To będzie moje świadectwo a właściwie świadectwa. I będzie długie. Zacznę od tego, że mam już za sobą 4 nowenny. Pierwszą odmówiłem w 2015 roku. Ale to za chwilkę. Jestem osobą dość specyficzną (właściwie to dziwną :)). Mam trudności w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi i jestem bardzo nieśmiały w stosunku do kobiet. Taki człowiek zamknięty w sobie.
Delikatnie można tak mnie opisać. I tak: po skończeniu studiów w 2014 wróciłem na wieś. Nic dziwnego że miałem problem ze znalezieniem pracy tym bardziej że moja samoocena była wtedy „trochę” niska. Zarejestrowałem się w pośredniaku i podpisywałem kartę co 2 lub 3 miesiące (nie pamiętam dokładnie). Między czasie zajmowałem się pracami domowo-gospodarczymi i bardzo dużo myślałem o swoim życiu. Sam się udręczałem że jestem beznadziejny itd. Itd. . Oczywiście miałem jakieś tam plany np. a może zrobię warunki i przejdę na krus? Ale to wcześniej słowo beznadziejny mnie strasznie ograniczało. Ciężko jest się zmienić kiedy całe życie ukształtowało mój charakter w kogoś takiego. Jednak w 2015 dostałem staż z urzędu pracy. Myślałem, że będzie fajnie, że dostanę po stażu pracę. Pierwsze dni było fajnie. Cieszyłem się, że wyjdę na prostą. Streszczę to tak: kumaterstwo i patologia. Oni mnie tam nie chcieli. Dawali mi zajecie typu przynieś, wynieś i pozamiataj dosłownie. Czułem się poniżany i tak było faktycznie. Można sobie wyobrazić jak to wpłynęło na mój stan psychiczny (dość słaby zresztą). Minęło 6 miesięcy i uwolniłem się stamtąd. Znowu podpisywałem kartę. Wtedy postanowiłem, że zacznę się modlić tylko nie wiedziałem jak mam to robić. Znalazłem w necie coś o Nowennie pompejańskiej i w mojej rozpaczy zacząłem się modlić o pracę.
Skończyłem ją chyba w 2016 na początku ale już nie pamiętam dokładnie (styczeń?). Bardzo się w nią zaangażowałem. To był lament. Między czasie dowiedziałem się że niby gdzieś tam potrzebują do pracy (zapamiętaj to!). Myśle sobie i tak to lipa jakaś. Nie wiem czy miałem deprechę czy co bo się nie badałem ale byłem totalnie zniechęcony do czegokolwiek (i nie złożyłem tam papierów). Człowiek na dnie? Może tak bo teraz tak to widzę. Ale po skończeniu nowenny nic się nie stało. Jestem człowiekiem raczej sceptycznym i staram się być realistą ale po tej nowennie miałem sen w którym przyśniła mi się Maryja która powiedziała pomogę Ci. Tłumaczyłem sobie to tym, że siłą rzeczy jak się dużo człowiek modli to cały czas myśli się o Maryii i może się Ona przyśnić. To normalna sprawa.
Po drodze, jak mijał biernie czas postanowiłem odmówić jeszcze drugą nowenne bo co mi pozostało? Jeszcze cały czas wierzyłem w Maryję. Tę drugą odmówiłem po prostu o mądrość. Po skończeniu zrobiłem sobie chwilę przerwy i jeszcze odmówiłem trzecią o szczęście dla brata. Skupienie na tych nowennach było różne. Trzecią to chyba tylko klepałem. Skończyłem ją jakoś w wakacje. I tak moja gorliwość wiary pomału wygasała. Już praktycznie z domu nie wychodziłem. I wtedy na jesień zemdlał mi ojciec. Zadzwoniłem po pogotowie i zabrali go do szpitala. To mną wstrząsnęło. Musiałem się ruszyć z domu chociażby do szpitala. Bałem się o ojca. Był tam chyba tydzień. Popękały mu wrzody i miał złe wyniki krwi. Robiono mu badania a ja w tym czasie się przełamałem i zawiozłem CV do tej firmy o której wcześnie słyszałem ale nic z tym nie robiłem. Ojca wypisano ze szpitala a do mnie zadzwonili że mam przyjść do pracy. I tak w wielkim skrócie Maryja dała mi prace. Bo jak mam to wytłumaczyć? Widziała że gość nawet z domu nie wychodzi to potrzeba terapii wstrząsowej. W grudniu 2016 już pracowałem. Brat ma swoją rodzinę i moim zdaniem jest szczęśliwy. Więc już jest 2-1 dla Maryji. Dalej po drodze z moją wiarą było różnie.
I teraz przeskok do 2021. Do głównej sprawy. Mam 31 lat. Moje życie to praca dom praca dom dom praca. W pracy raz lepiej raz gorzej. Jest sierpień. Dalej jest mi ciężko się otworzyć na ludzi. Czuję straszną pustkę w sobie i tęsknotę. Bo brak mi kochanej osoby. Przypomniałem sobie o nowennie. Już 5 lat minęło od ostatniej. Już się z tym pogodziłem , że nie nadaję się do związku ale ten smutek nie daje mi spokoju. Dobra zaczynam odmawiać nowenne. Tę najważniejszą. Mam trudności ze spaniem, mało jem i takie tam. Napływa we mnie nadzieja. Idealizuje sobie tę drugą osobę dosłownie, bo zaczęła mi się podobać dziewczyna o 6 lat starsza. Teraz wiem że to była moja głupota. Nic o niej tak naprawdę nie wiedziałem oprócz tego że to osoba szlachetna i dobra. W tym czasie przypomniała mi się dziewczyna w której byłem zakochany platonicznie (jednostronnie) na studiach. Tam to dopiero byłem głupi. Myślałem że kogoś zmuszę do uczucia. Ale o tym nie będę mówił. I ona mi ją zaczynała przypominać (ta starsza). Stare uczucia wróciły połączone z nowenną. Głowa się odpaliła na tyle , że zacząłem myśleć o tej teraz w samych superlatywach. Cięzko było odmawiać nowennę. 4 października skończyłem nowenne o miłość bo taka była intencja. Miałem takie trudności ze skupieniem na modlitwie że miałem już tego dość. Ale dałem radę jak widać. Nie zrobiłem niczego głupiego. Nawet jeśli przypominała mi tę ze studiów. Po nowennie nic się nie zadziałało. Miałem w pierwszym tygodniu od skończenia nowenny wyrzuty i gorzkie żale do wszystkich świętych ale szybko mi przeszło i dalej się modlę różańcem. Mam nadzieję. Jak ją widzę to coś mi się tam jeszcze w głowie miesza ale myślę chyba racjonalnie (i tak nie była mną zainteresowana :)).
W dniu w którym to piszę wiem że modlitwa jest mi bardzo potrzebna. Staram się modlić o przemianę samego siebie. Tak bardzo zależy mi na tym aby wyznawać i kierować się w tym życiu wartościami 7 cnót głównych (pokora, czystość, miłość, umiarkowanie, cierpliwość, gorliwość i pracowitość). Tak bardzo chcę być osobą szlachetną i godną tej drugiej jedynej którą spotkam jeśli jest taka wola Boga (tak jak praca sama do mnie przyszła). Staram się zawierzyć Maryi. Chyba jestem bardziej szczęśliwy z życia i więcej się uśmiecham pomimo tego że mam różne myśli egzystencjalne. Nie ukrywam że zależy mi na kimś bliskim dla kogo będę kimś ważnym. Będę mógł wzrastać w męstwie i przełamię swoje słabości. Czy jestem gotowy do związku? Zadaję sobie takie pytania. To cięzkie i trudne pytanie. Próbuję zapisać od nowa skreślone dawno moje imię przez samego siebie i ludzi którzy pomogli mi je skreślić. Tak trudno napisać coś co w człowieku siedzi a jednocześnie nie chce aby wyszło to na światło dzienne.
Napisałem świadectwa zgodnie z obietnicą daną Maryi. Gdybym to zrobił zaraz po odmówieniu to nie napisałbym nic dobrego bo mną targało strasznie. A może gdybym jeszcze trochę poczekał to bym napisał że odnalazłem szczęście?
Wysyłam drugi raz to świadectwo bo za pierwszym się nie przesłało. Tak z dwa tygodnie później jak zapisałem je w wordzie. Mogę dzięki temu jeszcze dodać ( a jest 22.11.2021), że nie mam nic więcej ciekawego do napisania :p
Z Panem Bogiem.
Zobacz podobne wpisy:
Sylwia: Miłość dla bliskiej osoby
Mateusz: Miłość i praca, które nadeszły
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański