Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Agnieszka: przyśnił mi się ksiądz z mojej parafii

Na początku chciałam ostrzec, bo będzie to dość długa opowieść… 😉 O Nowennie Pompejańskiej dowiedziałam się z Internetu. Szukałam tam modlitwy, która pomoże mi w ciężkich chwilach mojego życia.

Brak pracy, partnera życiowego (może nie było by to tragedią gdyby nie fakt, że jestem tuż przed trzydziestką) dodatkowo ciężka choroba w rodzinie… i tak o to właśnie natrafiłam na Nowennę. Odmawiałam trzy nowenny na raz cztery części każdego dnia w trzech bardzo ważnych dla mnie sprawach. Jedną za siebie by moje życie się zaczęło układać z naciskiem na znalezienie pracy, drugą za mamę o jej zdrowie, trzecią zaś w intencji mojego taty chorego na raka. Może jestem zbyt zachłanna odmawiając trzy na raz, ale z racji tego, że jestem na bezrobociu i mam czas postanowiłam, że spróbuję… z resztą nie potrafiłabym wybrać czy mam się modlić pierwsze za mamę czy za tatę i tak o to właśnie podjęłam modlitwę w trzech intencjach odmawiając trzy nowenny każdego dnia.

Och, jakie początki mojej modlitwy były cudowne odmawiałam każdą dziesiątkę różańca z ogromną wiarą, że Królowa Różańca Świętego mi pomoże, że już może nawet jutro spełnią się moje marzenia… przecież pomaga wszystkim (często już na samym początku odmawiania nowenny) to, czemu by miała mi nie pomóc…, ale zaczęłam część dziękczynną i niestety podczas odmawiania nie wydarzyły się cuda, o których myślałam … (przynajmniej jeszcze wtedy tak uważałam) ja nie dostałam pracy, ze zdrowiem rodziców tez różnie bywało… i wtedy ten mój żal i rozczarowanie było chyba największe. Przychodziły myśli, dlaczego… co źle robię, że nie otrzymałam jak dotąd tego, o co się tak modlę (przecież wystarczy wyrecytować tę nowennę przez 54 dni i już, że życie powinno się zmienić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki)…, Ale powiem wam nic bardziej mylnego. Gdy zaczęłam odmawiać nowennę a raczej klepiąc ją by zaliczyć kolejny dzień byłam nastawiona wyłącznie na te główne prośby a nawet i żądałam, że mam to dostać i już. Zaczęłam odmawiać część dziękczynną a tu nic się nie działo. Ciężko mi było dziękować Matce Bożej jak nic się nie zmieniło myślałam, że zamiast dziękować powinnam może dalej prosić… Powoli też zaczęłam tracić wiarę w moc tej nowenny i już nawet miałam zrezygnować z dalszego jej odmawiania mówiłam sobie, po co tracę czas, bo jednak trochę trwało to klepanie, jednak coś mi nie dawało przerwać serce mówiło weź różaniec do ręki i módl się zaś w głowie przewijała się myśl rzuć to szkoda twojego czasu. Toczyłam walkę między sercem i rozumem (rozumem nie moim). Były łzy, poczucie bezradności, … no ale w końcu, komu miałam zaufać jak nie Mamie… Mamie tej w niebie. Nie poddałam się moim złym myślom odmawiałam dalej. Pytałam się Boga, co mam zrobić…, dlaczego nie chcesz mi pomóc, nawet stawiennictwo Maryi nie pomaga…Czytałam w różnych świadectwach, że Matka Boża przychodziła do nich w snach dając znak, że jest się na dobrej drodze. I ja też chciałam by i mnie odwiedziła. I tak budziłam się każdego ranka i nic, aż w końcu przyśnił mi się ksiądz z mojej parafii, ale nic nie powiedział. Nie zareagowałam na początku na to pomyślałam tylko sen jak sen czasem się śnią jakieś głupoty. I dalej pytałam się, co mam zrobić… Boże daj mi jakiś znak… i w przeciągu kilku dni od snu już na żywo zobaczyłam tego samego księdza idącego w stronę kościoła. Wtedy pomyślałam, że to chyba jednak jakiś znak.( Pan Bóg trafił na ślepą osobę niedostrzegająca znaków i niepotrafiąca ich czytać, ale chwała mu za cierpliwość :)). Może w przeciągu tygodnia od ostatniego „spotkania” przechodziłam obok kościoła i znów się pytam Panie Boże czy Ty dajesz mi jakieś znaki … czy chcesz bym się szczerze wyspowiadała (od jakiegoś czasu o tym myślałam, ale strach paraliżował mnie na tyle, że nie potrafiłam się wyspowiadać tak naprawdę szczerze) i wtedy ni stad ni zowąd na drodze stanął mi ksiądz o dziwo ten sam, co wcześniej. W końcu zrozumiałam te „znaki”. Wróciłam do domu i zaczęłam przygotowywać się do szczerej spowiedzi. Pierwszy raz od kilku lat zrobiłam sobie rachunek sumienia wypisałam wszystkie swoje grzechy na kartce i aż zdębiałam ile tego się nazbierało (pomyślałam Boże jak ja mam to wszystko powiedzieć nie dam rady). Następnego dnia usiadłam ponownie do moich grzechów i zaczęłam wszystko po kolei opisywać tak jak bym pisała list. Czytałam sobie każdego dnia po kilka razy by, chociaż czegoś nie zapomnieć w końcu Pan Bóg daje mi szansę a ja nie chciałam jej stracić nie chciałam Go zawieść. I tak przez niemal tydzień przygotowywałam się do tego ważnego dla mnie wydarzenia. W końcu przyszedł pierwszy piątek miesiąca… mój dzień. Jeszcze przed samym wyjściem wzięłam do ręki różaniec, na którym odmawiałam nowennę i prosiłam Mateńkę o odwagę bym poszła i szczerze się wyspowiadała i by zmobilizowała mojego Anioła Stróża by doprowadził mnie do konfesjonału i żeby mi przypominał grzechy z mojej kartki gdybym o którymś zapomniała. Na odwagę wzięłam różaniec do kieszonki i ruszyłam do kościoła. Stanęłam w kolejce do spowiedzi powtarzając sobie w myślach dam radę a serce niemal mi wyskoczyło. Przyszła moja kolej… zaczęłam drżącym głosem ksiądz tylko kiwał głową wtedy mój głos jeszcze bardziej drżał całkowicie odbiegłam od tego jak miałam napisane na kartce mówiłam trzy po, trzy ale powiedziałam to, co mi leżało na sercu nawet te grzechy, o których bałam się i się i wstydziłam mówić. Gdy skończyłam czekałam najgorszego, że ksiądz na mnie nakrzyczy, nie da rozgrzeszenia, po czym zamiast tego, czego się spodziewałam usłyszałam ciepły serdeczny głos, ksiądz nawet mnie pochwalił, że postanowiłam się szczerze wyspowiadać i nagle przeszedł cały strach (wtedy tylko jeszcze pomyślałam sobie Panie Boże czy powiedziałam to wszystko, co miałam powiedzieć czy nie pominęłam jakiegoś grzechu z tego strachu… wtedy ksiądz dał mi rozgrzeszenie i na koniec powiedział: odwagi i radośnie „SZCZĘŚĆ BOŻE” (nigdy ksiądz po spowiedzi nie użył tego zwrotu) wtedy wiedziałam, że przez tego księdza przemówił do mnie Pan Bóg, że wybacza mi wszystkie grzechy i że powiedziałam wszystko, co miałam powiedzieć. Wróciłam do domu szczęśliwa już bez ciążących na mnie grzechach :).

