O nowennie pompejańskiej wiem już od kilku lat, odmówiłam ich ok. sześć (właśnie jestem w trakcie odmawiania kolejnej). Moje świadectwo nie będzie z cyklu cudownego rozwiązania, ale myślę, że takie świadectwa też są potrzebne, żeby pokazać, że nowenna pompejańska to nie magiczny rytuał.
Zostawiałam już tutaj świadectwo poprzednich nowenn, więc skupię się na trzech, które odmówiłam w przeciągu ostatniego roku. Od wielu lat zmagam się z depresją i desperackim pragnieniem małżeństwa. Mimo leczenia depresji, po każdej próbie odstawienia leków choroba wracała po krótkim czasie. W nowennie pompejańskiej rok temu prosiłam Matkę Bożą o ratunek dla mnie i rzeczywiście przez pewien czas było lepiej, ale po roku czasu jestem w tym samym punkcie. Nie mam już siły walczyć z tą chorobą, zaczynam tracić nadzieję, że kiedykolwiek będzie lepiej i będę mogła przestać brać leki i cieszyć się normalnym zwykłym życiem.
Drugą nowennę pompejańską odmawiałam w styczniu i lutym tego roku, gdy desperacko szukałam nowej pracy. Sytuacja w obecnej pracy się polepszyła (w cudowny sposób), więc nie musiałam na gwałt znaleźć innej, ale wciąż wysyłałam i wysyłam CV, by spotkać się tylko z setką odrzuceń lub brakiem odpowiedzi. Ale jest jedna dobra rzecz, za którą dziękuję Matce Bożej: sytuacja z pracą zmusiła mnie do poszukania innej ścieżki zawodowej i wyszkolenia się w nowy rzeczach, ale teraz ciężko mi znaleźć pracodawcę, który dał by mi szansę, aby wdrożyć nabytą wiedzę w praktyce. W obecnej pracy jestem niestety wypalona już od ponad roku i czekam, co Pan Bóg ma dla mnie przygotowane.
Obecną nowennę odmawiam już chyba po raz trzeci w intencji dobrego męża i bycia dobrą żoną. Nie umiem uwolnić się od myśli, że bez męża zostanę kompletnie sama, będę wytykana palcami, będę musiała o wszystko walczyć sama – żyję już tak wiele lat i co raz bardziej brakuje mi na to sił. Jednocześnie, poprzez złe doświadczenia z dzieciństwa, bardzo boję się mężczyzn (że mnie odrzucą, wyśmieją, wykorzystają) i bardzo trudno nawiązywać mi z nimi relacje, zwłaszcza jeśli z góry wiadomo w jakiej intencji się spotykamy (tak, próbowałam aplikacji randkowych, co mnie jeszcze bardziej poraniło). Nie mam takich lęków, gdy poznaję mężczyzn naturalnie, czy w pracy czy w koleżeńskich sytuacjach. Zawierzam te moje lęki, blokady i desperackie pragnienie małżeństwa Matce Bożej, ale tyle lat już się modlę – również do Św. Józefa i „Jezu, Ty się tym zajmij!” – i mam wrażenie, że Bóg milczy. Boję się, że jestem niezdolna do małżeństwa, co wpędza mnie w jeszcze większą rozpacz.
Jadę ostatkiem sił duchowych i psychicznych i bardzo brakuje mi już wiary i nadziei, co znowu jest błędnym kołem, bo jak nie mam wiary, to jak ma mi się stać to, o co proszę? Czuję złość na Pana Boga, że tyle lat mnie tak doświadcza, gdy inni ludzie bez problemu znajdują mężów, żony, mają zdrową psychikę i żyją normalnie (jednocześnie czuję się winna za tę złość). Wiem, że żadna modlitwa nigdy nie jest zmarnowana, ale gdy przez lata absolutnie nic się nie zmienia trudno wierzyć, że ktoś mnie w ogóle słucha. Nie muszę mieć tego, o co proszę, często mówię Bogu, że może te wszystkie sprawy rozwiązać według Jego woli, ale znowu – bez zmian. Próbuję być wdzięczna za to, co mam, ale przez chorobę cały czas moje myśli kierowane są na wszystkie braki. Mam nadzieję napisać tu kiedyś świadectwo o uzdrowieniu z depresji i cudownym mężu. Matko Boża, ratuj…
Zobacz podobne wpisy:
Emila: Z ufnością do Matki Bożej Pompejańskiej
List od Marty: Jak uwierzyć?
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański