Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Agnieszka: Moja wysłuchana modlitwa.

0 0 głosów
Oceń wpis

Szczęść Boże. Mam na imię Agnieszka i chciałabym podzielić się swoim świadectwem, jak Nowenna Pompejańska działa cuda i jakie przynosi owoce. Jestem osobą wierzącą i praktykującą. Modlitwa różańcowa nie jest mi obca, staram się modlić na Różańcu już od pewnego czasu. Choć słyszałam kiedyś o Nowennie Pompejańskiej, nie było mi jednak z Nią po drodze.

Ostatnie lata były dla Mnie bardzo ciężkie. Choroba i śmierć mojego Taty, trudności w pracy. Dużo modliłam się w tym czasie (przynajmniej tak mi się wydawało), prosiłam o pomoc. Czasami nie wiedziałam już co robić. Miałam jednak wrażenie, że Bóg mnie nie słucha, czułam się osamotniona w tym wszystkim, przytłoczona ciężarem trudności.

W ostanie wakacje chciałam wszystko uporządkować, chciałam nawet pojechać na rekolekcje. Zapisałam się, ale nie było już miejsc. Modliłam się o to, aby dane mi było uczestniczyć w tych rekolekcjach, ale było inaczej. Kolejny raz miałam poczucie, że Bóg mnie nie słyszy. W czasie wakacji miałam więcej czasu, wiec chciałam zrobić rożne badania profilaktycznie. Zapisałam się między innymi na USG piersi. Na wizycie okazało się, że lekarka stwierdziła obecność pewnego guzka, nie był on duży (ja osobiście nie wyczuwałam go). Lekarka dała mi telefon i prosiła, abym skontaktowała się z innym lekarzem. Tak też zrobiłam. Na wizycie lekarz nie powiedział mi nic konkretnego, miałam nawet poczucie, że nie bardzo wiedział z czym do Niego przychodzę. Powiedział, że musi skontaktować się z lekarką, która robiła USG, nie bardzo wiedział o co chodzi na podstawie samego opisu. Dał mi tylko skierowanie na mammografię. Po wyjściu od lekarza umówiłam się na mammografię. Chociaż niczego konkretnego nie dowiedziałam się, to sama wizyta u lekarza i skierowanie na mammografię wprowadziło niepokój w moim sercu. Najbardziej trudne było dla mnie samo przyjście do tego lekarza. Pracował On w szpitalu onkologicznym, w którym wcześniej leczył się mój Tata. Wizyta, a później mammografia w tym szpitalu zadziałały na mnie bardzo negatywnie. Zaczęłam się bać. Zastanawiam się co powiem mojej Mamie, jeśli okaże się, że to jest nowotwór. Bałam się, że jeśli ten guz okaże się nowotworem i będę może musiała się leczyć w tym szpitalu, moja Mama po wcześniejszych doświadczeniach z Tatą, będzie to źle znosić. Już na mnie ten szpital działał pesymistycznie, więc bałam się o Mamę. Oczekując na wyniki mammografii, modliłam się na Różańcu (nie była to jeszcze jednak Nowenna Pompejańska). Bałam się odebrać te wyniki, ale pojechałam po nie i mimo wszystko miałam nadzieję, że mammografia wykluczy nowotwór, że wszystko będzie dobrze. Niestety tak nie było. Wynik mammografii przeraził mnie. W skali BI-RADS było to 4/5. Wiem, że nie powinnam sprawdzać i interpretować wyników na podstawie opisów w Internecie, ale zrobiłam to. Opis zmian wskazywał na bardzo duże prawdopodobieństwo nowotworu złośliwego (95%). Nie wiedziałam co robić, nie chciałam iść już do tego lekarza , który dał mi skierowanie na mammografię. Już sama myśl na wizytę w tym szpitalu działała na mnie przygnębiająco. Lekarz ten nie był chirurgiem onkologicznym, tylko ogólnym, stwierdziłam więc, że udam się do innego lekarza. Przypomniałam sobie wtedy o pewnym lekarzu, o którym opowiadała mi przyjaciółka. Był to chirurg onkolog. Ona bardzo Go zachwalała. Była pod dużym wrażeniem Jego wiedzy i podejścia do pacjenta. Umówiłam się na wizytę. Niestety została ona wyznaczona dopiero na 2 września.

19 sierpnia zaczęłam odmawiać swoją pierwszą Nowennę Pompejańską. Modliłam się, aby wykryta zmiana w piersi, nie okazała się nowotworem, ale inną łagodna zmianą, która zniknie lub która można będzie całkowicie wyleczyć. Podczas odmawiania Nowenny towarzyszyło mi bardzo dużo różnych emocji i myśli. Czasami płakałam z przerażenia, co będzie , jak okaże się, że to nowotwór, jak powiem o tym Mamie. Do tej pory nic Jej nie mówiłam. Nie umiałam Jej powiedzieć, nawet o tych badaniach. Bałam się bo nie upłynął jeszcze rok od śmierci mojego Taty na nowotwór. Jak miałam Jej powiedzieć o ewentualnym nowotworze u mnie? Wolałam nie mówić nic.

Modliłam się. Czasami z ogromna wiarą, nadzieją, ufnością, łzami w oczach, czasami sparaliżowana strachem i wątpiąca, że Bóg mnie wysłucha. Zawsze jednak, po pewnym czasie, zaczął ogarniać mnie dziwny spokój podczas modlitwy. Ta modlitwa działała na mnie uspokajająco. Zamówiłam także Mszę Świętą w tej intencji w Pompejach na 25 września, poszłam też na Mszę Świętą z modlitwą o uzdrowienie, chodziłam na Msze Święte w tygodniu. Modliłam się też do Św. Rity i Św. Peregryna – patrona chorych na raka. Zostawiałam także swoją intencje, z prośbą o modlitwę na stronie prosimy.pl.

Zbliżał się 2 września i moja wizyta u lekarza- chirurga onkologa. Marzyłam, aby ta wizyta dała mi nadzieję. Liczyłam nawet na cud, że lekarz powie, że tego guza nie ma, że to jakaś łagodna zmiana, że ta mammografia była błędna. Lekarz, choć był bardzo miły, niestety nic takiego mi nie powiedział. Obejrzał dokładnie moje wyniki, zrobił kolejne USG i nie uspokoił mnie. Wręcz przeciwnie, powiedział, że nie ma na co czekać. Trzeba szybko zrobić biopsję i to gruboigłową (nie jak była zalecana przez wcześniejszą lekarkę cienkoigłowa). Zupełnie rozkleiłam się u tego lekarza. Choć starał się być delikatny, wlać do mojego serca trochę optymizmu, to, to co mówił , wyglądało, na to, że sytuacja jest poważna. Dał mi nawet numer telefonu do psychologa. Biopsję miałam zrobioną już 6 września. Lekarz powiedział, że mogę zadzwonić i zapytać o wyniki 13 września, a jeśli ich nie będzie to w piątek 16 września.

13 września, we wtorek byłam w pracy, dzwonił do mnie Ktoś z nieznanego numeru, którego nie mogłam w danej chwili odebrać. Później zaczęłam się zastanawiać, co to był za numer, odczuwałam pewien niepokój. Był to numer z telefonu stacjonarnego. Nie wiem dlaczego sprawdziłam ten numer w wyszukiwarce . Po prostu wpisałam numer tego telefonu. Sparaliżowało mnie, kiedy przy numerze wyświetlił się napis Specjalistyczny Szpital Onkologiczny. Byłam przerażona. Pomyślałam, że skoro sami dzwonią do mnie z tego szpitala, to z pewnością nie jest dobrze. Wynik musiał wskazywać na nowotwór i konieczność podjęcia szybkiego leczenia. Ten telefon dzwonił do mnie tego dnia jeszcze kilka razy. Nie odebrałam go, bałam się usłyszeć diagnozę. Stwierdziłam, że zadzwonię 16 września. Musiałam oswoić się z tą myślą. Chciałam też zakończyć przynajmniej część błagalną Nowenny (a 14 września był to ostatni – 27 dzień części błagalnej). Kiedy myślałam o tym telefonie w pracy, stwierdziłam, że zobaczę jakie są czytania w Kościele na dziś. Nie mogłam uwierzyć. Ewangelia mówiła o wskrzeszeniu młodzieńca z Nain. Było to słowo, które wlało w moje serce nadzieję .

16 września próbowałam zadzwonić kilka razy, siedziałam z telefonem przez pół dnia, próbowałam wybrać numer, nie dałam jednak rady. Stwierdzałam, że odbiorę te wyniki w przyszłym tygodniu, że jeszcze ten weekend chce mieć spokojny (oczywiście nie był spokojny, martwiłam się, cały czas myślałam o tym, ale nie miałam jeszcze ostatecznego potwierdzenia).

We wtorek 20 września stwierdziłam, że pójdę odebrać te wyniki osobiście, nie byłam w stanie zadzwonić. Zanim weszłam do kliniki, gdzie prywatnie robiłam biopsję, kręciłam się przed nią przez pół godziny, tak bardzo bałam się wejść. W końcu weszłam. Pani w rejestracji pokazała mi wyniki, ale niewiele mi one mówiły. Ustaliła ze mną, że lekarz zadzwoni do mnie po przyjęciu wszystkich pacjentów – około godz. 20 (wtedy jeszcze nie było Go w klinice). Rzeczywiście około 20 odebrałam telefon (nie miałam już wyjścia). Lekarz stwierdził, że to włókniak, że ta zmiana jest łagodna i można usunąć ją dzięki mammotomii. Nie mogłam uwierzyć. To był cudowny prezent od Boga na urodziny, które obchodziłam 22 września.

Moja modlitwa została wysłuchana. Modliłam się dokładnie o to, aby wykryta w piersi zmiana nie okazała się nowotworem, ale inną łagodna zmianą, która zniknie lub która można będzie całkowicie wyleczyć. Tak też się stało. Dziękowałam Bogu i Matce Bożej na modlitwie. Nie miałam okazji, aby iść już tego dnia do Kościoła na Mszę Świętą, ale udałam się następnego dnia. 25 września miałam zamówioną Mszę Świętą w Pompejach . Oczywiście nie mogłam udać się tam, ale w niedzielę 25 września pojechałam do Częstochowy, aby tam dziękować Kochanej Matce za Jej wstawiennictwo, opiekę i wszystkie otrzymane łaski. Całe to doświadczenie, choć trudne, było mi potrzebne. Uświadomiło mi, jak ważna jest modlitwa, że Bóg rzeczywiście słucha i wie, co jest nam potrzebne. Gdyby nie to doświadczenie, nie wiem, czy modliłabym się Nowenną Pompejańską. Choć słyszałam o niej, to nie modliłam się Nią, nawet wtedy kiedy mój Tata był chory (dzisiaj bardzo tego żałuję i nie mogę się z tym pogodzić). Oczywiście modliłam się za Niego, jednak nie Nowenną Pompejańska. Ta modlitwa wydawała mi się taka trudna, nie dla mnie. Dzisiaj już wiem, że nie jest trudna, że jest wymagająca, ale też piękna i owocna.

Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest

Zobacz podobne wpisy:

0 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x