Chwała Maryi! Chcę się podzielić z Wami moim świadectwem, mam nadzieję, że wielu z Was podniesie na duchu i umocni w wierze. Mam 26 lat, od pewnego czasu bardzo podoba mi się pewien chłopak, mogę nawet śmiało powiedzieć, że jestem w nim zakochana. Kiedy go poznałam był singlem. Zaczęłam modlić się do Boga o to, żeby chłopak ten skierował ku mnie swoje serce, żeby Bóg połączył nas, zaczęłam nawet modlić się o małżeństwo. Jesienią dowiedziałam się, że zaczął spotykać się z pewną dziewczyną i że są parą. Trudno mi nawet wyrazić słowami, co przeżyłam.
Do tego momentu bowiem nie zdawałam sobie sprawy, ile on dla mnie znaczy, tzn. wiedziałam, że chcę z nim być, ale nie miałam pojęcia, że żywię do niego tak silne uczucie. I teraz wiem, że na pewno wiele osób powiedziałoby mi: „Bóg dał ci znak, że to nie jest osoba dla ciebie, powinnaś modlić się o kogoś innego”. Jednak ja jakoś czułam, że w ten sposób Bóg próbuje jakoś „zmotywować” mnie do walki o tego chłopaka poprzez silniejszą i bardziej żarliwą modlitwę. Do tej pory bowiem byłam katoliczką, ale taką „letnią”, nie było za dużo Boga w moim życiu. Niby zachowywałam przykazania, niby raczej nie byłam „złą” osobą, ale do wzoru też było mi daleko. I prawdą jest stwierdzenie „Jak trwoga to do Boga”.
Kiedy ta informacja o jego nowej sympatii przyszła do mnie, na początku próbowałam udawać, że nic się nie stało, że jakoś to przeżyję. Po tygodniu poszłam do Kościoła, wyspowiadałam się i w domu wybuchnęłam takim płaczem, jakim chyba jeszcze nigdy nie płakałam. Ciągle powtarzałam: „Boże dlaczego?” i „Boże pomóż”. Tego samego wieczora przeczytałam o NP, ale kiedy zobaczyłam 54 dni, to stwierdziłam, że nie ma opcji, że dam radę. Następnego dni jechałam do pracy i znowu wpadła mi w oko informacja o NP… I wtedy stwierdziłam, że spróbuję, że jeśli jest to naprawdę nowenna nie do odparcia, to jest to coś dla mnie.
I „na spontana” postanowiłam modlić się o szansę na związek z tym chłopakiem. Wiem, że na pewno teraz wielu z Was pomyśli, jaką jestem egoistką i jaką jestem zepsutą osobą, że modliłam się o kogoś, kto obecnie jest w związku, ale do tego wrócę później. Podczas modlitwy było mi bardzo bardzo trudno. Szatan szalał jak tylko mógł. Sączył mi do serce straszne zwątpienie, wmawiał jak „niemoralna” jestem, kiedy chciałam poczytać świadectwa o NP, podsyłał mi takie, które się nie spełniły albo takie, które „spełniły się nie do końca tak, jak ktoś chciał”. Bardzo bardzo cierpiałam. Jako patronów i opiekunów mojej modlitwy obrałam sobie Jana Pawła II – bo nowennę zaczęłam 16/10, czyli w dniu wyboru na papieża oraz św. Ritę, która jest patronką od spraw beznadziejnych. I dostałam pewien znak od Boga, że podoba mu się mój wybór oraz że chce abym modliła się do niego za ich wstawiennictwem.
W połowie nowenny, myślę, że dzięki Maryi oraz moim patronom, postanowiłam wziąć udział w mszy o uzdrowienie i uwolnienie. Podczas tej mszy, całkiem niespodziewanie dla mnie, doznałam łaski spoczynku w Duchu Świętym. Ponieważ uznałam to za znak, że Bóg chce żebym bardziej mu zaufała i żebym nie czuła przed nim lęku czy onieśmielenia, odważyłam się prosić go o znak, że moja intencja się spełni.
Wiedziałam, że za kilka dni będę widzieć się z tym chłopakiem (jako koleżanka, to nie była żadna randka), postanowiłam prosić Boga, żeby podczas tego spotkania ten chłopak wykonał w moją stronę pewien gest i żeby to był znak dla mnie, że moja intencja jest zgodna z wolą Bożą i że Bóg spełni moją prośbę. Od razu chciałam zaznaczyć, że to nie było żadne wystawianie Boga na próbę, nie potrzebowałam żadnej „manifestacji siły” Boga, chciałam po prostu, żeby było mi trochę lżej na sercu. Modliłam się o to również w kolejnych dniach przed tym spotkaniem. Ten gest, o który prosiłam, też nie był jakiś „nadzwyczajny”, ale nie był też „zwykły”, w każdym razie idąc na to spotkanie nie wiedziałam, czy ten gest będzie wykonany czy też nie. Oczywiście, zawsze istniało pewne prawdopodobieństwo, że ten chłopak wykona ten gest tak „sam z siebie”, ale wierzyłam, że jeśli Bóg nie może dać mi tej obietnicy, to, wiedząc, że ja ten gest odbiorę jako znak, że intencja się spełni, nie pozwoli na to, żeby ten gest został wykonany bez jego natchnienia… Bo wtedy wyglądałoby to tak, że dał mi obietnicę bez pokrycia, co w przypadku Boga nigdy się nie zdarzy, bo jest on Bogiem wiernym.
I dostałam ten znak, a także dwa inne! Na początku byłam bardzo bardzo szczęśliwa, płakałam z radości, trwało to kilka dni. Niestety, szatanowi bardzo się to nie podobało i znowu zaczął mnie niszczyć. Zaczął oskarżać mnie, że wystawiłam Boga na próbę, że jaka ze mnie jest katoliczka, jeśli muszę dostawać jakieś znaki, że powinnam „wierzyć”, że moja intencja się spełni, a nie „wiedzieć”, że chciałam oszukać Boga, bo jakoś podświadomie wiedziałam, że ten gest zostanie zrobiony, więc chciałam zakpić sobie z Boga na zasadzie: „Wiem, że ten gest o który proszę i tak się wydarzy, więc prosząc Cię o to, żeby był to znak dla mnie, chcę Cię zmusić do dania mi obietnicy” i to, że ten gest został wykonany to był tylko zbieg okoliczności, bo dlaczego Bóg miałby spełnić prośbę osoby tak zakłamanej i fałszywej.
Z jednej strony, wiedziałam, że szatan się wścieka, bo widzi, że Bóg mnie kocha i mi pomaga, że okazuje mi miłosierdzie, ale z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać: „A może coś w tym jest? Może sobie to wszystko ubzdurałam?”. Ale wczoraj – w ostatnim dniu NP, byłam u spowiedzi i porozmawiałam na ten temat z księdzem, na temat moich wątpliwości itp. A wcześniej modliłam się, żeby ksiądz rozmawiał ze mną pod natchnieniem Ducha Świętego, dlatego wierzę, że to Bóg mówił przez niego. I ksiądz powiedział, że jeśli dostałam ten znak o który prosiłam, a nawet więcej, to mam się po prostu cieszyć, bo nie wszyscy dostają tyle łask i że nie ma nic złego w tym, że od czasu do czasu prosimy Boga o jakiś znak czy wskazówkę. Wiadomo, należy zachować umiar i pamiętać o tym, że przede wszystkim należy poddać się woli Bożej, ale nie jest to grzech czy coś nagannego, kiedy prosimy Boga o jakiś znak, który nam pomoże, który wleje w nas nadzieję itp.
Tak więc – nie bójcie się prosić o znaki! Możecie, tak jak ja, prosić o konkretne znaki… Możecie też poprosić Ducha Świętego, o poddanie Wam pomysłu, o jaki znak możecie poprosić Boga, tak, żeby Wasza prośba spodobała się Jemu… W każdym razie – nie ma czego się bać, Bóg naprawdę nie obrazi się, Bóg jest nieskończoną miłością i dobrocią, trzeba Mu po prostu zaufać.
