Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Anita: Różowy różaniec z Pompejów III

0 0 głosów
Oceń wpis

Prawie rok minął od mojego ostatniego świadectwa o podobnym tytule. Od tego czasu nie wypuszczam z rąk różańca i nieustannie odmawiam nowennę pompejańską w różnych intencjach. Nie zawsze mam możliwość sprawdzić, czy moja prośba w modlitwie została wysłuchana, bo modlę się również za zupełnie obce mi osoby, ale wierzę, że tak jest. W modlitwie nie pomijam i mojej rodziny. Na razie taka, nazwijmy ją „główna”prośba, dotycząca prozy życia, nie został spełniona. A może tylko ja tego nie dostrzegam? Ogrom wszelkich łask spadł na mnie i rodzinę w sensie duchowym. Maryja prowadzi nas tak delikatnie i taktownie, pokazuje błędy i drogę wyjścia z nich. Daleka jestem jeszcze w moim dążeniu do nawrócenia członków mojej rodziny, bo sama ciągle odnajduję wiarę na nowo.

W momencie, kiedy myślę, że coś wiem, nagle się okazuje, że to nie ma znaczenia. Dzięki Maryi i ojcu Dolindo nauczyłam się zawierzać Woli Bożej i ….odpuszczać. Jezu, Ty się tym zajmij! Tak przetrwałam niespodziewaną kontrolę w pracy, która zakończyła się pochwałą. Pochwała nie należała się mnie, ale Duchowi Świętemu, którego wezwałam na pomoc, bo jestem osobą bardzo nerwową. I byłam spokojna, rzeczowa jak nigdy. Miałam też okazję spełnić obietnicę odwiedzenia Sankturarium Matki Boskiej Pompejańskiej w Pompejach i osobiście podziękować Maryi za wszelkie łaski, przy okazji odwiedzić grób ojca Dolindo w Neapolu. Tu poprosiłam ojca, by „prowadził” mnie uliczkami, bo kościół, w którym jest pochowany, jest czynny do południa a potem dopiero wieczorem. I jest nietypowe dojście, m.in. schodami i windą na wyższe partie miasta. Spóźniłam się, byłam parę minut po dwunastej w południe, a tu kościółek był jeszcze otwarty. Dosłownie wtargnęłam do środka i zdążyłam jeszcze zapukać w nagrobek ojca Dolindo, zanim zabrzmiały dzwony kościelne i obsługa tego miejsca grzecznie, ale stanowczo przesuwała obecnych w światyni ku wyjściu.

Dziękuję Ci, Maryjo, za tę pielgrzymkę! Byłam kilka razy na mszy w sanktuarium, ale nigdy nie zapomnę tej jednej, ostatniej tego dnia, około 21. Obecni pielgrzymi wyciągali chusteczki do nosa, dzielili między siebie a potem machając nimi żegnali obraz Maryi, który zamykał się podobnie jak w Częstochowie. Z pieśnią na ustach, hałaśliwie, ale gorąco żegnali Mateńkę do następnego dnia.

Nie mogę też pominąć faktu, że odmawianie nowenny jest bardzo wymagające. Tak bardzo, że ostatnio dopadły mnie wątpliwości, czy dam radę omówić kolejną. Bo za każdym razem coś nieoczekiwanego dzieje się w moim życiu: albo straty finansowe, które potem jakoś się niwelowały, ale kosztowały wiele nerwów albo wyszły na jaw choroby w rodzinie, o których nie miało się pojęcia. Zaczęłam patrzeć na to jako na dar, bo te choroby były, ale nie było świadomości ich istnienia i tym samym zaradzenia im. A tak właśnie się teraz dzieje.

Jedyne, co mogę napisać na koniec mojego świadectwa to to, że Maryja chowa nas pod swoim opiekuńczym płaszczem i zawsze prowadzi do Jezusa. Modlisz się do Maryi a odkrywasz miłość do Jej Syna. Jakim przeżyciem jest teraz dla mnie Adoracja Najświętszego Sakramentu! Ave Maria!

Dziękuję Ci Jezu i Maryjo za te wszystkie moje zadziwienia w momentach, kiedy Wasza niespodziewana ingerencja rozwiązywała różne sytuacje codziennego życia, kiedy gorąco o to prosiłam! A ja stoję z rozdziawionym ustami i nie mogę przestać się dziwić.

Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest

Zobacz podobne wpisy:

0 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x