Szczęść Boże wszystkim! Świadectwo pierwszej nowenny pompejańskiej powinnam napisać już dawno, coś ciagle mi w tym przeszkadzało. Jestem już po drugiej nowennie i mam w planach za kilka dni rozpocząć trzecia. Daje sobie kilka dni na refleksje.
Już chyba bez niej nie umiem funkcjonować. Takie moje małe odczucie, nie mogę się doczekać aż zacznę ja odmawiać. Dzięki niej czuje taki spokój i opiekę. Nie jestem w stanie opisać jak cudowne emocje towarzysza mi przy odmawianiu. Wiadomo są gorsze i lepsze dni. Ale jak w życiu codziennym nie jestem aż tak sumienna to przy niej, nie ma opcji ze opuszczę chociaż jeden dzień. Wracając do świadectw to pierwsza intencja była za mojego ówczesnego chłopaka.
Chorował na depresje. Tak w wielkim skrócie, nasz związek od prawie początku był „inny” składało się na to wiele spraw, prywatnych. Ale wracając do jego choroby, której ani ja ani on nie rozpoznawaliśmy w trakcie trwania związku dała znać w momencie bardzo ważnego dla mnie momentu w życiu. Na tyle ważnego ze musiałam stanąć na wysokości zadania i jego i siebie trzymać na duchu. Wtedy jeszcze nie odmawiałam nowenny ale dziwne było dla mnie to ze mam w sobie tyle siły i wiary ogromne pokłady spokoju ze ułoży się.
Było różnie ale cały czas miałam siłe trzymać nasz związek ponad powierzchnie wody. Doszło do tego ze się rozstaliśmy, na miesiąc po miesiącu odezwałam się po swoje rzeczy, razem mieszkaliśmy. Muszę zaznaczyć ze wiara dla mnie była bardzo ważna i uczęszczaliśmy do kościoła, on był wierzący ale gdy nie byliśmy razem to do kościoła nie zaglądał zbyt często. Cieszyłam się, ze może czasem się buntował to i tak przychodziliśmy na msze razem, wierzyłam ze zbudujemy razem z Boża pomocą zdrowy związek z czasem małżeństwo. Wracając, odezwałam się i jego stan przez ten miesiąc bardzo się pogorszył dodam ze nie chciał się leczyć co nie pomagało mu wyjść z tej okrutnej choroby. Przez ten czas gdy nie mieliśmy ze sobą kontaktu, cały czas po głowie chodziła mi nowenna pompejańska, znałam ja od swojej starszej siostry.
Mówiłam tak do siebie ze zacznę ja odmawiać jak będzie bardzo źle (cały czas wymówki, żeby tylko przeciągnąć ja w czasie) przychodziłam coraz do siostry i po kawałku dopytywałam ja o co chodzi w tej nowennie. I w ten dzień kiedy dałam znać ze chciałabym odebrać swoje rzeczy, poczułam ze jest bardzo źle z nim i od jutra zaczynam nowennę. Napisałam do niego pamietam, daj mi 54 dni a wyzdrowiejesz, nie chciałam mu mówić ze zacznę się za niego modlić tylko żeby poczekał chwile na poprawę swojego zdrowia. Wstawię się za niego u naszej Mateczki, w pierwszych dniach odmawiania poczułam tak ogromny spokój miałam wrażenie ze moja wiara mnie zalewa, byłam przeszczęśliwa bo wiedziałam ze mu Pomogą. Na efekty nie było trzeba długo czekać po kilku dniach widziałam poprawę u niego. Nadal nie chciał się leczyć ale wierzyłam ze Maryja mu pomoże i ze spokojem patrzyłam przez te wszystkie różne dni.
W trakcie odmawiania znów zamieszkaliśmy razem, poprawy w naszym związku nie widziałam wiedziałam ze to przez jego chorobę ale się nie poddawałam. Pocieszałam się małymi drobnostkami, takimi jak to ze on sam przypominał mi ze dziś muszę jeszcze odmawiać różaniec, czekał na mnie z naszymi planami aż odmowie różaniec. Skończyłam kilka dni później z wielkim hukiem się rozstaliśmy. Taak, nie było szczęśliwego zakończenia, nie wiem czy choroba odeszła, pomimo mojej ogromnej wiary, sumiennego odmawiania i tego ze moja nadzieja była wielka nie udało nam się. Przy bardzo burzliwym rozejściu się ja jak nigdy czułam ogromny spokój, wracając do swojego rodzinnego domu z gratami nie byłam załamana nie czułam złości. Cały czas zastanawiałam się o co tu chodzi, choroba koniec końców nie ustala, my się rozeszliśmy, przyjaciółka podpowiedziała mi ze może ten różaniec pomógł mi w spokoju odejść bez tupania noga ze chce z nim być. Odpuściłam i zawierzyłam Bogu. Dziś mija równe 4 miesiące. Nie mamy kontaktu, kiedyś sama bym próbowała cokolwiek nawiązać, dziś po odmówieniu dwóch nowenn wiem ze to nie ja mam działać, a Bog działa i to doskonale wie co robić.
Kilka dni temu skończyłam swoją druga nowennę w intencji swojej, aby Bóg prowadził mnie. Myśle ze dała mi wiele nie odkrytych jeszcze łask, ale tez to ze nie miotam się, po powrocie do domu niby było wszystko dobrze ale czułam ze potrzebuje nowenny do uspokojenia się. I tak teraz jest, cudowne uczucie w końcu oddać całe życie Panu Bogu, nie kierować nim samemu tylko dać mu się prowadzić. Tak, tęsknie okropnie, tak kocham mocno go, ale to Bóg wie czego nam w danym czasie potrzeba. To on wie jak ma nasze życie się układać dlatego ja po tych dwóch nowennach oddałam w 100% swoje życie mu, jestem przeszczęśliwa z tego ze mogę z czystym sercem powiedzieć ze nie chce ingerować w nie jak ma wyglądać nawet w najmniejszych sprawach nie buntuje się jak moje żucie teraz wyglada. Doceniam drobnostki i cieszę się z tego co mam, bo mam wiele. Wiarę!
Zobacz podobne wpisy:
Emila: Z ufnością do Matki Bożej Pompejańskiej
List od Marty: Jak uwierzyć?
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Nawet księża mówią, że depresji nie da się zamodlić. Owszem, bywają przypadki lekooporne, leki nie działają, terapia nie pomaga, depresja nie mija, wówczas pomóc może tylko Bóg. Ale w każdym innym przypadku należy się udać po pomoc do lekarza, na terapię i pracować nad sobą. Po to są specjaliści, Bóg dał nam lekarzy i leki, by najczęściej właśnie do nich chodzić po pomoc. On działa przez ludzi.
Nawet księża pozamykali w pandemii kościoły, pokazując tym samym, że nie wierzą w Boga którego głoszą. Pozamykali zamiast zorganizować to inaczej, np poprzez wiekszą liczbe mszy i wykorzystanie placów dookola koscioła. Bóg może wszystko. Nic Go nie ogranicza. Nawet brak naszej wiary. Wiec jesli zechce, to i z depresji uzdrowi. Trzeba tylko wiedzieć, ze Bog jest Bogiem rzeczy niemożliwych. Nie podważam tu lekarzy. Nie rozumiem tylko tego ze wy bardziej wierzycie w lekarzy czy np wrozki niz w Boga. Dodam, ze w pandemii lekarze też sie pozamykali i byl utrudniony kontakt. Tylko Bóg. A jesli sobie poczytasz o psychoterapiach i… Czytaj więcej »
Nie neguję tego. Jednak jak zachorujesz na zapalenie płuc, idziesz do lekarza. Nawet w Piśmie Świętym jest napisane, by w razie niedomagania korzystać z pomocy lekarzy i leków, bo one są dane od Boga. Modlić się o uzdrowienie można swoją drogą, na pewno nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. Porównywanie lekarzy z wróżkami uważam za mocno nietrafione. Tyle.
Ale ja nie porownalam lekarzy do wrozek :). Ja tylko napisalam ze wierzy sie wszystkim i wszystkiemy tylko nie Bogu.
Jasne ze jak zachoruje to ide do lekarza. No chyba ze jest pandemia :).
Lekarze w pandemii pokazali ze sa od leczenia zdrowych ludzi.
https://www.medonet.pl/psyche/psychologia,ministerstwo-przygotowuje-ustawe-o-zawodzie-psychologa–znaczace-zmiany,artykul,88540727.html
Hm… mogą sobie mówić. Wie Pani, ile osób w szpitalu psychiatrycznym chodzi na Mszę sw? KILKA na ok setki. Kilka. A ilu osobom pomagają leki i psychoterapia? Niewielu. Adoracja naprawdę uzdrawia. Nie tylko przypadki lekooporne. Psychoterapia…? Doraźnie i nie zawsze. Leki? Niszczą organizm. Bóg uzdrawia całego człowieka. Nie odradzam specjalistów, ale zdrowie jest nie tam…
Dostałaś duża łaskę ,że wasz grzeszny związek się rozpadł, bo żyliście razem bez ślubu, więc w grzechu. Nadal trwaj mocno przy Bogu, a On cię poprowadzi najlepsza z dróg.