Pod koniec marca dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Cieszyłam się, bo nowe życie to dar od Boga, jednak w głębi serca czułam lęk i niepewność. Nie wiedziałam, jak sobie poradzę z czwórką małych dzieci (najmłodszy synek miał wtedy cztery miesiące) i piątym w drodze.
Na pierwszej wizycie u ginekologa usłyszałam słowa, które mną wstrząsnęły: „widoczny pęcherzyk płodowy, ale bez echa zarodka”. Co to znaczy – pytałam. Pani doktor oznajmiła, że dziecko prawdopodobnie obumarło i będzie konieczny zabieg usunięcia pozostałości. Miałam zgłosić się za dwa tygodnie na wizytę kontrolną, aby się upewnić. To niemożliwe! – powtarzałam, a słowa pani doktor odbijały się echem w mojej głowie.
To były najgorsze dwa tygodnie w moim życiu. Nie mogłam na niczym się skupić. Prosiłam bliskich o modlitwę, zaś sama nie byłam w stanie się modlić. Czułam pustkę, bezsilność, żal, ale jednocześnie powtarzałam: „Wola Twoja Panie”.
Do gabinetu weszłam pełna strachu obawiając się tego, co usłyszę. Miałam tylko nadzieję…
Jak wielka była moja radość, gdy na ekranie aparatu USG widoczny był pęcherzyk płodowy, a w nim maleńka, pulsująca kropeczka – mój synek.
Radość nie trwała jednak długo. Gdy odebrałam wyniki badań zlecone na kolejną wizytę, okazało się, że mam czterokrotnie podwyższony poziom hormonu tarczycy. Groziło to poronieniem lub wystąpieniem u dziecka wad rozwojowych. Byłam załamana. Jak to? Dopiero dowiedziałam się, że moje maleństwo żyje, a teraz znowu mogę je stracić?! Modliłam się prosząc Maryję o wstawiennictwo i każdej niedzieli w intencji mojego nienarodzonego dziecka przyjmowałam Komunię Świętą.
Po dwudziestym tygodniu ciąży, na tzw. USG połówkowym usłyszałam kolejną złą nowinę- podejrzenie łożyska przodującego. Miałam się oszczędzać, nie dźwigać i jak najwięcej wypoczywać. Było to naprawdę trudne, biorąc pod uwagę dzieci w wieku szkolnym i niemowlę wymagające mojej opieki i uwagi. To był moment, kiedy wspólnie z mężem postanowiliśmy prosić Maryję o pomoc. Zaczęliśmy odmawiać nowennę pompejańską w intencji naszego nienarodzonego dziecka z prośbą o jego zdrowy rozwój i szczęśliwe narodziny. Od początku czułam niezwykłą moc tej modlitwy.Przede wszystkim uspokoiłam się i wyciszyłam. Ogromne poczucie bezpieczeństwa dawała mi świadomość, że mąż modli się razem ze mną. Miałam takie wewnętrzne przekonanie, że teraz będzie już dobrze. W międzyczasie dowiedziałam się, że mam cukrzycę ciążową, ale ta wiadomość już mnie nie przerażała. Ufałam w moc nowenny. Nie zawiodłam się. Matka Najświętsza wysłuchała naszą prośbę. Na kolejnym USG okazało się, że ryzyko przodującego łożyska minęło, a dziecko rozwija się prawidłowo.
Urodziłam tydzień przed planowanym terminem. Poród był wywoływany ze względu na wysokie tętno maleństwa. Po narodzinach synek został umieszczony w inkubatorze – podejrzewano infekcję lub problemy z serduszkiem. Bardzo się bałam. I w tym momencie ujawniła się moc nowenny pompejańskiej. Matka Boża zainterweniowała kolejny raz. W zaskakującym tempie stan zdrowia dziecka zaczął się poprawiać i po kilku godzinach synek był przy mnie.
Nowenna pompejańska naprawdę jest skuteczna, trzeba tylko ufać i nie zapominać, że w chwilach smutku i zwątpienia nie jesteśmy sami. Mamy Matkę, do której możemy zwrócić się z każdym problemem, a Ona nas wysłucha i pomoże.
Dziękuję Ci Maryjo za Twoją opiekę i za ten „maleńki cud”, który co dzień przypomina mi, jak wiele Ci zawdzięczam.
Zobacz podobne wpisy:
Joanna: Rodzina razem dzięki Nowennie Pompejańskiej
Renata: Dziękuję
Obrazki z Nowenną Pompejańską za darmo!
Medalik pompejański
Z łezką w oku czyta się takie świadectwa… lecz na szczęście z dobrym zakończeniem. Chwała za to Panu i Orędowniczce! Niech Wam Bóg błogosławi!
Witam,15.02. napisałam świadectwo i miało być opublikowane w ciągu swych tygodni,tymczasem mija już trzeci a po nim nie ma śladu.Jest mi tym bardziej przykro,bo dwa lata zajęło mi zebranie się w sobie,pisałam je że łzami w oczach i nic
Piękne świadectwo, aż się popłakałam. Wszystkiego dobrego dla całej rodzinki.
Wszystkiego najlepszego, niech was Bóg błogosławi.