Poza tym, proszę jeszcze o jedną rzecz – nie oceniajcie innych poprzez pryzmat ich intencji i nie „umoralniajcie” ich. Kiedy wahałam się, czy moja intencja jest dobra, czy istnieje szansa, że będzie spełniona, czytałam różne świadectwa i wypowiedzi, również na tej stronie. Pamiętam, że czytałam wypowiedź pewnego chłopaka, który modlił się o powrót byłej dziewczyny, która w danym momencie też miała już nowego partnera. I pamiętam, że było tam dużo komentarzy, ja czytałam te „na samej górze”… I się załamałam. Ludzie, którzy powinni wspierać go, wylali na niego falę hejtu (przynajmniej ja to tak odebrałam)… Pisali, że po pierwsze, nie można prosić o miłość konkretnej osoby, że jeśli ją kocha to niech modli się o jej szczęście, że jest egoistą, że to jest „uprzedmiotawianie” osoby i że nie ma on prawa modlić się o miłość kogoś, kto kogoś ma (i nie chodziło o małżeństwo, tylko ogólnie o związek).
Kiedy czytałam te komentarze to serce bolało mnie coraz bardziej i coraz bardziej traciłam nadzieję. Po pierwsze, czułam się kimś okropnym, niemoralnym, wrednym, egoistycznym… Po drugie, myślałam, jak Bóg może spełnić prośbę, która jest tak zła i niemoralna? Na szczęście Mateczka czuwała. Kiedy przeczytałam te komentarze (mniej więcej do połowy), to tak bardzo chciało mi się płakać, że zaczęłam się modlić koronką do Miłosierdzia Bożego i powtarzać: „Maryjo pomóż”. I w sercu usłyszałam Jej głos, który mówił do mnie: „Wejdź i przeczytaj to wszystko jeszcze raz”. Weszłam, te komentarze były tam ciągle te same, pełne takiego „jadu”, ale Maryja powiedziała: „Przeczytaj to, co jest dużo niżej”… I przeczytałam – były tam wypowiedzi ludzi o dużo większej empatii, którzy pisali, że to Bóg oceni, czy nasza intencja jest dobra czy nie, że naszym zadaniem jest wyłącznie wpierać się wzajemnie. I pisali, że tylko Bóg zna nasze serca, myśli i pragnienia i że to, co czasem po ludzku wydaje się dziwne czy niezrozumiałe, nie jest złe w oczach Boga.
Nawet nie macie pojęcia, jaką ulgę przyniosło mi przeczytanie tych słów. Dlatego, proszę – nie oceniajcie, nie dołujcie, nie próbujcie „prostować” innych, bo nie wiecie, co dzieje się w ich sercach.
I, z drugiej strony, nie bójcie się, że Bóg Was jakoś potępi czy udzieli Wam jakiejś nagany, proście o to, co leży Wam na duszy, Bóg widzi Wasze cierpienie i Wasz smutek, a także to, co czego Wam potrzeba.
Na koniec – ponieważ dostałam znak od Boga – obietnicę spełnienia mojej prośby, jestem już w miarę spokojna. Nie wiem, kiedy Bóg zdecyduje się dać mi szansę na związek z tym chłopakiem, mam nadzieję, że niedługo. Dzisiaj też zaczęłam modlić się NP w intencji tej dziewczyny, z którą jest obecnie, o łaski dla niej, o szczęście. Oprócz tego, codziennie polecam ich oboje Bogu, modląc się o to, żeby ich rozstanie (bo wiadomo, że muszą się rozstać, żeby mógł być ze mną) nie było dla nich bolesne, żeby po prostu oboje stwierdzili, że nie są dla siebie. Nie chcę łez, nienawiści, jakichś negatywnych emocji i o to modlę się z całego serca. A Was proszę o modlitwę za mnie, żebym miała cierpliwość czekać na „mój czas” i żebym znowu nie zwątpiła i nie straciła nadziei.
Dla Boga nie ma nic niemożliwego, a Maryja u Boga może wyprosić wszystko.
Zobacz podobne wpisy:
Sylwia: Miłość dla bliskiej osoby
Mateusz: Miłość i praca, które nadeszły
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański