Pragnę oddać Chwałę Bogu i Matce Przenajświętszej i z głębi serca, gorąco podziękować, za otrzymane łaski. Nowennę Pompejańską znałam dość dobrze, gdyż odmawiałam ją już kilka razy w przeszłości.
Tym razem wróciłam do niej, gdy znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji zdrowotnej.
Groziło mi wycięcie narządów rodnych, w momencie gdy jeszcze nigdy nie rodziłam, a gorąco pragnęłam mieć dzieci. Tak konkretnie to miałam ogromnego mięśniaka, o średnicy 15 cm i lekarze nie dawali szans na uratowanie macicy. Dodatkowo guz powodował bardzo obfite krwawienia miesiączkowe, przez co spadała hemoglobina, do poziomu nawet 5,5. Sytuacja była beznadziejna i bardzo dotkliwa dla mnie, bo wcześniej przez wiele lat chorowałam i choroba wykluczyła mnie na stałe z życia społecznego. Teraz jeszcze dodatkowo miałam mieć odebraną szansę na macierzyństwo.
Postanowiłam walczyć. Przeprowadziłam wiele różnych kuracji, żeby obkurczyć guza, modliłam się i zamawiałam Msze Święte. No i tak upłynęło kilka miesięcy. Niestety wszystkie kuracje zawiodły, w moim przypadku. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, żeby zacząć odmawiać różaniec, bo jedyny ratunek w Matce Bożej.Idąc za tą myślą postanowiłam wspólnie z mamą za niego chwycić i błagać Maryję o pomoc. Początkowo odmawiałyśmy Nowennę do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły, przez kilka miesięcy, po jednej części tajemnic różańca, przypadających na dany dzień.
W międzyczasie przeczytałam chyba z setkę świadectw ludzi którzy odmawiali Nowennę Pompejańską. Wiele z nich było naprawdę niesamowitych i poruszających serce. Dzięki temu moja wiara i nadzieja wzrastały. Pamiętam, że niektóre osoby opisywały, że przyśniła im się Maryja i to zwiastowało uzdrowienie, bądź pomyślne rozwiązanie sprawy, o którą się modlili. Wzbudziło to we mnie ciche pragnienie, by też tego doświadczyć.No i tak się stało, że pewnego dnia miałam sen. Przyśnił mi się znajomy lekarz w jakiejś przychodni. Dosłownie stanął w drzwiach od gabinetu, wyczytał moje nazwisko i powiedział z wielką radością, że moje wyniki są bardzo dobre. Powtórzył to kilka razy…po czym dodał, że moje leczenie jest już opłacone, co wtedy mocno mnie zdziwiło.
W tamtym okresie nie wiedziałam jeszcze, że w przyszłości będę miała operację, którą trzeba będzie opłacić, bo wtedy modliłam się o cudowne zniknięcie guza. Więc myślę, że śmiało można uznać, że był to sen proroczy. Później kiedy leżałam kolejny raz w szpitalu, umówiłyśmy się z mamą, że ona kupi dla nas książeczki do odmawiania Nowenny Pompejańskiej. Dokładnie tego samego dnia, Matka Boża pierwszy raz wskazała nazwisko profesora (w co głęboko wierzymy), który później przeprowadził moją operację (czyli w dniu zakupu książeczek do N.P). Lekarz badający mnie wtedy, wymienił jego nazwisko, co było nieprzypadkowe, jak się później okazało. Jednak nie zapamiętałam go wówczas, przez mój zły stan zdrowia.
Cała walka trwała około 18 miesięcy, od momentu wykrycia guza, który początkowo był nieco mniejszy. Przechodziłam przez tak straszne cierpienie, że chwilami błagałam Boga, żeby zabrał mnie już z tego świata. Czułam jak uchodzi ze mnie życie, wraz z upływającą litrami krwią. Hemoglobina spadała do bardzo niskiego poziomu. Miałam stan zagrożenia życia 4 razy i łącznie 5 transfuzji krwi. Wylałam morze łez. Dodatkowo mało kto wierzył, że będę miała uratowane narządy rodne. Większość osób „spisała mnie na straty” mówiąc wprost. Oni oceniali moje szanse po ludzku. Jednak ja mocno wierzyłam w obietnice dane nam przez Boga, w Jego Słowie, które mówi: „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe” Mt 19,26
Cały ten czas trwałyśmy na modlitwie i nie wypuszczałyśmy różańca z rąk. Często byłam tak słaba, z powodu niskiej hemoglobiny, że musiałam modlić się na leżąco. Mimo to odmawiałam po trzy części tajemnic dziennie: radosne, bolesne i chwalebne. Tylko nadzieja i wiara w moc Różańca Świętego i pomoc Matki Bożej, trzymały mnie jakoś. Dzięki Nowennie Pompejańskiej byłam przekonana, że ostatecznie, wszystko potoczy się w dobrym kierunku. Czułam opiekę Maryi. Poza tym to właśnie Ona dwa razy wskazała mi lekarza, w co głęboko wierzę.
Za drugim razem jego nazwisko znalazłam w komentarzach, pod świadectwem o Nowennie Pompejańskiej, pewnej kobiety, która też miała ogromnego mięśniaka. Ktoś je tam wymienił twierdząc, że to wybitny specjalista. Od razu wiedziałam, że jest to dokładnie to samo nazwisko, o którym pierwszy raz usłyszałam będąc w szpitalu, a którego wtedy nie zapamiętałam. Czy to przypadek? Nie sądzę. Poza tym wówczas szukałam w internecie czegoś zupełnie innego, a tu nagle wyświetliło mi się to świadectwo o Nowennie Pompejańskiej i komentarz pod nim.
Jednak profesor ten, przyjmował w mieście oddalonym aż 300 km, od mojego miejsca zamieszkania, więc szukałam dalej. Odwiedziłam jeszcze 2 kliniki, które znajdowały się o wiele bliżej. W pierwszej usłyszałam od lekarza, że on w całej swojej praktyce lekarskiej, nie spotkał się z tym, żeby przy tak dużym mięśniaku, uratować narządy rodne. To nieco mną zachwiało. Jednak umówiłam się jeszcze na konsultację do kolejnej kliniki. W międzyczasie odbyłam rozmowę telefoniczną z wybitnym profesorem, którego aż dwukrotnie wskazała Matka Boża. I to on jako pierwszy, na pytanie: „Czy jest w stanie uratować macicę, przy tak dużym mięśniaku?”, odpowiedział: „Oczywiście.” Zrobił to spokojnym i pełnym pewności głosem. Jego słowa dźwięczały mi w uszach, jak jakaś cudowna melodia. Przepełniało mnie szczęście. Trzeba zaznaczyć, że w drugiej klinice lekarz też był doświadczony, w tego typu operacjach.
Jednak tak się złożyło, że wkrótce pojechałam na konsultację do lekarza, wskazanego przez Matkę Bożą. Wizyta odbyła się 1 października, czyli w początek miesiąca różańcowego.
Od tego momentu toczyłam wewnętrzną walkę. Musiałam wybrać między dwoma lekarzami.
Można to przyrównać do dwóch dróg – z czego jedna była prosta i szeroka. Klinika mieściła się tylko 50 km, od mojego miejsca zamieszkania. Była wręcz luksusowa. Dodatkowo w tym samym mieście mieszkał mój brat, więc miałam zapewniony nocleg, przed czy po wyjściu ze szpitala. Natomiast druga droga wyglądała na wąską i z przeszkodami. Po pierwsze, daleko, bo aż 300 km od mojego domu, czyli dłuższa podróż, w moim przypadku pociągiem, załatwianie noclegu itd. Ogólnie mniejszy komfort.
Oczywiście rozum i ciało ciągnęło do tej łatwiejszej drogi.
Jednak w głębi duszy bałam się, że jeśli podczas operacji coś pójdzie nie tak, to nie wybaczę sobie tego, dlatego poprosiłam Matkę Bożą o jeszcze jeden znak, czy na pewno mam wybrać tą trudniejszą drogę. Szybko dostałam aż trzy mocne potwierdzania. Po pierwsze, lekarz którego wskazała Maryja podał mi dwa terminy, kiedy mógł mnie operować – 7 października, czyli w Święto Matki Bożej Różańcowej, albo 28 października, czyli we wspomnienie św. Judy Tadeusza, patrona od spraw trudnych i beznadziejnych – pierwszego świętego jakiego poznałam w swoim życiu i za wstawiennictwem którego modliłam się. Dodatkowo był to dzień imienin mojego taty. Po drugie – szpital w którym miała odbyć się operacja, znajdował się na ul. św. Łazarza i nosił jego imię, a wspomnienie tego świętego przypada 29 lipca, w dzień moich imienin, czyli Marty.
Ponieważ byłam niedowiarkiem to dostałam jeszcze trzeci znak. Pewnego dnia wycięłam dwie karteczki, na których umieściłam nazwiska tych dwóch lekarzy. Pomyślałam, że później zrobię sobie losowanie i schowałam je do szafy. Potem kiedy w pośpiechu chciałam z niej coś wyjąć, to nagle wypadły te dwie karteczki. Przodem do mnie odwróciła się dokładnie ta, na której widniało nazwisko lekarza, wskazanego przez Maryję.
Nie miałam już wątpliwości. Operacja odbyła się 28 października 2023 r. Dzięki modlitwie różańcowej byłam spokojna o jej przebieg, mimo że była naprawdę hardcorowa, jak twierdził lekarz. Ściana macicy miała tylko 2 mm grubości i można było ją trwale uszkodzić. Guz był w centralnej części organu, ale udało się. Macica została uratowana!
Profesor który przeprowadził zabieg nagrał filmik z przebiegu operacji. Myślę, że było to nieprzypadkowe. Mogę tylko domyślać się, że został mi on jakby dany z „góry”, abym mogła dzielić się nim, głosząc świadectwo. Niedługo potem odkryłam jeszcze powiązanie tego, co zostało nagrane na filmiku z operacji, z Mszą Świętą, która wcześniej odbyła się, w mojej intencji. Jedno z czytań mszalnych mówiło o Herodiadzie, która zażądała od Heroda głowy Jana Chrzciciela na misie/tacy. Podczas nagrania, po skończonym zabiegu widać jak lekarz podniósł mięśniaka do góry jak na tacy i powiedział: „Tak wyglądał ten potężny mięśniak, wielkości prawie głowy”.
Jakiś czas później zaczęłam składać świadectwo o skuteczności Nowenny Pompejańskiej, i wtedy Matka Boża Rozwiązująca Węzły jakby „upomniała się” o to, że Ona również miała w tym swój udział. Po prostu nagle przyszło do mnie coś w rodzaju przebłysku/olśnienia. Zobaczyłam, że moja blizna po operacji jest w dokładnie w takim samym kształcie, co półksiężyc pod stopami Maryi, na obrazie od tej nowenny, którą przecież początkowo odmawiałyśmy. Warto wspomnieć, że obraz ten wisiał w moim domu od ponad 2 lat i codzienne na niego patrzyłam. Widać na nim również zmiażdżoną głowę węża, pod stopami Maryi.
Po około pół roku od operacji spotkało mnie jeszcze coś pięknego i myślę że ogromnie znaczącego.
Kiedy byłam na wizycie kontrolnej u profesora, który przeprowadził moją operację, odkryłam, że na budynku kamienicy, gdzie przyjmuje ten lekarz, między oknami jego gabinetu jest wmurowana kapliczka, a w niej FIGURKA MARYI, W ZŁOTEJ KORONIE, TRZYMAJĄCA RÓŻANIEC W DŁONIACH. Można było ją dostrzec dopiero będąc po drugiej stronie ulicy. Przecierałam oczy ze zdumienia. Było to dla mnie kolejne już potwierdzenie tego, że to właśnie Matka Boża – Królowa Różańca Świętego, cały czas mnie prowadziła, wskazała lekarza i wyprosiła u Boga tą wielką łaskę.Bądź uwielbiona Maryjo – Królowo Różańca Świętego, przez to świadectwo!
Zobacz podobne wpisy:
Boguslawa: Składam podziękowanie za Nowennę pompejańską
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański