Jako człowiek wierzący, bardzo głęboko identyfikujący się z Chrystusem, nie było mi „po drodze ” z modlitwą różańcową. Dostawałam prezenty od znajomych wracających z pielgrzymek, z różnych zakątków świata w postaci różańca właśnie.
„Znowu różaniec „- myślałam, zupełnie nie rozumiejąc tych zaproszeń.
W obliczu skomplikowanych zdarzeń w moim życiu, może kolejnych odsłon trudnych sytuacji, których zdołałam wiele uzbierać, doszło do momentu, kiedy modlitwa różańcowa była znaczną trudnością. Modląc się odczuwałam wręcz fizyczne zmęczenie naznaczone wysiłkiem.
Rozkochana w Adoracji, w cichej modlitwie, żyjąca w pełni życiem sakramentalnym miałam problem z różańcem. Co więcej, nawet go nie lubiłam.
Jak Piotr, zaczęłam tonąć w swoich życiowych trudnościach, nawarstwiających się i przysłaniających Boga. Wątpliwości, brak sił i niepokój, wręcz lęk.
We wspomnianym czasie Pan Bóg nie zostawił mnie samej sobie. Na mojej drodze stanął ktoś, kto prowadził mnie za rękę przez zakamarki moich korytarzy, zbudowanych na fundamencie lęku i egoizmu. Wspomniana osoba rozkochana w różańcu, powoli tą miłością mnie „zaraziła”(może to złe słowo w obliczu sytuacji epidemiologicznej na świecie).
W efekcie zaczęłam być zauroczona różańcem.
Dzień po dniu zaczął mi towarzyszyć w codzienności.
Kolejne sytuacje trudne, bolały coraz mniej. Lęk jakby się wypalał.
Przyszedł czas na Nowennę.
Wielka Światowa Nowenna Pompejańska brzmiała jak głośne zaproszenie.
Ruszyłam.
Mimo, że miałam rozpoczęte inne nowenny, które w powiązaniu z Pompejańską oznaczały duże wyzwanie. Ilość odmawianych tajemnic wzrosła.
Wszystko było jakby przeciw. Klekając do modlitwy stawałam w obliczu trudności. Najbliższa mi osoba zaczęła chorować. Lekarz, interwencje, znaczący brak możliwości na skupienie. Czasem budzik, żeby wytrwać, chwile słabości… Oczywiście wszystko skończyło się pomyślnie. Te wszystkie duchowe walki były z góry skazane na porażkę. Z Królową nie mogło być inaczej.
Powoli codzienność zmieniała barwy. Strach topniał jak lód w słońcu.
Codziennie powtarzałam sobie, że wytrwam. Dla Matki Bożej. W rekompensacie za stracone, nieodmówione różańce, których i tak nie zdołam nadrobić.
Mimo, że jeszcze było daleko do zakończenia Nowenny, zaczęły przychodzić sploty Bożych okoliczności. Nie musiałam zupełnie nic robić, kiedy Matka Boża subtelnie rozwiązywała moje problemy. Codzienne drobne kwoty pieniędzy, znalezione na ulicy. W momencie moich niepewności i niestabilności w tej przestrzeni. Marzenia, które same zaczęły pukać spełnieniem do drzwi mojego życia.
Czy chociażby wyjazd kilkaset kilometrów od domu w czas ulewy w kraju, kiedy akurat tym „przypadkiem” podczas mojej drogi świeciło słońce.
Kolizje drogowe, burze, wszystko było poza mną, obok, blisko.
Modląc się w intencji nawrócenia Kogoś mi bliskiego, omodlana osoba komunikuje: „Jakoś potrzebuje iść do Kościoła ” Przypadek? Znacie te strefy cudów? Ja tak i jest to najpiękniejszy teren w jakim człowiek może się znaleźć.
Dotychczasowe intencje, zanoszone stale, zaczęły się spełniać. Mój strach pękał jak mydlana bańka, zostawiając krople zaufania. Dziś czuję się jak pod parasolem ochronnym. Odzyskałam coś, co straciłam pośród szeregu trudności. Z ogromną wdzięcznością za nie, bo przecież one dały mi inną optykę na wszystko.
Miłość. Ona jest w pakiecie z różańcem. Zaufanie,przebaczenie, nadzieja, wiara… Jak koraliki na sznurku życia, po których można się na tą miłość wspinać.
Pośród cudów doświadczonych przeze mnie po czasie próby, odzyskałam wolność. Wolność od niepokoju, od poczucia bylejakości i słabości. To cud mojej Nowenny. Jeden z wielu. Zachwyt jaki budzi codzienność, miłość, którą zaczęłam tracić przez rysę wątpliwości, kiedy kropla po kropelce ulatywała, stała się kolejny raz moim źródłem. Niewyczerpanym.
Nie mając śmiałości prosić o nic dla siebie, dostałam więcej niż mogłam sobie wymarzyć.
Każda przestrzeń życia budząca lęk, łzę, zaczęła być powodem łez radości.
Życie samo zaczęło się stabilizować. Samo? Matka Boża wyprasza mi łaski.
Czy musimy się starać, aby się opalić na słońcu? Nie! Poza słodkim wygrzewaniem się w jego promieniach.
Czy musimy się starać o wszystko dookoła?
Nie! Poza życiem w łasce i cudownej modlitwie różańcowej.
Odmawiając Nowennę Pompejańską można Zmartwychwstać dla Boga.
Rany, blizny stają się jak trofea, kiedy wkracza w nie miłosierdzie.
„O, gdyby cały świat wiedział jak jesteś dobra, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie”
Teraz te słowa, nie są słowami modlitwy, a echem rytmu mojego pulsu.
Dziękuję Mamusiu!
Za Twoją matczyną opiekę, za cuda, których dotykam jak ślepiec, będąc wciąż zbyt małej wiary obok tak wielkich łask.
Zobacz podobne wpisy:
Faustyna: Deszcz cudów
Kacper: Pod płaszczem Matki Bożej
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Bardzo dziękuję za to świadectwo. Bardzo pięknie napisane.
Serdecznie Dziękuję
Życzę dobra i owoców Łask
Piękne świadectwo 🙂
Dziękuję serdecznie
Morza Łask
Bardzo piękne świadectwo. Dziękuję.
Dziękuję serdecznie.
Dobroci
Iwona pięknie napisane…..ot tak od serca
Serdeczności,
Dziękuję i ja
Dziekuje Ci Iwono za to wspaniale swiadectwo pieknie napisane 🙂
Dziękuję serdecznie…Matce Bożej.
Serdeczności, błogosławieństwa