Różaniec mam przy sobie od czasu pierwszej nowenny, kilka lat temu. Teraz odmawiam już sama nie wiem którą, może jedenastą… Coś koło tego. Nie liczę, nie muszę, to już chleb powszedni jak łapanie oddechu. Taki odruch bezwarunkowy.
Zaczęłam się tym razem modlić bez konkretnej intencji, bo mam przymus wewnętrzny nieustannego kontaktu z niebem. Co prawda szwankowalo mi zdrowie, ale raczej był to wpływ nerwów, stresu i nie zgiagnozowanej depresji.
Gdzieś na początku powiedziałam w myślach „Ty wiesz lepiej o co chodzi” do Matki Boskiej.
Prosiłam najpierw o zdrowie, potem o spokój wewnętrzny, potem o sens życia, aż w końcu przestałam wymyślać i zdałam się na Nią. Po prostu się modliłam.
Trafiłam do przychodni, bo chciałam zrobić testy na pezeciwciala, a okazało się, ze „przypadkiem” zbadano mnie kompletem badań bez kolejki „bo słabo wyglądalam”, nagle Pani pielęgniarka załatwiła mi też bez kolejki wizytę u Pani doktor, mimo pandemii, gdzie trudno się zarejestrować z wyprzedzeniem. Natomiast moje dziecko, które akurat tego dnia miało ból brzuszka, też zostało zbadane bez kolejki, bo „przypadkiem” Pani doktor była od zdrowia rodzinnego, a wzięłam go z sobą tylko dlatego, że nie miałam nikogo do opieki, a przedszkole było zamknięte z powodu kolejnego lockdownu.
Oczywiście przeciwciala wyszły negatywnie (były chyba pretekstem do tego, bym się tam w ogóle znalaza). Natomiast u dziecka wykryto anginę, a przypominam ze skarżył się tylko na brzuszek.
Ja z kolei, musiałam przejść komplet badań, ot tak, dla świętego spokoju, jak to stwierdziła Pani doktor i po kolejnej wizycie, gdy pokazałam jej wyniki morfologii, powiedziała ze jeszcze przydałoby się usg brzucha. Tu muszę podkreślić, ze nie miałam żadnych dolegliwości ze strony brzucha, nic a nic.
I cóż, kolejnym „przypadkiem”, wykryto u mnie kamienie w woreczku zolciowym. Dwa piękne, duże na półtora centymetra, kamyki, które mogły tam być do momentu, aż zlapalaby mnie ostra kolka i musiałabym jechać karetka wprost na salę operacyjną i znosić przeogromny ból.
Czeka mnie co prawda operacja, ale dzięki Matce Boskiej przynajmniej wiem, ze cos mi dolega i dzięki Niej mój synek tez trafił pod opiekę lekarzy i nadal jest diagnozowany, tym razem pod kątem mononukleozy.
I gdyby nie nowenna, nie trafilibysmy wcale do przychodni, ja nadal zyłabym nieświadoma bomby tykającej w woreczku zolciowym, a synek, kto wie, może przeszedłby anginę bez leków i wpadł w groźne powikłania…
Dostałam od Maryji wiedzę, bo trudno inaczej nazwać to, co mi podarowała i chcę podkreślić, że wystarczy się modlić, gdy czuje się potrzebę. Nie musi byc ani konkretnej intencji, ani nawet wiary, bo Ona lepiej niż my sami, wie czego nam trzeba.
I nie zostawia nas z pustymi rękami, zawsze działa, zawsze ma dla nas dar.
Wczoraj skończyłam tamtą nowennę, dziś zaczynam kolejną i znowu mam problem z określeniem intencji, ale nie martwię się – Ona wie i Jej powierzam wszystko, co mi drogie.
Chwała niech będzie Matce Niepokalanej, Maryji z Nazaretu, która podarowała światu Zabwiciela.
Kocham Cię Maryjo i dziękuję 💛💚💜
Zobacz podobne wpisy:
Joanna: Rodzina razem dzięki Nowennie Pompejańskiej
Renata: Dziękuję
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Bardzo wartościowe świadectwo bezgranicznej wiary… Z Maryją życie jest cudowne. Sprawy trudne rozwiązują się w nieprawdopodobny sposób – Boski sposób. Cuda się dzieją jeżeli w pełni zaufa się Matce Bożej, która poprowadzi do Jezusa, do zbawienia. Trzeba być wytrwałym, mimo doświadczeń, a nagroda przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Wiem o tym z własnego życia…
Ja po 2 miesiącach od ukończenia nowenny, zaszłam w ciążę, a dzisiaj się dowiedziałam, że prawdopodobnie ciąża obumarła. Dostałam swoją nagrodę. Chyba nie każdemu Maryja chce pomóc