Gdy prosisz o odwagę – dostajesz szansę na wykazanie się. Gdy prosisz o cierpliwość – Najwyższy będzie ćwiczył w tym. Gdy prosisz o miłość – dostajesz plany i szansę. Naprawiać!
Coś w tych słowach jest, bo ilekroć wpadałam w wir Nowenny Pompejańskiej, zawsze dostawałam przysłowiową wędkę, nie rybę. Ale do rzeczy. Pierwszym z małych cudów jakie doświadczyłam, to sam fakt, że podołałam 108 dniom z Pozdrowieniem Anielskim. Jestem cholerykiem spod znaku tych, co odkładają wszystko na ostatnią chwilę, a więc nie raz kładłam się spać o barbarzyńskich godzinach, aby tylko odprawić w miarę świadomie Nowennę. Po którejś zarwanej nocy powiedziałam sobie dość, masz niewiasto za duży bałagan w swoim planie dnia, a rano wyglądasz jak nieboszczyk. Pojawiła się motywacja do ułożenia chaosu. Ale do rzeczy.
Kiedyś ksiądz Pawlukiewicz powiedział, że gdy już osiągniemy dno ludzkich możliwości, kombinowania i robienia wszystkiego po swojemu, nadchodzi moment, gdy zupełnie świadomie, otwarcie zwracamy się do Najwyższego o pomoc, bo po ludzku nie ma ratunku. W moim przypadku było prosto z mostu: Panie, osiągnęłam poziom świętej matki ziemi, gryzę ją, sypie mi się wszystko po kolei, tylko stanąć na krańcu peronu i czekać na pociąg i nie ma że maszynisty szkoda. Pierwsza myśl? Nie ważne jak czarne są myśli, różaniec w dłonie i do roboty, samo się nie zrobi. Pierwsza intencja była o powrót lubego, druga o naprawę relacji i miłości. Wyznaję zasadę, że najpierw trzeba wyrychtować, nawet jeśli po ludzku jest to niemożliwe. Co się nie działo w trakcie Nowenny… Pierwsze dni spokojne, można powiedzieć czysta przyjemność i pokój w sercu. Do czasu. Najgorsze ciosy otrzymywałam od najbliższych mi ludzi, mamy, lubego, przyjaciół. Były momenty, gdy miałam ochotę wyjść z domu i nie wrócić. Kłótniom nie było końca, machlojkom, kłamstwom, wszelkiemu psychicznemu dobijaniu. Przyjaciółka wciąż mi powtarzała „Dzieciaku, nie poddawaj się. Zły się wkurza, bo się modlisz. On nienawidzi miłości, to dla tego obrywasz od tych, których kochasz.”, a mi w głowie klarowała się myśl „Super, dzięki. Jeszcze trochę i wyląduje w psychiatryku lub prosektorium.”… Ale nadal trzymałam się kurczowo spódnicy Maryi, jak pisze ksiądz Twardowski. Kurczowo… Mało powiedziane. Na modlitwie nie płakałam, ale wyłam. Łzy ciekły mi po policzkach, twarz puchła, a ja starałam się to ukryć. Przecież muszę być silna… Bywały dni, gdy żaliłam się Najwyższemu w głos. Pomagało, bo zrzucałam z siebie ciężar. A w przysłowiowym międzyczasie zaczął na mnie spływać pokój. Niczym niezmącony, mimo mej cholerycznej natury. Po ukończeniu obydwu Nowenn byłam pewna, że to nie koniec mojej walki.
Śmiało mogę powiedzieć, że nie zostałam od razu wysłuchana. Najwyższy aż za dobrze mnie zna i ćwiczy mnie w cnocie cierpliwości. Małymi kroczkami prowadzi, po części spełnił moje błagania, ale wiem, że nie jest jeszcze idealnie i dalej trzeba walczyć. Bo są wątpliwości obustronne, podszepty „dobrych ludzi” (jak to łatwo komuś układać życie, bo się kogoś zwyczajnie nie lubi), brak zaufania. Na jednej Nowennie Pompejańskiej się nie skończy. I prawda. Trzecią zaczynałam już niezliczoną ilość razy, teraz znów walczę sama ze sobą i wszelkiej maści atakami. Aż tak ciężko do tej pory nie było, każdego dnia coś się dzieje. Zostaje zacisnąć zęby i dalej trzymać się kurczowo spódnicy Maryi. Piszę to świadectwo, bo Jej to obiecałam, a głupio nie dotrzymywać słowa…
Proszę jednocześnie o modlitwę za mnie i lubego. Byśmy podołali. Byśmy w końcu przestali się bać i wzięli się za ręce, jadąc po szlaku życia, ciesząc się jak dzieci, w rytmie stukotu kół, z błogosławieństwem Najwyższego.
Zobacz podobne wpisy:
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Julia Ty pierwsza weź za rękę lubego . Odwagi
przyjaciółka Twoja ma racje-przezyłam to samo-podczas odmawiania Nowenny zły mnie atakował,bym sie załamała i przestała modlic-osoba,za ktora sie modliłam tak bardzo mi dokuczała(delikatnie mowiac)-wtedy mówiłam do złego-,,mam cie w nosie i tak odmówie Nowenne”i udało sie-za trzy dni koncze druga i niebawem zabieram sie za trzecia:)Szczesc Boze Wszystkim
Przeczytałam to świadectwo jednym tchem, bo takie autentyczne, obrazowe i prawdziwie szczere. -wspaniałe Zadowolenie nie polega na realizacji tego, czego pragniesz,lecz na uświadomieniu sobie, jak wiele już masz.Pani Julio, Pani ufa, że w stosownym czasie otrzyma więcej po swoich modlitwach i to ma dobry kierunek . Nadal trzymac sie kurczowo naszej Matuchny, która dała nam silna broń różaniec i pomaga zrobic porządek w naszej duszy, aby czuć sie dobrze.. Życze cierpliwości w oczekiwaniu na wiele łask.Nasza Mateńka nigdy nie zawodzi i pomaga. Prosże pamietać o Mateńce na wszystkich swoich drogach a Ona będzie je prostować stopniowo. Pomodle sie w tych… Czytaj więcej »
Julio, aż miło przeczytać jak Matka Boża potrafi człowieka wyciągnąć z poziomu gruntu – trzeba tylko uchwycić się Różańca :-). Działania złego (zawsze z małej litery) doświadczamy wszyscy, szczególnie podczas odmawiania Nowenny, dlatego doskonale, że masz przyjaciółkę, która to rozumie – Bogu dzięki!
Dziękuję za świadectwo – wspaniałe. Zgodnie z twoją prośbą, pomodlę się za Was.
Szczęść Boże!
Rewelacyjnie napisane świadectwo:-) tak autentycznie,inne czasem ,,pokolorowane”?
Ach jak ja to wszystko znam,zwłaszcza te dobre rady,i wycie ,oczy chcą wyczlapac od łez..
Niestety nie zostalam wysłuchana,ale mną się nie zrazaj,u mnie nie da się juz niczego cofnąć,rozumiesz,ALE TY SIE NIE PODDAWAJ I WALCZ NAWET WLASNIE Z TWARZA W ZIEMI..
I DOKOP TEMU KUDLATEMU ,Z POMOCA NAJSWIETSZE MARYI OCZYWISCIE.
POWODZENIA.
Julio! Chciałabym Ciebie mieć za przyjaciółkę.. Będzie super! Jesteś taka prawdziwa…
Piękne świadectwo, z taką wiarą pokonasz wszystkie przeszkody