Na koniec chciałam serdecznie podziękować Maryi, bo to ona wyprosiła dla mnie łaskę u Pana Boga na szansę powrotu na dobrą drogę… drogę ku Niemu. A was chciałabym szczerze zachęcić do odmawiania nowenny nawet, jeśli się ma na początku takie chciwe nastawienie jak ja. Ta Kochana Matka w niebie zajmie się wami nawróci was, zmieni wasze nastawienie i na pewno pomoże trzeba Jej tylko zaufać i dalej się modlić. Moje intencje choć nie do końca jeszcze się spełniły to w wielu sprawach mi pomogła i czuję, że cały czas czuwa przy mnie i moich bliskich jestem dobrej myśli, bo przekonałam się, że Tam Na Górze zależy im na każdym z nas, pomimo tego, że czasem błądzimy, a Matka Boża pomaga nam odnaleźć powrotną drogę oczyszczając nasze serca na godne przyjęcie Pana Jezusa.

Szczęść Boże…

5 1 głos
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
[seopress_breadcrumbs]
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
barbara
barbara
14.05.16 13:07

Tak Bog najpier zmienia nas a potem zmienia i wysluchuje naszych intencji i prosb .Z modlitwy wstawienniczej ,,,,Dziekuje Ci, ze za jego sprawa zmieniasz mnie , a prze zemnie przemieniona zmieniasz terza syna.,,,

jolanta
jolanta
11.05.16 12:40

Piekne świadectwo,dodałaś mi siły do takiej generalnej spowiedzi..Bóg zapłać.

Kasia
Kasia
11.05.16 12:25

Piękne i szczere świadectwo. Chwała Panu!

3
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x