Szczęść Boże, składam świadectwo w imieniu Mamy, która kilka razy modliła się nowenną (ja też, ale o mnie może kiedy indziej).
Najpierw, o ile się nie mylę, była intencja o to, aby mój mały brat nie musiał być szczepiony. Została mu ostatnia dawka szczepień, każde wcześniejsze przechodził bardzo źle, miał gorączkę, raz nawet stracił przytomność, a sanepid i firmy farmaceutyczne naciskają na to, by szczepić maluchy mimo wszystko, chociaż to grozi poważnymi powikłaniami, niektórzy rodzice dostają spore grzywny. Mama zmówiła nowennę i nie było żadnych problemów z powodu braku szczepienia oprócz rutynowego pytania w przychodni. Jest trochę tak, jakbyśmy zostali w tej sprawie… zapomniani, chociaż mija już drugi czy trzeci rok od terminu szczepienia. I chwała Bogu i Maryi.
Drugą intencją było to, żeby sprawa wypadku, który zdarzył się mojemu Tacie, została zakończona pozytywnie.
Kolejna nowenna także skupiła się wokół tego wydarzenia – by Tata nie stracił przez ten wypadek pracy. Problemy robiła osoba, która została potrącona przez Tatę – po kilku dniach wyszła ze szpitala, nie stało się jej nic poważnego. Sama została jednak przed laty skrzywdzona przez los i teraz domagała się „sprawiedliwości”. Sprawa ciągnęła się bardzo długo, ta osoba raz się odgrażała, raz deklarowała swoją wiarę i mówiła, że nic nie chce, była wręcz nieprzewidywalna. Panicznie baliśmy się procesu i ewentualnego wyroku, ale skończyło się na przekazaniu jej pieniędzy i od pewnego czasu wszystko ucichło, za co też dziękuję Bogu i Maryi w imieniu Mamy i w ogóle naszej rodziny.
Następną łaską był dom. Kiedy się urodziłam, mieszkaliśmy u babci, w domu na spokojnym, bardzo ładnym osiedlu, ale wyprowadzić musieliśmy się przez stosunek moich dziadków do nas – nie chcieli nas tam, chociaż płaciliśmy za siebie i nigdy nie sprawialiśmy żadnego kłopotu – ot, zwykła polska, katolicka rodzina rodzina. Mojej babci niestety zależało i chyba nadal zależy tylko na moim kuzynie, który był pierwszym chłopcem (jej wnukiem) w rodzinie, własnych córek ani siebie samej nigdy nie kochała tak jak jego. Przeprowadziliśmy się do bloku, ale
wszyscy wychowani w domu (mój tata nawet na wsi) nie mogliśmy się przyzwyczaić do rozmaitych ograniczeń i braku przestrzeni. W dodatku mieliśmy sąsiadów, którym przeszkadzało… chodzenie czy bieganie dwulatka po domu. Wiązanki przekleństw, stukanie z całych sił w rury, ściany, nachodzenie nas… to było nie do zniesienia. Między sobą zaczęliśmy się przez to kłócić, upominaliśmy się, by nie „hałasować”, czyli nie chodzić po 22 (!) itd. Atmosfera była straszna. Zaczęliśmy szukać domu, ale zawsze coś było nie tak – to za wysoka cena, to właściciele się rozmyślali. Mama zaczęła wtedy Nowennę pompejańską o dom. Kilka miesięcy później dowiedzieliśmy się o pewnej ofercie, ale cena nam nie pasowała, potem jednak spadła i chociaż właściciele wcale nie byli chętni z nami rozmawiać o kupnie, udało się jednak dogadać i przy niedużym kredycie go kupić. Kilka miesięcy trwał remont i mija właśnie drugi miesiąc od przeprowadzki. Wszystko wydaje się inne, trafiliśmy na miłych sąsiadów, którzy mają dzieci, wnuki i rozumieją, że w domu nie panuje idealna cisza(dom jest w zabudowie szeregowej). Działka jest mała, ale wystarczy, by odetchnąć, zrobić ogródek z kwiatami, pograć z piłkę czy zrobić grilla. Okolica także jest bardzo ładna i spokojna. Zniknęło to napięcie, te nerwy o każdy krok, każde stąpnięcie.
Pisze to, by dodać odwagi, tym którzy chcą zacząć i świadczyć o otrzymanych łaskach, tak jak jest w obietnicy. Te sytuacje, w których byliśmy też wydawały się bez wyjścia, ale Pan Bóg przez wstawiennictwo Maryi wybawił nas ze wszystkiego. Chwała Bogu!
Zobacz podobne wpisy:
Krzysztof: Maryja nigdy mnie nie zawiodła
Anna: Nowenna Pompejańska i wymarzony dom
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański