Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Anonim: Nowenna pompejańska odmienia życie

Cały mój problem polegał na tym, że mam nerwicę natręctw i stany lękowe(nie leczę się) , mam mniej niż 18 lat, jestem niezdecydowana, podchodzę do życia poważnie, mam niską samoocenę, nie chce nikogo skrzywdzić i pochodzę z rodziny z problemami alkoholowymi. Widząc swoją rodzinę zdaje sobie sprawę jak ta,, nieodpowiednia,, osoba może zniszczyć resztę osób, dlatego też wybór męża jest dla mnie BARDZO ważny.

Przepraszam, jeśli tekst napisany jest chaotycznie jednak chce jak najkrócej i najdokładniej opisać sytuację.

W jednym momencie miałam dwóch kandydatów. W jednym się zauroczyłam, a o drugim cały czas myślałam i troszkę CHYBA też coś czułam… Zaczęłam mieć konflikt wewnętrzny. Zaczęła się nerwica i np. Bóle somatyczne i natrętne myśli. Po pewnym czasie już totalnie nie wiedziałam, którego kocham.(zauroczenie moim zdaniem było raczej zgubne) Byłam w tym czasie na lekach, które utrudniały mi funkcjonowanie. Mój stan się pogarszał. Oczywiście od razu zaczęłam się modlić, to był mój jedyny ratunek. Pisałm np.listy do św. Józefa. Teoretycznie modliłam się o rozwiązanie tego a w praktyce w głowie miałam nadzieję, że jeden z nich będzie tym. Tylko modlitwa bardzo mnie uspokajała. Zgodziłam się być w związku z jednym mimo dużych wątpliwości (on o nich wie).W czasie nocnych szukań modlitw natknęłam się na Nowennie Pompejańską. Zaczęłam czytać na jej temat. Samo czytanie słów,,nie do odparcia,, dawało mi spokój. Zaczęłam nałogowo codziennie czytać o niej i sprawdzać świadectwa (tylko w czasie tych czynności czułam spokój i nadzieję). I tak mijały miesiące(ok. 3). W czasie nich bardzo chciałam zacząć ją odmawiać ale sądziłam, że nie dam rady. Sam fakt odmawiania jej przez tyle dni i codziennie był dla mnie nie możliwy- przecież napewno kiedyś nie zdąże jej odmówić, byłam tego wręcz pewna.

I tak czas leciał aż nadszedł maj – miesiąc Maryjny. Pewnego dnia, a dokładniej w pierwszą niedzielę miesiąca dopadł mnie dołek. Już mój stan był u granic wytrzymałości, miałam wrażenie że moja psychika już siadła. W tamtym dniu poszłam na spacer i w czasie niego modliłam się i żaliłam się do Boga- dlaczego mi nie pomoże, ja się tyle modlę i NIC. Pod koniec spaceru obiecałam Maryji, że zmówie Nowenne ale musi mi pomóc. Jest mi teraz głupio bo wręcz rozkazałam Mamusi ;( Jako termin rozpoczęcia nowenny wyznaczyłam następny dzień. Nie wiedziałam o tym, że w tym dniu jest święto – Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Uznałam to za znak i czułam się zmobilizowana. Aktualnie mam wrażenie, że tym stanem psychicznym Maryja chciała mnie wręcz,, zmusić,, do modlitwy (psst… I jestem jej za to wdzięczna❤). Nie wiedziałam jaką dać intencję, po długim namyśle dałam,,o dobrego męża,o danie wyraźnego znaku abym działała według woli Bożej,,.Stwierdziłam,że jeśli jeden z nich to ten odpowiedni to dostanę znak. Też stwierdziłam, że jeśli to nie ten to mnie rzuci I np.ten drugi znowu się mną zainteresuje. I tak mijał czas na modlitwie, stan się nie poprawiał, czasami było JESZCZE gorzej. Modlitwa trzymała mnie przy życiu, nie wiem czy bez niej wytrzymałabym ten stan psychiczny. Byłam wrakiem człowieka. Moje wnętrze nic się nie zmieniało. Miałam zaznaczone kiedy przypada połowa Nowenny. Pokładałam w tym dniu wielkie nadzieję. Miałam pojechać wtedy na przejażdżkę z chłopakiem – po raz pierwszy od kilku miesięcy pocałował mnie w policzek. Ktoś powie, że ,,jak to dopiero teraz,, a jednak.Wydaje mi się, że to nie był przypadek,że on tyle czekał bo spotykaliśmy się bardzo często i miał wiele okazji, po drugie- modliłam się o znak. Mimo tego stan mój nie poprawił się. Byłam smutna. Po około tygodniu w czasie modlitwy natchnęła mnie myśl aby przegonić moje natrętne myśli. Zaczęłam stosować technikę autostrady. Po pół godzinie stan trochę się poprawił, nie było idealnie ale była ulga. Przed Nowenną też stosowałam tą metodę i mi nie pomogła, nie dałam rady. Z dnia na dzień było coraz lepiej. Powolutku ale do przodu. Po kilku dniach nie miałam bólu w klatce piersiowej. Z dnia na dzień mój stan się poprawiał. Ostatni dzień przypadł w piątek. W nocy środa-czwartek nie mogłam zasnąć, w głowie miałam jakąś czarną postać i BARDZO się jej bałam. Po wielu modlitwach udało mi się przegonić ją i zasnąć. W nocy czwartek-piątek(czyli koniec nowenny) mojemu chłopakowi śniła się czarna postać, gęsto zarośnięty las i pentagramy na ziemi. Wydaje mi się, że w czasie nowenny nie ma przypadków.

Sądze,że zostałam wysłuchana co jestem Mateńko bardzo wdzięczna, jednak owoc modlitwy dopiero w przyszłosci zobaczę. Aktualnie planuje drugą nowennę związaną z tą relacją. Bardzo zżyłam się z różańcem. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że to może nie być ten człowiek. Życie lubi być przewrotne ale jak widać modlitwa dużo mi dała. I niby nie kocham swojego chłopaka–nie byłam nim zauroczona, a jednak dla niego cierpiałam przez te kilka miesięcy. Skomplikowane. Myślicie, że mogę modlić się o zauroczenie? Teoretycznie Bóg lubi być proszony a dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Nikt mnie nie nauczy prawdziwie kochać jak sam Bóg na czele z Maryją.

Mamusiu miej mnie nadal w opiece i proszę pomagaj mi❤❤

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
[seopress_breadcrumbs]
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x