12 grudnia 2021 roku, po nieprzespanej nocy nie czułam się dobrze — rozbolała mnie głowa. Miałam pojechać z rodziną w odwiedziny do krewnych, lecz zrezygnowałam z wyjazdu. Chciałam po prostu wypocząć. Mąż z córką i wnukiem za moją namową pojechali sami. Uznałam, że skoro 3 Niedziela Adwentu zwana jest niedzielą radości, to szkoda ją zepsuć. Ja jednak, ze względu na kiepskie samopoczucie, miałam smutny dzień… W samotności nawet się rozpłakałam. Mój nastrój zaczął się zmieniać dopiero późnym popołudniem, gdy moja krewna wysłała mi na watchappa filmik z YouTube — „Adwentową opowiastkę o czterech świecach”. Powoli czytałam tekst: „W pokoju na stole płonęły cztery świece. Po cichu ze sobą rozmawiały. Pierwsza powiedziała: ja jestem POKÓJ. Niestety ludzie już mnie nie chronią. I świeca zgasła. Druga rzekła: ja jestem WIARA. Lecz nikomu nie jestem potrzebna. I ona też zgasła. Trzecia dodała: ja jestem MIŁOŚĆ. Ale nie mam już siły płonąć. I także zgasła. Do pokoju weszło dziecko. Gdy zobaczyło trzy zgaszone świece zawołało: co wy robicie? Wy musicie płonąć! Ja tak bardzo boję się ciemności… I zapłakało. Czwarta świeca rzekła: dopóki ja płonę — zawsze można zapalić pozostałe. Jestem NADZIEJA. Z błyszczącymi i pełnymi łez oczyma, dziecko wzięło świecę i zapaliło pozostałe trzy. Niechaj nigdy w naszych sercach nie gaśnie nadzieja. Ona rozpali WIARĘ, POKÓJ oraz MIŁOŚĆ”… Ten płacz dziecka mnie poruszył, bo przecież jeszcze tego dnia przed wieczorną Mszą św. miałam złożyć przyrzeczenie Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Z racji, że to wspomnienie Matki Bożej z Guadalupe, zabrałam ze sobą do kościoła mały obrazek z Jej Cudownym Wizerunkiem. Spoglądając na niego, wypowiadałam w duszy słowa przyrzeczenia, postanawiając w każdą niedzielę ofiarować w intencji tego dziecka Mszę i Komunię św. Z kościoła wróciłam ubogacona i radosna, już nawet nie pamiętając swego fatalnego samopoczucia. W domu zastałam rodzinkę, która wróciła z odwiedzin w bardzo dobrym humorze. W tym wieczornym, dobrym nastroju zapaliłam trzy świece na wieńcu adwentowym. Cieszyliśmy się wszyscy, że już za tydzień wszystkie świece będą się paliły, tak jak w „Adwentowej opowiastce o czterech świecach”. W moim sercu po złożonym przyrzeczeniu w tę niedzielę radości zapłonęły wszystkie cztery świece. Tego samego wieczoru wgrałam na smartfona aplikację „Adoptuj życie” i wyświetliła się pojedyncza komórka życia.
Codziennie „karmiłam” to dziecko modlitwą na różańcu wykonanym z fasolek-sakramentek. Moja krewna podarowała mi późną jesienią fasolki-sakramentki, które dały mi wówczas wiele do myślenia. Skojarzyły z Ofiarą Eucharystyczną i uznałam, że w każdą niedzielę Mszę i Komunię św. będę ofiarowała za dziecko adoptowane duchowo. Szczególną ozdobą koronki stał się łącznik z Matką Bożą z Guadalupe, a pomiędzy ziarenkami fasolek nanizane — świecące w ciemności — zielonkawe paciorki. Tak wykonaną dziesiątkę różańca zdobił medalik Rycerstwa Chrystusa Króla.
Mimo że jestem apostołem Nowenny Pompejańskiej, jeszcze niedawno uznałam, że ze względu na brak czasu, muszę na jakiś czas “odeprzeć” odmawianie Nowenny “nie do odparcia”. Powodem jest niespełna półtoraroczny wnuk, który dokonał małej, a właściwie — wielkiej — rewolucji w naszym domu rodzinnym. Jednym słowem stał się przysłowiowym pępkiem świata, który ma swoje wymagania, a szczególnie teraz wszędzie go pełno. Dosłownie jeszcze parę dni wstecz mówiłam znajomym, że z Pompejanką muszę sobie na długi czas odpuścić.
