Około 5 lat temu u mojego syna Jakuba stwierdzono złośliwy nowotwór płuca. Guz b bardzo duży i blisko serca. O tym powiadomiła mnie kuzynka, która jest lekarzem i miała kontakt z lekarzami stawiającymi diagnozę.
Powiedziała mi, że stan jest beznadziejny, że brak chętnych do wykonania operacji. Ale, gdy ruszył szturm modlitewny, to po tygodniu znalazł się chirurg , który wykonał operację, co uratowało życie synowi. Mimo, że inni lekarze stwierdzili, że to jest koniec życia dla syna, to jednak postawa zresztą młodego chirurga uratowała go.
Lekarz ten stwierdził, że jeśli nie dokona się operacji to on umrze, ale jeśli operacja się uda to będzie żył. Uważam, że wszystkie przeciwności ustąpiły gdy ruszył szturm modlitewny. Dzięki Ci Mateńko za opiekę.