Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Paulina : Alkoholizm, celiakia, oponiak mózgu

Mam na imię Paulina, mam 24 lata i jestem świeżo upieczoną fizjoterapeutką. Przychodzę do Was, aby opowiedzieć Wam świadectwo mojej wiary, świadectwo związane z Nowenną Pompejańską.

Nowenna Pompejańska nazywana jest często modlitwą „nie do odparcia”, to znaczy że za jej pomocą możemy wyprosić łaski, które mogłyby się wydawać niemożliwe do spełnienia. Nowennę pompejańską odmawia przez 54 dni (codziennie 3 całe różańce i 3 części: radosną, błagalną i chwalebną).

Nowenna Pompejańska – alkoholizm taty

O Nowennie Pompejańskiej pierwszy raz usłyszałam 3 lata temu, kiedy sytuacja w mojej rodzinie zaczęła się znacząco pogarszać. Mój tata jest alkoholikiem – pił odkąd pamiętam. Codziennie po pracy 2-4 mocne piwa, a w weekendy zazwyczaj trochę więcej. Często wpadał w ciągi alkoholowe i znęcał się psychicznie nade mną i nad moją mamą. Słyszałyśmy, że jesteśmy nikim, że nic nie mamy, że wszystko jest jego, wielokrotnie wyganiał nas z domu, a my wielokrotnie uciekałyśmy do babci. Po kilku dniach przyjeżdżał, przepraszał i obiecywał, ze się zmieni. My wracałyśmy – a on się nie zmieniał – pił dalej. Wiele razy rzucał między wierszami, że się powiesi. Doprowadziło to do tego, że kiedy wracałam do domu ze szkoły i widziałam, że już wrócił z pracy (co było jednoznaczne z tym, że już jest wypity), bałam się, że gdy wejdę do domu, to zobaczę go wiszącego gdzieś w pokoju. 3 lata temu sytuacja w domu rodzinnym zaczęła się znacznie pogarszać. Tata zaczął częściej się upijać, coraz częściej kłócić się z mamą i ze mną.

Postawiłam więc, że odmówię Nowennę Pompejańską o uwolnienie mojego taty z alkoholizmu. Było ciężko. Zły doskonale wiedział, jak do mnie trafić, aby odciągnąć mnie od modlitwy – zaatakował w moje najsłabsze moje najsłabsze punkty – w rozemocjonowanie, niskie poczucie wartości, lęk. Zaczęłam wpadać w silne stany depresyjne, które mieszały się z wybuchami histerii. Pewnego wieczoru miałam dość ciekawy sen. Jedyny raz w życiu przyśnił mi się Jezus. Staliśmy we czwórkę: ja, moja mama, mój tata i On. W ręku trzymał różaniec. Jezus rzucił różaniec do mojego taty – nie złapał, następnie do mojej mamy – też nie złapała i na sam koniec do mnie – złapałam. Obudziłam się. I od tego momentu do końca Nowenny towarzyszył mi już spokój. Udało mi się dotrwać do końca.

Czy tata przestał pić? Nie. Czy pije mniej? Nie. No więc czy cokolwiek się zmieniło? Na pierwszy rzut oka nic. Jednak teraz z biegiem czasu widzę, że wiele zmieniło się we mnie. Poszłam na terapię dla DDA. Wybaczyłam mu wszystkie zranienia, które dokonał i które nadal dokonuje. Potrafię się do niego przytulić i powiedzieć, że go kocham. Coraz rzadziej słyszymy przykre komentarze z jego ust względem nas. Rodzice zaczęli więcej ze sobą rozmawiać, mniej kłócić. Mogę śmiało powiedzieć, że Nowenna Pompejańska przemieniła moje serce i wpłynęła na polepszenie relacji w naszej rodzinie.

Nowenna Pompejańska – dar zdrowia

Kolejne świadectwo związane z Nowenną Pompejańską dotyczy mojego zdrowia. Przez 12 lat żyłam z diagnozą przewlekłego zapalenia trzustki (było to powikłanie po śwince). Byłam bardzo szczupła i słaba, nie mogłam w ogóle przytyć, nie mogłam jeść wielu rzeczy, nie mogłam jeździć na różnego rodzaju wyjazdy z rówieśnikami, ponieważ zawsze był problem z jedzeniem. Z biegiem czasu przywykłam do tego i nauczyłam się jakoś z tym żyć. Między 3 a 4 rokiem studiów pod wpływem przewlekłego stresu i zmęczenia zaczęłam znacznie nie domagać na zdrowiu. Zaczęłam często wymiotować, mieć przewlekłe bule brzucha i biegunki. Znalazłam jedną z najlepszych gastrolog w Poznaniu, która na pierwszej wizycie powiedziała, że jej zdaniem nie mam przewlekłego zapalenia trzustki, że podejrzewa celiakię i że trzeba wykonać podstawowe badania. Byłam przerażona! Celiakia jest poważną chorobą immunologiczną (czyli taką, gdzie organizm sam atakuje komórki własnego ciała). Główną przyczyną zmian chorobowych jest nietolerancja glutenu, białka zawartego w pszenicy, życie i jęczmieniu. Powoduje ona reakcję układu odpornościowego, w wyniku której zniszczeniu ulegają kosmki jelita cienkiego odpowiedzialne za wchłanianie substancji odżywczych z pokarmu. Jedna z bliskich osób zaproponowała mi, że zmówi Nowennę Pompejańską w intencji mojego zdrowia. Wykonałam szereg. Po pewnym czasie dostałam telefon od swojego lekarza prowadzącego. Pani Doktor śpieszyła się i tylko szybko zdążyła mi powiedzieć, że moje wyniki już przyszły i że część z nich jest pozytywna (co oznaczało, że najprawdopodobniej mam celiakię). Załamałam się. Wizja ogromnych kosztów jedzenia, przykładania ogromnej uwagi do spożywanych produktów oraz tego, że mój własny organizm będzie walczył przeciwko mnie przerażała mnie. Tydzień później miałam wizytę lekarską. Okazało się, że Pani Doktor pomyliła moje wyniki z wynikami innej pacjentki i że nie mam ani celiakii ani przewlekłego zapalenia trzustki, a zespół jelita drażliwego i zapalenie błony śluzowej żołądka. Przepisała leki i zaleciła wizytę u dietetyka I stało się to o czym wcześniej mogłam tylko pomarzyć! Przytyłam 12 kg! Mogę jeść prawie wszystko (z wyłączeniem paru produktów ) i w końcu czuję się dobrze nie przyjmując obecnie żadnych leków.

Nowenna Pompejańska – uzdrowienie mamy

Ostatnie świadectwo dotyczy uzdrowienia mojej mamy. Wszystko zaczęło się od korona wirusa. Kiedy ogłoszono, że zamykają uczelnie postanowiłam wrócić do domu. Kilka dni później mój chłopak, z którym byłam ponad 3 lata, postanowił całkowicie odciąć się ode mnie aby przemyśleć czy chce aby na pewno chce razem ze mną iść do końca życia. Odciął się ode mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia (pojawił się korona wirus, musiałam napisać pracę magisterską, zdać egzaminy, zdać egzamin zawodowy, przebywać dzień w dzień pod jednym dachem z ojcem alkoholikiem, do tego zbliżały się święta wielkanocne). Następnego dnia pojechałam z mamą na rezonans magnetyczny głowy, ponieważ dostała skierowanie od neurologa. Miał zawieść ją tata. Niestety napił się i musiałyśmy pojechać we dwie. Tydzień później przyszedł wynik badania – oponiak 3 cm/ 4cm – czyli guz mózgu. Byliśmy w szoku. Ojciec totalnie sobie nie radził, zaczął więcej pić. W dobie korona wirusa umówienie się z lekarzem stanowiło nie lada wyzwanie, ale w końcu udało się. Znalazłyśmy bardzo dobrego neurochirurga w Łodzi. Wizyta, analiza wyników i ustalenie terminu operacji. Wszystko odbyło się w przeciągu miesiąca. Lekarz poinformował mamę o ryzyku operacyjnym: mogła dostać niedowładu połowiczego, być leżąca i wymagająca całodobowej opieki i rehabilitacji.

Zaczęłam odczuwać ogromny lęk, który starłam się ukryć przed rodziną. Zadawałam sobie wiele pytań: Czy dam radę się nią opiekować? Czy będzie z mamą jakikolwiek kontakt? Co z moimi marzeniami? Czy będę musiała wrócić tu do domu na stałe?

Pewnego dnia upadłam na kolana i zaczęłam uwielbiać Pana Boga za te wszystkie sytuacje, które spadły na mnie. Zaczęłam dziękować Bogu za to, że chłopak mnie zostawił, za to że mama ma nowotwór, za alkoholizm ojca… Wiem jak to brzmi, pewnie część z Was myśli, że jest to niedorzeczne. Jak można dziękować Bogu za takie rzeczy? Jak można dziękować za cierpienie? Pozwolę sobie przytoczyć tutaj dwa fragmenty z Pisma Świętego:

„Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia*. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość. Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym, abyście byli doskonali, nienaganni, w niczym nie wykazując braków.” [Jk 1, 2-4]

„Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa*.” [1 P 1, 6-7]

Zaczęłam dziękować Panu Bogu, za te wszystkie trudne sytuacje, które mnie spotkały. Zrozumiałam, że to jest próba mojej wiary, że to ma być mój krzyż, przez który do zbliży mnie do Jezusa. W jednym momencie zrezygnowałam ze swoich planów i marzeń i oddałam całe Bogu. Po prostu zaufałam. Zaufałam, że skoro dopuszczono do mnie i do mojej rodziny to cierpienie, to ma to w czymś pomóc, że wyjdzie z tego dobro. Po tej modlitwie poczułam ulgę. Tak jakby ktoś mi mówił” nie bój się, będzie dobrze, bo ja jestem z tobą, nic ci się nie stanie”.

Rozpoczęłam Nowennę Pompejańską „o pomyślny wynik leczenia”. Warto zaznaczyć, że pochodzę z rodziny, która teoretycznie jest wierząca, ale nie praktykująca. Rodzice byli na mnie źli, że tyle się modlę. Mama wręcz krzyczała, że mam się za nią nie modlić.

Pewnego dnia tata powiedział mamie, aby napisała oświadczenie, że jeśli będzie niepełnosprawna, to że wyraża zgodę na to, aby ją oddać do ośrodka opieki, ponieważ on nie chce się nią zajmować. Napisała. Zbliżał się czas operacji. Bałam się zostać z ojcem sama w domu. Fizycznie nigdy mnie nie zranił. Jednak podświadomie bałam się, że jak się napije to że będzie krzyczał i że jednak coś mi zrobi.

Nadszedł czas operacji. Tata zawiózł mamę do szpitala. Kiedy wrócił z powrotem upił się prawie nie do przytomności. Jak go zobaczyłam to ledwo siedział na krześle. Bardzo się przestraszyłam. Uciekłam do swojego pokoju i zaczęłam płakać. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę mam tylko mamę i że tylko na nią mogę liczyć (pomimo tego, że nasza relacja nigdy nie była wzorowa, bardzo często się kłóciłyśmy, nie rozumiałyśmy, miałam do niej wiele żalu). Tata na szczęście kolejnego dnia wytrzeźwiał, wrócił tylko do swoich rytualnych wieczorowych piw. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Ja gotowałam obiady, on robił zakupy. Generalnie było w porządku.

Nadszedł dzień operacji. Nagle straciliśmy z mamą kontakt (przestała odpisywać na smsy, odbierać telefon). Był to znak, że jest już na sali operacyjnej. Zaczęłam się modlić. Tylko to mogłam zrobić. Błagałam Boga o litość, żeby chociaż jej mi nie zabierał. Po paru godzinach dostaliśmy wiadomość od lekarza, że mama jest już po zabiegu, że jest przytomna, że mówi, rusza nogami i rękoma. Lekarz zaznaczył, że przed nią najniebezpieczniejsze 3 doby – czy nie zrobi się krwiak w miejscu pooperacyjnym. Krwiak się nie zrobił, mama czuła się dobrze. Co więcej była jedynym pacjentem na oddziale, który po operacji poruszał się na własnych nogach. Wszyscy pozostali pacjenci byli leżący. Mama nie wymagała nawet rehabilitacji.

Zbliżał się termin powrotu mamy ze szpitala do domu . Niestety, tata 2 dni przed wpadł w ciąg alkoholowy. Zaczął się upijać… Pił – spał – wychodził z domu – wracał pijany – spał- pił. Bałam się go… Postanowiłam pojechać do babci. Zostawiłam mu kartkę, że wrócę w poniedziałek do domu przed tym jak przywiezie mamę z powrotem, tak żeby nie dowiedziała się o całej sytuacji. Nie chciałam jej denerwować. Wolałam, żeby zostało to tylko między nami. Tata zadzwonił do mnie, wyrzucił mnie kolejny raz z domu i powiedział, że nie interesuje go, kto odbierze mamę ze szpitala. Nie wiedziałam co zrobić. Zapłakana i całkowicie bezradna zadzwoniłam do swojego przyjaciela i zaczęłam go prosić, aby wziął urlop w pracy i żeby pojechał ze mną po moją mamę, bo nie mam nikogo innego kto mógłby po nią pojechać. Nie musiałam go długo namawiać. Po paru minutach dostałam odpowiedź od Adriana, że dostał urlop i że jedziemy. Pojechaliśmy po mamę i przywieźliśmy ją do babci. Wyniki histopatologiczne wykazały, że guz był łagodny. Mama nie wymagała radioterapii i zakończyła leczenie. Mama jest już zdrowa! A mi udało się bez problemu napisać pracę magisterską i zakończyć studia.

Czy zatem Nowenna Pompejańska jest modlitwą „nie do odparcia”? Pytanie jak na to spojrzymy. Pan Bóg chce dla nas wszystkiego co najlepsze – chce naszego zbawienia- nie ma większego daru. Czasem dopuszcza do nas cierpienie, ponieważ to ma naszą wiarę wzmocnić, przybliżyć do Niego i ułatwić nam wejście do Nieba. Czasem może być tak, że efekt modlitwy pompejańskiej jest natychmiastowy i taki jaki oczekujemy. Czasem na efekt trzeba poczekać kilka miesięcy, lat i może nie być taki oczywisty, sprecyzowany, tylko musimy się go doszukać. Czy to oznacza, że Pan Bóg nas nie słucha? Nie. Może Pan Bóg widzi dla nas lepsze rozwiązanie danej sytuacji, niż to co sobie sami wymyśliliśmy. Jedno jest pewne, każda szczera modlitwa prędzej czy później przyniesie piękne owoce.

Chwała Panu!

4.2
17
głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:


Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
11 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Alina
Alina
31.08.20 07:29

Paulino , nie samowite ! Doskonale rozumiem o czym piszesz . Też mam tak zawiłą i trudną sytuację (trochę innego rodzaju ), i też twierdzę , że to dla naszego dobra . Bądź tak silna i dobra dalej . Nie zbaczaj z drogi modlitwy , raczej rozwijaj się w niej , a Jezus i Maryja niech Ci są pomocą . Boże zawsze jej pomagaj !

Grażyna
Grażyna
27.08.20 16:04

Wspaniałe świadectwo! Zadziwia i zawstydza mnie Twoja ufność Bogu w tak trudnej rzeczywistości , w której tak dzielnie walczysz, modlisz się i cierpisz. Niech Ci Pan błogosławi! Z Bogiem zwyciężysz!

Anna
Anna
27.08.20 15:58

Piękne świadectwo. Czytałam i ocierałam łzy.

Lucyna
Lucyna
27.08.20 00:25

wszystko spoko, tylko że ja tysiąc razy bardziej wolałabym mieć celiakię niż przewlekłe zapalenie trzustki, które w sumie prowadzi do nowotworu i bolesnej śmierci. mam wielu znajomych z celiakią i żyją na dobrym poziomie w zdrowiu.

Ewa
Ewa
26.08.20 19:22

Kochana Paulino ! Jesteś niesamowitym człowiekiem! Podziwiam Cię! Spotkało Cię dużo złego że strony Twojego ojca. Życzę Ci, żebyś żyła w miejscu , w którym czujesz się bezpiecznie. Żebyś miała wokół ludzi, którzy Cię kochają i Ty Ich kochasz. Jesteś bardzo dobra, dzielna i kochana. I wierzysz tak, że można się od Ciebie tego uczyć. Wszystkiego dobrego ! Dobrego, pięknego i radosnego życia!.

Maria
Maria
26.08.20 16:36

Bardzo piękne świadectwo. Dziękuję.

Kocham
Kocham
26.08.20 14:53

Paulina, jesteś bardzo mądrą dojrzałą młodą dziewczyną. Bardziej dojrzałą niż niejedna starsza od Ciebie osoba. Z przyjemnością czytałam to świadectwo.

Wierzący
Wierzący
02.09.20 16:10
Reply to  Kocham

Dziękuję Ci za ostatni wpis. Gdybyś chciała do mnie napisać to
tojaa@interia.eu
MarcinK

Monika
Monika
26.08.20 13:33

Piękne świadectwo …

Aga
Aga
26.08.20 11:57

Pierwszy raz tak bardzo poruszyło mnie czyjeś świadectwo… Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak z wielka pokorą przyjmujesz każde cierpienie, jak mocno ufasz Panu Bogu. Jesteś wzorem do naśladowania dla nas wszystkich… coś pięknego 🙂

Karolina
Karolina
26.08.20 09:46

Dzień dobry,piękne świadectwo Paulino czytając je wylałam morze łez…

11
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x