To świadectwo powinnam napisać rok temu; przyczyną opóźnienia jest
wyłącznie moje lenistwo za co Matkę Najświętszą bardzo przepraszam.
Nowennę Pompejańską zaczęłam odmawiać w intencji poczęcia drugiego
dziecka, gdyż nie tylko chciałam mieć drugie dziecko, gdyż wiedziałam
jakim może być szczęściem dzięki pierwszemu ale uważałam też, że
będzie rozwiązaniem moich problemów. Moją intencję sprecyzowałam
dosyć zuchwale, z prośbą o poczęcie dziecka (w ciągu 3 miesięcy) do
dnia powrotu do pracy po urlopie wychowawczym, gdyż nie chciałam wracać
do pracy z uwagi na rozłąkę z pierwszym dzieckiem (które było 3 lata
chore) oraz z innych powodów.
Wierzyłam w to, że moja prośba zostanie wysłuchana.
Nowenna Pompejańska była dla mnie trudną modlitwą, a jej odmawianie
spotykało się ze sprzeciwem u mojego męża, który wyrzucał mi, że ciągle się
modlę zamiast wykonywać więcej obowiązków domowych i rodzinnych.
Czasami, moje trzy letnie dziecko, gdy widziało, że klękam i biorę do ręki różaniec mówiło: „mamo nie módl się”. Po dwóch pierwszych tygodniach modlitwy, miałam już świadomość, jak wiele wysiłku wymaga
ta modlitwa. Pewnego dnia otrzymałam telefon o krytycznym stanie dziecka
mojej koleżanki. Dziecko to trafiło do szpitala i wymagało natychmiastowej operacji związanej z otworzeniem głowy. Jego stan był dramatyczny i z jednej strony lekarze uważali, że jeśli nie zrobi się
natychmiastowej operacji, to dziecko umrze, z drugiej – jeśli otworzy
się głowę, dziecko umrze również. Byłam tym zdruzgotana, zwłaszcza, że
czułam się odpowiedzialna za jego tragiczny stan, gdyż kategorycznie
doradzałam koleżance w jaki sposób powinna żywić swoje dziecko, a rodzaj
żywienia miał jak uważam bezpośredni wpływ na jego stan. Żal mi było tej
mojej intencji o poczęcie dziecka (wówczas kwestia ta wydawała mi się
najważniejsza na świecie), jednakże zdjęta lękiem o dziecko koleżanki i o moją duszę (z tego powodu, że byłam jej doradcą, który z powodu pychy nie informował jej o źródłach mojej wiedzy), postanowiłam
zarzucić modlitwę w mojej własnej intencji i rozpocząć nową nowennę w intencji
dziecka koleżanki. Modliłam się w intencji dziecka koleżanki gorliwie, błagając Boga, żeby ulitował się i uratował dziecko, dołączając podczas modlitwy umartwienia.Dodatkowo wysłałam do bliskich znajomych prośbę o modlitwę za to dziecko, którzy włączyli się w modlitwę.
Niektórzy przekazali moją prośbę dalej i nawet jakiś nieznany mi Pan, który
był ciężko chory ofiarował swoje cierpienie w intencji wyzdrowienia tego dziecka. Codziennie wiadomości o dziecku były coraz gorsze (walka trwała na przełomie kilku dni), lekarze nadal nie otwierali główki dziecka, bojąc się, że to je zabije. 13 sierpnia, w dzień maryjny wstałam rano
zdjęta okropnym lękiem i od razu zaczęłam się modlić nowenną pompejańską. Pierwszy raz wtedy powiedziałam Panu Bogu – niech się dzieje Jego Wola. Bałam się bardzo, bałam się zadzwonić do matki
dziecka, gdyż wieczorem parametry życia spadły. Gdy się tak rano biłam z myślami, dostałam smsa. Matka dziecka napisała, że w nocy podjęto decyzje o operacji główki, że rano dziecko się obudziło, jest przytomne i bawi się.Wierzę, ze to Matka Najświętsza je uratowała. Dla mnie
czytelnym znakiem jest to ,że wszystko się stało 13 sierpnia. Maryja uratowała też mnie, nie mogłabym żyć z takim poczuciem winy.
Dokończyłam Nowennę za dziecko koleżanki, zanosząc modlitwę o pełne
wyleczenie (dziecko urodziło się z różnymi chorobami). Z każdym dniem rozwija się coraz lepiej.
To nie koniec łask związanych z Nowenną Pompejańską. Tego dnia, kiedy
postanowiłam przerwać nowennę we własnej intencji, wieczorem oświeciła
mnie myśl, żeby odmawiać dwie nowenny, żeby nie rezygnować z tej za siebie. Udało mi się zmówić tego dnia drugą nowennę przed godziną 24, także nie została ona przerwana. Codziennie odmawiałam zatem dwie nowenny.
Starałam się odmawiać nowenny w takim czasie, kiedy moje dziecko spało,
chociaż przy nim też dużo się modliłam. Skończyłam nowennę we własnej intencji 15 września w dzień Matki Bożej Bolesnej, a jakiś czas później miałam wrócić do pracy. Czas mijał a moja intencja nie była wysłuchiwana. Pewnego dnia zadzwoniła moja mama i powiedziała mi, że ostatnio modlili się razem z moim tatą na różańcu, w mojej intencji, gdyż uważają, że mam różne problemy. Powiedziałam:
„świetnie mamo” a w głębi duszy byłam bardzo zaskoczona, gdyż mój tata
nie wierzył raczej w Boga, nie widziałam raczej żeby się kiedykolwiek w życiu modlił a tym bardziej na różańcu. Uznałam to za dodatkową łaskę z tytułu Nowenny Pompejańskiej. Moja mama wtedy jeszcze dodała.
„W ogóle ostatnio trochę modliłam się za ciebie, taką modlitwą, której nie znasz. Nazywa się Nowenna Pompejańska”. Ja na to odpowiedziałam, że znam tę modlitwę, ale moja mama tak jakby mnie nie
słuchała i kontynuowała. „To jest bardzo trudna modlitwa, dowiedziałam się o niej dawno ale teraz postanowiłam ja odmówić”. „Ależ mamo” powiedziałam, „znam tę modlitwę, wiem że jest bardzo trudna. Na co mama „bardzo długo się ją odmawia, aż 54 dni, ja zaczęłam w twojej intencji w sierpniu a skończyłam we wrześniu”. Mamo, ja tez skończyłam we
wrześniu – powiedziałam. Na co mama: „ja skończyłam 15 września”, ja na to: „ja tez skończyłam 15 września” . Czyli obie mama i ja odmawiałyśmy tę Nowennę w mojej intencji w tym samym czasie nic o tym nie wiedząc.
W nocy (gdy następnego dnia miałam wrócić do pracy) dostałam dużego
krwotoku, tak dużego, że jak się w nocy obudziłam to ubranie miałam we krwi a nie był to koniec krwotoku. Mąż był przerażony, zaczął mówić, że to pewnie jakiś nowotwór i że mnie straci. Ja
byłam spokojna wiedziałam, że to wręcz przeciwnie jakaś oznaka dalszego
etapu mojego zdrowienia, a już na pewno pozytywny skutek modlitwy. Przed
zabiegiem zostałam położona w sali szpitalnej nr 13 (co mnie ucieszyło). W sali leżały dwie osoby: ja i jeszcze jedna pani. Zaczęłam się modlić. Po jakim czasie wywiązała się między nami rozmowa.Miałam
wrażenie, ze moja towarzyszka była przestraszona, jakby zaniepokojona.
Gdy tak rozmawiałyśmy, zaczęłam jej opowiadać o tym, kim dla mnie jest Pan Bóg, opowiedziałam jej o Nowennie Pompejańskiej.Sądząc po jej zachowaniu (płakała, bała się tego co czeka ja w szpitalu) zaczęłam jej opowiadać jak dobry jest nasz Ojciec, że nie tylko wybiegł na
spotkanie syna marnotrawnego ale jeszcze kazał przygotować dla niego ucztę, i dał mu pierścień. Przytoczyłam słowa z Dzienniczka siostry Faustyny, że choćby grzechy były jak szkarłat to wybieleją. Po roku nie pamiętam dokładnie tej rozmowy ale powiedziała mi, że ta rozmowa
jest dla niej znakiem, że nie zdarzyła się przypadkiem…
To za sprawa Nowenny Pompejańskiej znalazłam siły na tamtą, trudną rozmowę, wiem, że to za jej sprawą byłam zdolna do dania świadectwa.
Minął rok, z pozoru moja osobista intencja się nie spełniła, z pozoru… Wiem, że to jest Boży plan, jestem spokojna, że wszystko zależy od Boga, że wszystko jest w Jego rękach. Wierzę, że to jest kolejny etap
jego planu co do mnie, dobrego planu. Dziś uzmysławiam sobie, że byłabym
roztrzęsiona, gdyby wszystko, w tym moje pragnienia leżały w moich a nie
Boga rękach. Chwała Panu i Matce Najświętszej.
Zobacz podobne wpisy:
Nowenna pompejańska pomaga całej rodzinie
Joanna: Zdrowe dziecko
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
wiesz… zazdroszczę Ci takiego pełnego zaufania Bogu. Ja wiem, ze moje prośby nie muszą być tożsame z wolą bożą, ale nie potrafię pogodzić się z tym, że mimo modlitw nie mija moje cierpienie. Wiem, ze nowenna nie musi zostać wysłuchana ( albo przynajmniej w sposób taki, o kórym ja myślę) ale chciałabym by chociaż minął ból, który mnie niszczy. A póki co nowenna nie przynosi spokoju i ukojenia…
Prosze nie tracic nadzieji. Ja rowniez mam rozne dni przy odmawianiu nowenny. Czasami odmawiam rozaniec, bedac myslami daleko. Pozniej lapie sie na tym i przepraszam Matke Boza za to. Ale sa tez piekne dni, w ktorych modlitwa przynosila ukojenie. Stawalo sie tank przewaznie wtedy, gdy przerywalam modlitwe i myslalam o osobie Matki Bozej lub Pana Jesuza. I wtedy czulam, ze splywa na mnie Ich cieplo i to bylo jak balsam dla duszy.