31 stycznia we wspomnienie św. Jana Bosco, do którego przez 9 dni odmawiałam nowennę, na stronie Królowej Różańca Świętego wyświetliła się propozycja, by w tym dniu rozpocząć Nowennę Pompejańską i zakończyć w Święto Zwiastowania NMP. To Dzień Świętości Życia… Trudno było mi odeprzeć tę propozycję. To była wręcz pokusa “nie do odparcia”. Jasna intencja także jakby spadła mi z nieba — za zagrożone aborcją życie poczęte, by wzrastała liczba osób podejmujących się Dzieła Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą. Wgrałam sobie od razu na smartfona aplikację do Nowenny Pompejańskiej, która już niejednokrotnie mi towarzyszyła. Zanim przystąpiłam do odmawiania Nowenny Pompejańskiej, byłam na wieczornej Mszy św. Czytania i Ewangelia dotyczyła dzieci, przy czym nie miałam już żadnych wątpliwości, by zaraz po Mszy zacząć część błagalną. Trochę się wahałam, lecz górę wzięły także tajemnice światła ustanowione przez św. Jana Pawła II. To On był promotorem Cywilizacji Życia, a nie śmierci. Wyniósł na ołtarze heroiczną matkę — św. Joannę Berettę-Molla. Nie przypuszczałam, że już po niedługim czasie okres stanie się burzliwy, pełen niepokoju promieniujący na cały świat. 21 lutego o wieczornej porze, zachwyciłam się pięknym, czerwonym niebem i zrobiłam kilka zdjęć, które wysłałam znajomym. Koleżanka odpisała, że takie niebo zwiastuje wojnę… Tak jej w dzieciństwie prawiła matka. Rzeczywiście już za dwa dni Rosja rozpoczęła działania wojenne na Ukrainie. Odmawianie Nowenny Pompejańskiej w intencji dzieci zagrożonych aborcją, pobudzało mnie do refleksji. Byłam ciekawa, jak wygląda ochrona życia na Ukrainie. Niestety, podobnie jak w Rosji, aborcja jest legalna. Uznałam, że nie tylko Rosja potrzebuje nawrócenia. Cały świat potrzebuje nawrócenia! Człowiek stał się panem życia i śmierci… i to za wszelką cenę.
We wspomnienie św. Gabriela Possenti rozpoczęłam część dziękczynną Nowenny Pompejańskiej. Trudno, by jedynie modlić się, prosić czy dziękować. Trzeba też zacząć działać w innym kierunku, by ratować życie dzieci zagrożonych aborcją. Postanowiłam w swej parafii nieco rozkrzewić Dzieło Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą. Posiadałam obrazki w ilości 100 sztuk, które w styczniu zamówiłam u księży Saletynów. Przedstawiają scenę spotkania Maryi ze św. Elżbietą, a na odwrocie jest modlitwa duchowej adopcji. Ułożyłam krótki wierszyk — „Zaledwie jedna 10-tka różańca świętego pomoże uratować najbardziej bezbronnego. Adoptuj zagrożone życie poczęte, ponieważ już w łonie matki jest cenne i ŚWIĘTE”. Z tym tekstem wykonałam na kartce z bloku technicznego reklamę. Wydrukowałam też ulotki o aplikacji „Adoptuj Życie!” Na katolickim Facebooku „Agappe” napisałam bloga o duchowej adopcji, zachęcając do modlitwy za dzieci zagrożone aborcją. Bardzo wielu użytkowników wyświetliło ów artykuł. Już następnego dnia do mojej grupy na „Agappe” liczącej w tym czasie 15 członków modlących się w Dziele Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego, wstąpił kapłan. To w końcu dzieło dla każdego!
Jak każdego roku, w Wielkim Poście, wybrałam się z mężem na Drogę Krzyżową, którą odprawiłam w intencji obrony życia. Mąż przygotował dosyć trudną trasę. VIII stację odmówiliśmy przy jednej z posesji, gdzie jest drewniana figura Chrystusa Frasobliwego. To rzeczywiście, po wspinaczce stromą ulicą, było dla mnie pociechą. Można tu było spocząć na ławeczce, wpatrując się w napis na drewnianej tablicy — „Życie jest grą — świat boiskiem — Bóg Sędzią”.
Dzień Świętości Życia był ostatnim dniem kończącym Nowennę Pompejańską, którą odmówiłam pomiędzy godziną 14—15. Zakończyłam także 7-dniową modlitwę za życie. Szczególnie żywe i na czasie są słowa św. Matki Teresy z Kalkuty — „Jeżeli matce można zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali”. Ta wojna może być „najlepszym” tego dowodem. Tego dnia otrzymałam zamówione materiały o duchowej adopcji z Fundacji Małych Stópek i — co się bardzo rzadko zdarza — kurier przyjechał już w godzinie porannej. Materiały oczywiście trafiły do kościoła. Były bardziej oryginalne od moich wydruków. Po nabożeństwie Drogi Krzyżowej, wręczyłam znajomej własnoręcznie zrobioną 10-tkę różańca z fasolek-sakramentek. Wręczyłam jej również „małego Jasia”. Była zaskoczona i zarazem rozradowana. Kilka dni wcześniej dowiedziałam się, że modli się w duchowej adopcji. Wierzę mocno, że 54-dniowe nabożeństwo miało niebagatelny wpływ także na życie dziecka, za które modlę się od 12 grudnia.
Po kilku dniach moja znajoma, z którą długo nie miałam kontaktu, napisała mi na messengerze, że 25 marca adoptowała duchowo życie poczęte. Dodała, że w czasie przyrzeczenia poczuła pod maseczką zapach lilii, mimo że nie było w pobliżu kwiatów. To jej wysłałam, dwa dni przed wybuchem wojny, zdjęcie z zaczerwienionym niebem. Gdy odpisała, że takie niebo zwiastuje wojnę, obróciłam te słowa w żart. Napisałam, że moja babcia opowiadała mi we wczesnym dzieciństwie, że gdy niebo jest czerwonawe — aniołki pieczą pierniki. Dziś wydaje mi się raczej, że aniołki pieczą w niebie pierniczki, gdy ktoś podejmuje się Dzieła Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą.
Muszę podziękować także swej bliskiej krewnej, ponieważ gdyby nie ona, świadectwo byłoby uboższe… A wszystko za sprawą Nowenny Pompejańskiej, którą moja krewna odmawiała po raz pierwszy w życiu. Jej świadectwo po prostu może stanowić dalszą część, ponieważ nasze Nowenny się splotły i po części pokrywały się w terminie.
Moja krewna, przerażona sytuacją na Ukrainie, rozpoczęła odprawianie Nowenny Pompejańskiej w Środę Popielcową, kończąc w Święto Bożego Miłosierdzia — 24 kwietnia. Przez 54 dni modliła się wytrwale o pokój, odmawiając codziennie cztery części różańca. Gdy ja zakończyłam Nowennę w Uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, zadzwoniłam do niej zadając pytanie, czy znów podejmie się duchowej adopcji dziecka poczętego. Wówczas usłyszałam odpowiedź, że na razie nie może, bo jeszcze przez miesiąc będzie trwała na odmawianiu Nowenny Pompejańskiej w intencji pokoju. Trudno jednoznacznie rzec, że została wysłuchana, bo wojna trwa nadal… A końca nie widać!
Jednakże to, co wydarzyło się cztery dni później — 28 kwietnia — można ogłosić jako „dobrą nowinę”. 28 kwiecień to wyjątkowy dzień. W tym dniu odeszła do Nieba św. Joanna Beretta Molla — heroiczna matka, która poświęciła swoje życie, by to co się w niej poczęło — ocalić, by mogło się narodzić. Ja szczególnie cenię tę Patronkę modląc się codziennie przez Jej wstawiennictwo w intencji obrony życia poczętego. Z tej racji tego dnia, wczesnym porankiem, wysłałam na Whatsappie swym znajomym ciekawe strony i krótkie filmy z YouTube o tej Świętej między innymi synowej mojej krewnej, która po niedługim czasie do mnie zadzwoniła. Oznajmiła mi, że ta św. Patronka, z którą zdążyła się — dzięki mnie — zapoznać, chyba coś zdziałała. Synowa była zaskoczona nagłą prośbą swej teściowej, że chce się udać z wizytą do lekarza. Zaskoczyła ją, ponieważ wcześniej, gdy sama wielokrotnie to proponowała, teściowa odmawiała wizyty. Po powrocie z porannej Mszy uczyniła to, o co prosiła ją teściowa. Lekarz prowadzący dał przekaz do chirurga i jeszcze tego samego dnia udało się do niego zarejestrować. Chirurg bez wahania dał skierowanie do szpitala, dokąd od razu się udały. To duży szpital, w którym można się pogubić. Tak trafiło się niespełna 70-letniej mojej krewnej. Przez pomyłkę trafiła na oddział porodowy… i nie mogła się z niego wydostać. Na szczęście miała przy sobie telefon i zadzwoniła do synowej. Obok był domofon, więc synowa dzwoniła kolejno, aż dodzwoniła się na oddział patologii ciąży. Dopiero wtedy odezwała się pielęgniarka, która wypuściła babcię pięciorga wnucząt. W tym dniu interesujące było to, że w ich ośrodku trzeba zawsze umawiać się na wizytę telefonicznie, a mej krewnej udało się dostać bez rejestracji. Ciekawe jest, że zazwyczaj do specjalisty także nie od razu można się dostać, a jej się udało. Oczywiście dziwna i zarazem zabawna wydaje się sytuacja z porodówką. 28 kwietnia w 100 rocznicę urodzin i zarazem 60 rocznicę narodzin dla Nieba św. Joanny Beretty, było naprawdę zastanawiająco dużo małych cudów. Nie można ich nazwać jedynie zbiegiem okoliczności!
Jej synowa pisała mi o tym wszystkim na Whatsappie, a ja wyciągałam wnioski z tych wydarzeń. Od razu uznałam, że ma to związek z odprawioną, przez jej teściową, nowenną „nie do odparcia” o pokój. Synowa była tego samego zdania i łączyła także z faktem, że w ubiegłym roku ratowała modlitwą duchowo adoptowane dziecko poczęte. Ze swej strony uważam, że splot okoliczności, w jakich znalazła się moja krewna, ma także związek z Nowenną Pompejańską, którą ja osobiście odmawiałam. Dałam jej do zrozumienia, cytując słowa św. Matki Teresy z Kalkuty, że największym zagrożeniem pokoju jest właśnie aborcja. Zachęcałam, by podjąć się bez wahania duchowej adopcji.
Po miesiącu odwiedziłam osobiście swych krewnych. Zagadnęłam krewną, czy adoptowała duchowo zagrożone życie, lecz niestety tego nie uczyniła. Przypomniałam jej jeszcze raz zdarzenie sprzed miesiąca, że niewątpliwie ma to związek z Nowenną Pompejańską w intencji pokoju sugerując, że sama św. Joanna Beretta ją do tego wzywa, skoro uwięziła ją na oddziale patologii ciąży. Na to krewna skwitowała — „przekonałaś mnie!” Ze względu na stan zdrowia i liczne obowiązki wahała się, czy nakładać kolejne zobowiązania. Jest zelatorką Żywego Różańca w swojej parafii i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ożywiła Żywy Różaniec, wręczając członkom swej róży, własnoręcznie wykonane piękne koronki… z „żywych” koralików dojrzałych ziaren fasoli-sakramentki. Jakże więc nie modlić się na tak pięknej koronce owej 10-tki za zagrożone życie poczęte?
Synowa oprócz dokładnego opisu dnia 28 kwietnia, przesłała mi strony poświęcone św. Joannie Berettcie Molli z darmowego egzemplarza gazety „Dobre nowiny”, który przyniosła z kościoła. Cóż? Nie zaskoczyła mnie ta gazeta, ponieważ posiadałam ją od kilku dni. Otrzymałam ją gratis do zamówionego różańca i modlitewnika z rozważaniami św. Pauliny Jaricot. Zaskoczył mnie bardziej splot okoliczności… Przyjrzałam się jeszcze raz baczniej tytułowej stronie „Dobrych nowin”, na której główną postacią jest św. Joanna Beretta Molla… Ale nie tylko. Na dolnej części strony w centrum jest wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego z łagiewnickiej bazyliki, nawiązujący do Uroczystości Miłosierdzia Bożego. To dzień, w którym krewna zakończyła 54-dniowe nabożeństwo. Dla patronki Żywego Różańca — Pauliny Jaricot wyniesionej na ołtarze 22 maja — także znalazło się miejsce w „Dobrych nowinach”.
Mogę rzec, że dla wierzących nie ma czegoś takiego jak zbieg okoliczności czy przypadków. Żadne życie nie jest przypadkiem, a szczególnie to ukryte i najbardziej bezbronne. Fasolki, które stały się koronką różańca, były także kiedyś ukryte w ziemi i kiełkowały, by ujrzeć światło dzienne.
Zobacz podobne wpisy:
Ewa: Nieutulone cierpienie
Marta: Cud narodzin
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański