Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Maria Magdalena: Przewrotne życie…

5 1 głos
Oceń wpis

Nigdy w życiu nie myślałam, że w ciągu roku przeżyję tyle emocji na raz, bardzo, bardzo chcę się podzielić moimi przeżyciami związanymi z Nowenną Pompejańską.

Bardzo długo byłam sama – tak mi się życie ułożyło, może i do tego sama dopuściłam – rutyna dnia codziennego, praca, zaangażowanie społeczne, dalekie podróże i tak samo odległa była miłość czy choćby kandydat na męża. W sercu czułam ogromną pustkę i żal, że jakoś nie potrafię ułożyć sobie życia osobistego.

Zawsze byłam wierząca, ale to poprzedni rok umocnił moją wiarę. To w pierwszej mierze sprawiły misje święte w mojej parafii – było to dla mnie piękne, głębokie i bardzo intensywne przeżycie. Miesiąc po nich zmarł nasz emerytowany proboszcz – człowiek niezwykły, cudowny kapłan, wspaniały duszpasterz. To on mnie chrzcił, pod jego przewodnictwem przystąpiłam do sakramentów Komunii Świętej oraz Bierzmowania i zawsze marzyło mi się, że kiedyś udzieli mi ślubu. Tak się nie stało i to marzenie już nigdy się nie spełni. Przy ostatnim pożegnaniu, przy trumnie, powiedziałam mu, że bardzo żałuję, że tego szczęścia już nigdy nie dostąpię. Podziękowałam za wszystko, za to, że przez prawie 30 lat był moim proboszczem. Bardzo mi go brakuje. Mój proboszcz nie zapomniał o mnie – dzięki uprzejmości jego krewnych, z którymi moja rodzina się przyjaźni, otrzymałam po nim pamiątki – spośród których najbliższą jest mi ikona z rodziną świętą. Poczułam, że przyszedł moment, aby poprosić o znalezienie miłości.

Już kiedyś czytałam o Nowennie Pompejańskiej , ale wtedy „przeraziłam” się ilością modlitw oraz dni, przez które Nowennę się odmawia. Ale tym razem postanowiłam sobie, że nie poddam się. Modlitwę zaczęłam 1 listopada – wyliczyłam, że ostatni dzień Nowenny przypadnie na Wigilię. Modliłam się poprzez łzy smutku, czasami przez śmiech, ale tak bardzo pragnęłam być pokochana, że nie zlękłam się trudów, szatan kusił i chciał odwieść mnie od zmawiania modlitwy, nie ugięłam się.

23 listopada poznałam jego – za sprawą wspólnego znajomego, chociaż w nieoczekiwanym miejscu, w niespodziewanym momencie. Cudzoziemiec, nieochrzczony, z przeszłością, po rozwodzie, z dzieckiem, lecz bez ślubu kościelnego, pomyślałam, że to nie jest przeszkoda, jednak było to coś, czego sobie wcześniej nie wyobrażałam, ale jednak…. Serca zabiły. I ja biłam się wewnętrznie – jak to, przecież to się nie godzi, nie wolno mi, walczyłam ze sobą wewnętrznie i pytałam Matkę Bożą – dlaczego takiego człowieka postawiono na mojej drodze? Mimo wszystko był to człowiek wartościowy, wrażliwy – nie bał się łez, opowiadał o zdradzie żony, nie bał się uczuć, a ja w głębi ducha pomyślałam sobie, może mogę pomóc mu znaleźć drogę do Boga? Sylwestra spędziliśmy razem. Opowiedziałam mu o moich przeżyciach religijnych oraz to, że wymodliłam go sobie, ale …. czy tak naprawdę? Pytałam go, czy moja wiara przeszkadza mu, czy potrafiłby być związany z osobą wierzącą? Przy tym zawsze powtarzałam sobie, że nie będę zmuszała go do niczego, bo nie na tym wiara polega, ale wierzyłam, że małymi krokami uda mi się zbliżyć go do Boga, bo i sam na początku znajomości powiedział, że myśli o chrzcie. I tę intencję wzięłam sobie ja do serca, bo chciałam mu poprzez modlitwę pomóc w tym. Rozmawialiśmy często o przyszłości. Rodzina jakoś to wszystko zaczęła akceptować, ale zawsze mówiłam sobie, że bez wiary i możliwości przystępowania do sakramentów nie wyobrażam sobie dalszego życia. Ja zaczęłam oswajać się z tym, że ma córkę, lubię dzieci i tak też zaczęłam lubić tę małą istotkę, które przecież nie była niczemu winna.

Cały czas jednak myślałam o przeszkodach, które zakazywały by nam być razem – ja nie wyobrażam sobie żyć z kimś pod jednym dachem bez ślubu kościelnego. Strasznie mnie ta przeszkoda bolała… Więc udałam się do zaprzyjaźnionego księdza, który na co dzień pracuje w sądzie biskupim. Bardzo bałam się tego spotkania, bałam się potępienia, braku zrozumienia, ale bardzo chciałam walczyć o to wszystko, bo wierzyłam, że ma to sens. Tylu ludzi pokazało, że można! Ksiądz ani mnie nie potępił, ani nie przegonił – wręcz przeciwnie, wysłuchał, ugościł i zapewnił, że zasięgnie rady, tam, gdzie trzeba. Wzmocniło mnie to i dało promyk nadziei. I rzeczywiście, kilka dni później ksiądz spotkał się ze mną i objaśnił, że istniejące przeszkody można pokonać… Bardzo się ucieszyłam, bo naprawdę wierzyłam, że to wszystko mam sens, że warto o to walczyć. I tak znajomość nasza rozwijała się – był to przede wszystkim związek dwóch bratnich dusz, mimo przeszkód religijnych. Niestety, pandemia koronawirusa wystawiła nas na próbę, nie mogliśmy już siebie odwiedzać, zamknięto granice, kazano zostać w domu. Pozostało komunikowanie się przez Internet oraz telefon. Próbę zdaliśmy, wytrwaliśmy – po ponad 3 miesiącach rozłąki, gdy granice otwarto, znów padliśmy sobie w ramiona. Pomyślałam, skoro wirus nas nie pokonał, to już nic nie jest w stanie tego zrobić. Znowu mogliśmy się odwiedzać, podczas jednej z jego wizyt poszedł nawet ze mną na mszę święta – mimo, że nic nie rozumiał, bo to cudzoziemiec, to był przy mnie. Nawet po mszy uciął sobie pogawędkę z księdzem, który języki obce znał. Moja nadzieja stawała się coraz większa. Zaczęliśmy snuć plany na przyszłość, ja miałam przeprowadzić się do jego kraju. Szukałam pracy, mieszkania – nic chciałam żyć w konkubinacie , przystał na moją prośbę, pomagał mi w poszukiwaniach oraz budowaniu mojej przyszłości na obczyźnie. A ja już byłam w trakcie odmawiania kolejnej Nowenny Pompejańskiej, bo chciałam sobie wszystko poukładać w zgodzie z niebiosami , więc w Nowennie prosiłam o wskazanie drogi, tej dobrej, te odpowiedniej, abym ostatecznie podjęła dobrą decyzję życiową. I tak się też stało. W pewnym momencie zaczęła przeszkadzać mu moja religijność, moje wartości. Nie mogę powiedzieć, że musiałam dokonać wyboru, bo dla mnie zawsze było tylko jedno wyjście – droga moich wartości i wiary. W dniu moich urodzin, rozstałam się z nim, do decyzji przyczyniło się także kilka innych wydarzeń. Niestety wyjazdu za granicę już nie można było uniknąć.

I przebywam obecnie za granicą – pracę oraz mieszkanie znalazłam. Bardzo w tym wszystkim pomogli mi moi rodzice oraz przyjaciele – wspierali w trudnych chwilach, dodawali otuchy oraz siły, bez nich ta zmiana życiowa nie byłaby możliwa. Ja zrobiłam to dla niego , dla niego zmieniłam życie, ale to już nic nie da. Ta „miłość” jest zakończona.

Wiem jednak, że i to cierpienie ma sens, że ta zmiana ma sens. Odważyłam się na zmianę w życiu, czuję, że jestem wewnętrznie silniejsza, pewniejsza siebie i czuję opiekę Matki Bożej. Od kilkunastu dni modlę się kolejną Nowenną – tylko dzięki tej modlitwie jest mi łatwiej to wszystko znosić. Zaufałam złemu człowiekowi, zawiodłam się… Ale Mateńka nigdy mnie nie zawiedzie, ja to wiem i czuję.

Tydzień temu spotkaliśmy się po raz ostatni – przywiózł mi moje rzeczy, bo przecież zaczęłam już przeprowadzkę… I powiedział mi coś, co jednak przekonuje mnie , że warto było i za niego się modlić – że zamierza chodzić na nabożeństwa, z tym znajomy, przez którego poznaliśmy się. A jednak…. Ja mu wybaczyłam i może moje modlitwy jeszcze sprawią, że się nawróci.

Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest

Zobacz podobne wpisy:

5 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Paulina
Paulina
06.11.20 20:30

Droga, mam prawie takie samo świadectwo. Obcokrajowiec, agnostyk, na swój sposób dobry czlowiek, wrażliwy, ochrzczony ale z minimalną wiedzą o religii i raczej niepraktukujacy. Na początku trochę zainteresowany moja wiarą, jednak w konfrontacji ze sprawą wspólnego mieszkania pojawia się agresja, odrzucenie, walka na argumenty i walka o związek. Obie strony liczą ze druga strona ustąpi, ale nie… Kilka prób naprawy aż po osteczne rozstanie niedawno. I słowa: twoja wiara mnie unieszczęśliwiła… Dla mnie nie było innego wyboru, ale miałam nadzieję że taki związek ma szansę. Okazuje się jednak to w praktyce ekstremalnie trudne i myślę że mało komu się udaje.… Czytaj więcej »

Ania Anglia
Ania Anglia
08.11.20 17:24
Odpowiada na wpis:  Paulina

Fajnie, ze wam udalo sie rozstac, zanim zabrnelas za daleko, mi juz nie, chociaz mialam swoje wartosci, porzucilam dla ateisty obcokrajowca, ktory tez juz byl zonaty, dzieciaty, nawet dostalismy uniewaznienie jego pierwszego malzenstwa, facet okazal sie psychiczny, do zw. sakramentalnego nie doszlo, cale szczescie… zostawil mnie z 3 dzieci bez srodkow, nie nawrocil sie, przezylam duzo piekielko, ale Jezus I MB pomogli mi odnalezc wiare I nadzieje w tej beznadziejnej sytuacji. Ciesze sie, ze sa osoby, ktore umia zakonczyc zwiazek, powiedziec stop, przejrzec na oczy, dla ktorych wiara I milosc do Boga jest wazniejsza, niz milostki ludzkie.

Maria
Maria
06.11.20 13:26

Piękne świadectwo. Jesteś wspaniałą dziewczyną. Tak dużo zrobiłas dla tego człowieka. Twoja modlitwa przynosi owoce. Życzę Ci ułożenia swojego życia z dobrym, wartościowym czlowiekiem. Maryja Ci w tym pomoże. Dziękuję za świadectwo i serdecznie pozdrawiam.

Adrianna
Adrianna
06.11.20 12:27

Bardzo wzruszające świadectwo, zapis modlitwy i walki o miłość. Szkoda, że ta historia nie zakończyła się „happy endem”, zwłaszcza, że dokonałaś dużej życiowej zmiany Mario Magdaleno i zamieszkałaś w innym kraju. Szkoda, że ten mężczyzna nie zawalczył o tak wartościową i samodzielną kobietę – czasem naprawdę nie rozumiem mężczyzn. 🙂 Zwłaszcza, że zaczął się być może proces jego nawrócenia i chcąc kontynuować udział w nabożeństwach, Twoje wartości i religijność tym bardziej nie powinny być dla niego przeszkodą.

Anna
Anna
06.11.20 12:03

Jestes niesamowicie rozsadna i wartosciowa kobieta. Na pewno znajdziesz wspanialego meza, tylko trzymaj sie swoich zasad. Wiem to z wlasnego doswiadczenia, ze gdy Pan Bog jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na wlasciwym miejscu. Przepiekne swiadectwo.

5
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x