prośbą o przesłanie paska św. Dominika. Pasek do mnie dociera, niestety – w międzyczasie dostaje krwotoku. Jadę do lekarza, myślę już o najgorszym. Jednak na poczekalni pojawiają się w mojej głowie optymistyczne myśli. Lekarz kieruje mnie do szpitala, gdzie spędzam 4 dni. Jestem przerażona. Diagnoza: krwiak, ciąża zagrożona. Na szczęście serce dziecka bije. Pewnego dnia podczas wpisywania hasła w przeglądarce: krwiak, trafiam na artykuł napisany przez kobietę, której powiedziano, że serce jej dziecka nie bije, a ona zawierzając się św. Rodzinie, rodzi zdrowe dziecko. To daje mi nadzieję, że być może i mi się uda. Podczas obchodu lekarz przekazuje mi informację: „B-hcg rośnie”, a zatem ciąża się rozwija. Przed wypisem mam jeszcze badanie, które wykazuje, że jestem w ciąży z bliźniakami. Jestem bardzo szczęśliwa. Wracam do domu z zaleceniami ciągłego leżenia. W tym czasie bardzo pomaga mi mąż oraz moja mama. W szpitalu podejmuję decyzję o odmawianiu Nowenny Pompejańskiej. Niestety podczas wizyty kontrolnej okazuje się, że jedno z dzieci może być obarczone poważną wadą genetyczną (obrzęk płodu) oraz zostaję skierowana na badania do ośrodka II stopnia referencyjności. I badania prenatalne wykazują poważne nieprawidłowości w budowie anatomicznej jednego z dzieci. Lekarz przekazuje nam informację o tym, że chore dziecko prędzej, czy później umrze. Lekarz prowadzący przedstawia mi mało optymistyczną wizję, twierdzi, iż w skutek śmierci jednego z dzieci może nastąpić zaburzenie krzepnięcia mojej krwi oraz przeciążenie zdrowego dziecka w skutek wydzielania tokstycznych substancji przez nieżywe dziecko. Wykonuję II oraz III badania prenatalne, zasięgam konsultacji w ośrodku III stopnia referencyjności. Diagnoza jest jedna: chore dziecko umrze. Zmieniam intencje modlitewną oraz proszę, by Bóg zachował przy życiu i obdarzył zdrowie dziecko nieobciążone. W 31 tygodniu staje się to, czego się bałam całą ciążę. Moja ciąża od tej pory jest ciążą pojedynczą. Chodzę do lekarza raz w tygodniu, raz w tygodniu wykonuję badania kontrolne z krwi oraz biorę codziennie zastrzyki na krzepnięcie krwi. Cały czas towarzyszy mi strach. Modlę się też do błogosławionego Stanisława Papczyńskiego, a w międzyczasie odmawiam drugą już Nowenne. Nie kończę jej. Na trzy dni przed zakończeniem modlitwy zaczyna się poród. 22.10.2016 r. na świat przychodzi Nikodem. 2700 gram i 52 cm szczęścia. Mój wymodlony cud. Rodzi się siłami natury, choć przewidywano cesarsie cięcie. Bóg zachował przy życiu moje dziecko, oszczędził mi rodzenie dziecka, które najprawdopodobniej umarłoby na moich rękach. Dzięki Maryi jestem dziś mamą.

0 0 głosów
Oceń wpis
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Gosia
Gosia
18.12.16 22:04

Tak sie ciesze ze chociaz Tobie sie udalo bo ja bylam w ciazy blizniaczej zakonczonej smiercia obu dzieci. Dzieki Ci Panie bo Twoja laska tewa na wieki. I za moja ciaze dziekuje Bogu bo tylko On ma doskonaly plan na nasze zycie.

Anna
Anna
17.12.16 11:22

Niech Wam Bóg Błogosławi. Szczęść Boże.

2
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x