Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Sylwia: Powrót do zdrowia

Mam 23 lata i dzisiaj zakończyłam moją pierwszą nowennę pompejańską. Odmówienie w całości NP wydawało mi się niemożliwe, dopóki nie zostałam postawiona przed najcięższą i najtrudniejszą próbą w moim dotychczasowym życiu. Wszystko układało się super, mam kochający dom i rodziców, fajną rodzinę, wymarzoną pracę, za rok kończę studia i co najważniejsze, bardzo kochającego narzeczonego, który stał się sensem mojego życia. Stanął On w moim życiu w nieoczekiwanym momencie i bardzo pozytywnie odmienił moje życie, byłam z nim po prostu szczęśliwa. Jest człowiekiem wrażliwym, kochającym, dobrym dla każdego, nie tylko dla mnie. Po dwóch latach oświadczył mi się, był to najszczęśliwszy dzień mojego życia. Chwilę przed tym bardzo ważnym dla nas dniem, zadziało się coś złego: pandemia koronawirusa. Każdy był bardzo przejęty sytuacją w kraju, każdy z nas bał się o zdrowie swoje i swoich najbliższych. Los chciał, że w dniu ogłoszenia pandemii dostałam silnej gorączki. Mój narzeczony tak bardzo przejął się tymi wydarzeniami, że z dnia na dzień pojawiły się u niego narastające lęki. Lęki nie ustawały, miał ataki paniki, często płakał, sytaucja robiła się coraz bardziej beznadziejna. Nie rozumiałam go, nie rozumiałam jak w tak ważnym dla nas czasie nie może zapanować nad sobą, nad swoją psychiką. Czułam, że moje szczęście i ukochany chłopak coraz bardziej się oddala, zaczyna być w innym świecie. Po kilku tygodniach poszliśmy razem do psychiatry. Lekarz przepisał mu leki, a ja w głębi duszy byłam po prostu zła. Jak można tak się przejąć, jak tak młody człowiek może już brać leki psychotropowe? Pierwszy raz zaczęłam mieć wątpliwości czy robię dobrze. Narzeczony nie wziął nawet raz leków, stwierdził, że czuje się lepiej i sam poradzi sobie ze sobą. Wiem, że chciał zrobić to dla mnie. Po 4 dniach zadzwonił do mnie z pracy, że czuje się strasznie, miał już wrażenie, że ktoś go śledził. Ten telefon mnie załamał, naszykowałam mu wykupione leki, dotarło do mnie, że bez nich sobie nie poradzi. To wtedy postanowiłam, że muszę odmówić nowennę pompejańską. Wzięłam różaniec do ręki i odmówiłam wszystkie modlitwy. Niestety do domu nie dojechał, podczas powrotu z pracy, narzeczony wyskoczył z jadącego samochodu. Na szczęście przeżył, nic mu się nie stało oprócz kilku otarć. Mój świat runął, załamałam się, doszło do mnie jakie on musiał przechodzić piekło. Po nocnej obserwacji w szpitalu, zawieźliśmy go do szpitala psychiatrycznego. Nie był to czas łatwy ani dla niego, ani dla mnie, ale wspierałam go każdego dnia. Upewniłam się, że kocham go ponad wszystko i jest to pewnego rodzaju próba naszego związku i miłości. Podczas leczenia okazało się, że nie jest to żadna choroba psychiczna, jest to zaburzenie, które dosyć łatwo można wyleczyć. Narzeczony szybko doszedł do siebie, wyszedł do domu i zaczął normalne życie, tak jak kiedyś. Dzisiaj wiem, że gdyby nie zrobił tego, gdyby nie skoczył i nie pokazał wszystkim jak bardzo cierpi, nie dostałby pomocy, nie trafiłby do szpitala i być może skończyło by się to tragicznie. Przez te wszystkie dni odmawiałam różańce, dzień po dniu modliłam się nowenną pompejańską i znowu jestem baaardzo szczęśliwa. Już na koniec części błagalnej mój narzeczony był w domu i powolutku powracał do swojego życia. W pierwszym dniu nowenny M. wyskoczył z samochodu, w ostatnim dniu nowenny M. ma ostatni dzień zwolnienia lekarskiego i od jutra w pełni wraca do swojego normalnego, dawnego życia. Nowenna nie tylko powróciła zdrowie i szczęście mojemu narzeczonemu oraz mi. Dała mi wiele łask duchowych, np. potrzebę codziennego odmawiania różańca, chociażby jednej dziesiątki. Cała ta sytuacja nauczyła mnie pokory, uważałam, że oboje jesteśmy niezniszczalni, że nigdy nic złego nam się nie przydarzy. Kiedyś nigdy nie związałabym się z człowiekiem po szpitalu psychiatrycznym, a teraz M. będzie moim mężem. Bardzo go kocham i nie wstydzę się tego. Nie wstydzę się tego, co musieliśmy przejść i w jakim był miejscu. To jest nasza siła. Już wiem, że pozory często mylą i wiem, że kochałam i kocham go ponad wszystko! M. jest oczywiście zdrowy, jesteśmy bardzo szczęśliwi i planujemy ślub 🙂 Dziękuję Ci Maryjo, Królowo Różańca Świętego za pomoc!!! ❤

5 1 głos
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
michalina
michalina
04.08.22 04:29

Bardzo Ci dziękuje za świadectwo i za to że Zawalczyłaś o narzeczonego…Jego choroba przyczyniła sie do Twojego nawrócenia też:))Pan Bóg ma swoje drogi i sposoby żeby nas nawrócić ku sobie.Niech was Bóg błogosławi <3 Twój M musi być bardzo wrażliwym człowiekiem,dobrze że Pan Bóg postawił mu Ciebie(Anioła)na drodze

Lucyna
Lucyna
07.08.20 02:04

szczerze mówiąc uważam, że bardzo głupio robisz. ja mam nerwice, leczę się i mojemu chłopakowi ani razu nie przyszło do głowy, żeby mnie zostawić, a miałam o wiele gorsze jazdy niż twój narzeczony. co by było, gdyby zachorował poważniej? brzmisz jak bardzo płytka osoba.

Miśka
Miśka
03.08.20 22:44

Trzymaj się mocno Różańca.

3
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x