Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Teresa: Uzdrowienie syna

5 3 głosów
Oceń wpis

Dzień dobry. Chciałam opisać historię mojej modlitwy wobec ciężkiej choroby syna, i jak przez przypadek dowiedziałam się o Nowennie pompejańskiej,o której wcześniej nie miałam pojęcia i o tym że Maryja mnie wysłuchała….

Dzień dobry. Chciałam opisać moją historię – ciężką chorobę syna,i jak przez przypadek dowiedziałam się o Nowennie pompejańskiej,o której wcześniej nie miałam pojęcia i o tym że Maryja mnie wysłuchała….

Był rok 2018, święta wielkanocne (syn miał wtedy 17 lat). Od dłuższego czasu źle się czuł, ciągle gorączkował, aż w końcu pojechaliśmy na oddział. Tam wykonano podstawowe badania krwi i od razu alarm… Wyniki wskazywały na toczącą się białaczkę – tak podejrzewali lekarze. To był dla nas cios tak straszny, że nie życzę nikomu tego, co przeżywają rodzice w takiej chwili. Strachu o zdrowie dziecka nie da się opisać. Choć były to jedynie przypuszczenia, umieraliśmy ze strachu, że okaże się najgorsze, bo wyniki badań nie ulegały poprawie. Codziennie się modliliśmy, nawet zaprzyjaźniony ksiądz mojej mamy odprawiał mszę w intencji zdrowia syna. Wydaje mi się, że to właśnie wtedy zadziałał sam Bóg, bo…

(I tu wstęp do tego, jak dowiedziałam się o Nowennie Pompejańskiej).

Pojechałam do szkoły syna, żeby skserować wypis szpitalny potrzebny do uzyskania ubezpieczenia za pobyt w szpitalu. Syn został wypisany ze szpitala, ale czekaliśmy jeszcze na konsultację hematologiczną. Okazało się, że w sekretariacie szkolnym nie było sekretarki – zastępowała ją jakaś pani, która nie do końca orientowała się w tych sprawach, ale jakoś udało się wszystko załatwić. I właśnie ta pani, kserując dokumenty, powiedziała, że jest ich dużo. Odpowiedziałam, że to wyniki częstych pobrań krwi przy podejrzeniu białaczki. Ona nagle przystanęła, popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem i cicho opowiedziała o swoim synu. Okazało się, że też ma na imię tak jak mój syn, jest młodszy, a u niego podejrzewano raka kości. To właśnie ona powiedziała mi, żebym zaczęła się modlić Nowenną Pompejańską i poszukała informacji o niej, bo jej pomogła – nowotwór okazał się niezłośliwy.

Wiedziałam, że to był znak od Boga – to ona miała tam wtedy być, a nie sekretarka. Człowiek zrozpaczony i zdesperowany w obliczu choroby dziecka zrobi wszystko, by je ratować. Znalazłam Nowennę Pompejańską i zaczęłam się modlić. Wstawałam wcześnie rano, aby odmawiać różaniec. W pracy modliłam się w myślach, a wieczorami siedziałam do późna, szukając pomocy i nadziei.

Gdzieś w połowie Nowenny, po części błagalnej, zadzwoniła do mnie bliska koleżanka i nieśmiało zapytała, czy nie chciałabym, aby syna przebadała pani zajmująca się oczyszczaniem organizmu i naturoterapią. Oczywiście większość osób, w tym lekarze, są sceptyczni wobec tej metody, bo przyjęło się, że leczy tylko chemia i syntetyczne leki produkowane przez koncerny farmaceutyczne. Ja jednak postanowiłam spróbować.

Dziś, wspominając tamten telefon, wiem, że to była odpowiedź od Maryi. Pani, do której poszliśmy, badała syna. Może ktoś w to nie wierzy, ale wszystko, co wykryła podczas badania, okazało się prawdą. Syn był potwornie zatruty i zakażony, toksynami, metalami ciężkimi, grzybami, pleśniami, wirusami, bakteriami. Pół roku wcześniej, zanim zaczęły się problemy z krwią, syn był zarażony bakterią krztuśca. Parę miesięcy wcześniej spędził tydzień w szpitalu z podejrzeniem ataku wyrostka robaczkowego, choć ostatecznie okazało się, że to nie wyrostek – lekarze sami nie wiedzieli, co było przyczyną. Dopiero po badaniach dowiedziałam się, że był to atak giardiozy, czyli zakażenia lambliami.

Nie pracowały mu narządy: wątroba, śledziona (gdzie produkowane są płytki krwi), trzustka. Układ limfatyczny i odpornościowy były całkowicie osłabione. Syn miał totalną dysbiozę jelitową, zaburzony układ wchłaniania, przez co nie przyswajał żadnych preparatów odżywczych. Był totalnie wyniszczony, dlatego tak szybko łapał ciężkie choroby. Rozpoczęto terapię oczyszczającą, a potem uzupełnianie witamin i minerałów. Trwało to długo, ale syn zaczął wracać do zdrowia!

Najważniejsze okazało się to, że to nie była białaczka. Winowajcą był wirus EBV (Epstein-Barr), powodujący mononukleozę. Tego wirusa nikomu nie życzę, bo nawet koronawirus nie jest tak groźny jak EBV.

To był dla mnie jasny przekaz od Matki Bożej Pompejańskiej: przyczyną wielu chorób jest nasza zatruta cywilizacja i technologia. Ratunkiem nie jest chemia z apteki, która tylko dodatkowo zatruła organizm mojego syna, ale to, co dał nam Bóg – natura. To dzięki ziołom nasi pradziadkowie żyli w zdrowiu i dożywali długich lat.

Ten czas zmienił mnie i moją rodzinę. Unikamy farmaceutyków, przerzuciliśmy się na ziołolecznictwo i unikamy przetworzonej żywności oraz szczepionek. Zaczęłam interesować się naturoterapią i słuchać lekarzy, którzy zajmują się medycyną naturalną. To smutne, że odbiera się im prawa wykonywania zawodu, bo leczą ludzi, zamiast „leczyć” ich w nieskończoność, jak wymaga tego przemysł farmaceutyczny.

Dziękuję i proszę – zainteresujcie się tym, jak bardzo zatrute są nasze organizmy. To właśnie przewlekłe zatrucia prowadzą do ciężkich chorób, ale istnieje alternatywa. Można coś z tym zrobić!

Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest

Zobacz podobne wpisy:

1 Komentarz
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Weronika
Weronika
21.12.24 12:28

Piękne świadectwo! A jak ta Pani wykryła co sie dzieje z synem, w jaki sposób go przebadała??

1
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x