Chcę opowiedzieć moją historię. Mam na imię Magda. Chce odpowiedzieć o sile modlitwy i Nowenny Pompejańskiej. Zacznę od tego, ze pochodzę z rodziny, gdzie modlitwy nauczyła mnie mama. Ona była przykładem, jak bardzo dużo Bóg potrafi zdziałać w życiu, bo nie miała w nim łatwo. Zawsze w Bogu pokładała nadzieje i dziękowała za otrzymane laski.
U mnie z modlitwa bywa różnie. Czasem mam wyrażenie, ze powiedzenie ,,Jak trwoga to do Boga” jest w nim bardzo aktualne. Pierwszy raz modlitwą Pompejańską zaczęłam modlić sie już dawno, gdy młodszy syn miał kilka latek a ja chciałam iść do pracy. Bardzo sie smuciłam żeby moje studia nie poszły na marne, bym mogła w jakiś sposób sie realizować, czułam sie taka niedowartościowana przez to.
O nowennie dowiedziałem sie w kościele, gdy ktoś dziękował za otrzymana łaskę. Na początku trudno mi było zebrać sie do odmawiania, myślałem ze nie dam rady. Jednak sie zdecydowałam. Nie wiedziałam jeszcze jaka ona ma moc. Jakiś 3 dni przed zakończeniem części dziękczynnej dzwonił telefon z propozycja pracy. Mieli moje CV złożone bardzo dawno i dziwnym trafem sie odezwali, ktoś powie przypadek-nie ma takich przypadków! To ogromna moc modlitwy. To prezent od Maryji, która wie co kto w danym momencie potrzebuje.
Później pracowałam 1.5 roku i 6 lat na innym stanowisku. Miałam dobra prace, blisko, otaczali mnie dobrzy życzliwi ludzie. Naprawdę wielka to laska od Boga, za którą pragnę dziękować każdego dnia. Nowennę odmawiałam jeszcze od tej pory kilka razy w różnych intencjach. Czasami mam wrażenie nie była to modlitwa taka jak powinna. Nowennę odmawiałam też z siostrami, gdy nasza mama walczyła o w szpitalu o życie. Niestety nie udało jej uratować. Wierze jednak, ze to tez było wtedy bardzo ważne. Może skróciło jej to cierpienie… A może mi bardziej pomogło przeżyć żałobę, bo byłam bardzo emocjonalnie z nią związana.
Wydawało mi sie wtedy że to najgorsze co mogło stać sie w moim życiu. Jednak życie jest nieoczekiwane. I oto historia mojego malego, wielkiego cudu o imieniu Mikolaj. Czasami w glebi serca chciałam mieć jeszcze jedno dziecko, ale trudno bylo mi sie zadecydować. Bog jednak wiedzial czego mi potrzeba. Młodszy syn tez modlił sie o rodzeństwo. Zaszłam w ciążę. Jak juz powiedziałam o tym dzieciom młodszy syn uklęknął, wzniósł ręce do góry i powiedział ”Boże dziękuję Ci”. To bylo bardzo wzruszające i nigdy tego nie zapomnę.
Kolejny raz zaczęłam modlitwę pompejańską. Pomyślałam, że gdy z starszym synkiem byłam w ciąży, mama otaczała mnie modlitwa o szczęśliwe rozwiazanie. Teraz jej niestety zabrakło musze modlić się sama. Modlitwę obiecały mi tez moje siostry. Jeździłem do kontroli i malutkie serce bilo pod moim pięknie. Dostałam skierowanie na badania prenatalne okazało sie ze jestem w grupie ryzyka chorób genetycznych. Bardzo sie tym przejąłam. Nie chciałam wiedzieć więcej, myślę co Bog pokocham każde dziecko.
Siostra zaczęła modlitwę pompejańską w intencji żeby moje dziecko urodziło sie zdrowe. Mijały tygodnie, maluszek jak sie okazalo chłopiec rosl pod moim sercem, mialam troche kłopoty z ciśnieniem, pojawiła sie niewielka cukrzyca a poza tym bylo dobrze. W 31 tygodniu ciśnienie znacznie wzrosło, zrobiłam badania i pojawiała sie ogromna ilość bialka w moczu. Pojechałam do szpitala, powtórnie badania wykazały zatrucie ciążowe. Podano mi sterydy, kontrolowano sytuacje, niestety nie poprawiło sie. W 33 tyg stwierdzili ze trzeba jak najszybciej rozwiązać ciąże, bo zagraża to mi i dziecku.
Ten czas przed porodem w szpitalu, oczekiwanie na to, co bedzie sie działo, to smutny czas, pelen obaw. Brałam do reki różaniec modliłam nie sie do Sw. Rity i Wanenty Katarzynca. Leżąc na stole cala drżałam próbowałam mówić ,,Ty sie tym Jezu zajmij, Twoja niech bedzie wola”. Maluszek urodził sie w skali Apgar otrzymał 8 pkt, 2.09 kg, 47 dl. Pierwsze informacje o nim nie były najgorsze, potrzebował wspomagania oddechu, mial infekcje. Pomyślałam ze to nie najgorzej.
Na drugi dzień otrzymalam straszne informacje. Pluca się nie rozwinęły, nie rozprężyly sie. Trzeba go bylo intubowac, oddychał za niego respirator, karmiony byl przez sonde. Pojawilo sie obustronne zapalenie płuc. Zaczęła sie moja okropna bezsilność. Nie jest sobie tego wyobrazić nikt kto tego choc troche nie przeżył. Patrzyłam przez okno i nic nie bylam w stanie zrobić, próbowałam sie modlić, a nie potrafiłam Nie mialam apetytu, nie chciało mi z nikim rozmawiać. Moje dziecko walczyło o życie!
Wchodziłam na intensywna terapie i nie bylam soba, nie wiedziałam nawet, jak sie zachować. Przede mną leżał malutki bezbronny człowiek, a ja, jego matka, która nosiła go pod sercem, nic nie mogłam zarobić. Nawet przytulić, nie mógł słychać mojego serca. Aparatura sygnalizacja kończące sie leki, saturacja, tlen. Te urządzenia to kosmos. Pozostało zawierzyć lekarzom i modlić sie o światło Ducha Świętego dla nich. Nie widziałam co do niego mówić, jak sie zachować. To najgorsze co mogło mnie spotkać.
Psychicznie funkcjonowałam coraz gorzej. Największym wsparciem byla dla mnie rodzina bliższa i dalsza a najbardziej moje siostry, którym bede wdzięczna do konca życia. Prosilam o modlitwe rodzinę koleżanki ze studiów, pracy, sąsiadki. Ta ogromna moc modlitwy zaczęła spływać na Nas. Nie umie tego wytłumaczyć ani nazywać! Stan synka zaczął sie z dnia na dzien poprawić. Oddychał sam wspomagany Cepap. Powolutku mogłam dawać mu swój pokarm, najpierw przez sonde, potem z butelki. Modliłam sie. Moje siostry były na pielgrzymkach i tez gorąco sie modliły.
Tęskniłam za domem, synami, schorowanym tata, który mnie potrzebował. Jak mogłam juz chodzić bylam w kaplicy i u Komunii Sw. Myślałam wtedy ze nic mi nie trzeba do szczęścia, ubrań, kosmetyków. Wszystko oddałbym żeby moje dziecko bylo zdrowe. Będąc po cesarce współczułam wszystkim przykutym do łózka. Bo choc troche wiem co to znaczy i sobie tego nie wyobrażam. Gdy rodzi sie dziecko wszyscy sie cieszą, wysyłają znajomym zdjęcia, każdy gratuluje. A ja nic nie mogłam zrobić. Radością bylo gdy mogłam w koncu go dotknąć, otworzył oczka i uśmiechnął sie.
Od wklucia w pepek pojawił sie zakrzepik. To doświadczenie to co tam przeżywałam na zawsze juz pozostanie w moim sercu. Wyszliśmy w koncu do domu odwiedziliśmy szereg specjalistów. Nie jeden dzień i noc byl dla mnie trudny bo balam sie czy moje dziecko bedzie zdrowe i pelnosprawne. Przeplakałam wiele ale tez dzięki temu gorącej sie modliłam. Będąc w szpitalu moi synowie mówili że ich braciszek wyjdzie z tego że ma silne geny, bedzie wielkim człowiekiem. Nie wiem co to moze oznaczać. Ale jak patrze na niego czasem tak sobie myślę.
Modlitwą Papejanską modliłam sie też jak Mikołajek mial isc na operacje przepukliny pachwinowej, czy starszy syn mial operację kolana. Duzo juz za mną takich trudnych chwil. Ciesze sie z każdego uśmiechu, słowa, gestu i tego ze mój 2 latek rozwija sie zdrowo i zaskakuje. Dziękuję Bogu za nowa prace na którą bardzo mi zależało. Z Bogiem nie ma rzeczy nie możliwych. Teraz czeka mnie operacja wymiany biodra. Bardzo się boje, proszę wszystkich którzy to przeczytają o modlitwę. Znów ufam Bogu że muszę żyć i być zdrowa dla mojego ,,MAŁEGO -WIELKIEGO CUDU,,. Maryjo z Pompejow, której zawierzam dziękuję za Wszytko co robisz w moim życiu. Opiekuj sie jak możesz dalej mną i moja rodziną.
Zobacz podobne wpisy:
Agnieszka: Uzdrowienie syna
Karolina: Wymodlone dziecko przez nowennę pompejańską
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Piękne wzruszające świadectwo.
Dzięki za piękne świadectwo