Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Żona: Długa walka o świadectwo i męża

Przyszła pora spełnić obietnicę daną Maryi na napisanie świadectwa. Poniższa historia nie będzie krótka, ponieważ w kilkunastu zdaniach nie można przedstawić tej sytuacji. Jest ona nietypowa, skomplikowana, tylko w taki sposób może zostać ukazana aby zrozumieć i uwierzyć, że człowiek bez opieki Bożej nie jest wstanie „przeżyć” tyle czasu aby dosłownie nie zwariować. Po ludzku to jest niemożliwe, a dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych z Jego pomocą wszystko się DA!

O NP słyszałam parę razy, ale nie zwracałam szczególnej uwagi na nią, twierdziłam, że to nie da mnie. Mówią „Jak trwoga to do Boga” -mają rację. W październiku 2019r, przyjaciółka powiedziała, żebym zaczęła odmawiać NP-nie zrobiłam tego (zły wygrał). Dopiero 22 lutego 2020 podczas Nabożeństw mojej ukochanej Św. Rity nasunęła mi się myśl, że muszę NP odmówić bo po ludzku już się nie da uratować mojego małżeństwa. Tak więc pierwszą NP w intencji: „uwolnienia i nawrócenia mojego męża M.” odmawiałam od 23.02.2020-16.04.2020, podczas modlitw przyszła mi do głowy, że równocześnie będę odmawiać drugą nowennę w intencji „odrodzenia miłości małżeńskiej z M” od 12.03-04.05.2020 oprócz NP. modlę się nowennami do Św. Rity, Judy Tadeusza, Św. Józefa, Do Matki Bożej rozwiązującej węzły, Modlitwa o odrodzenie małżeństwa, modlitwa za kochankę, koronka do MB, egzorcyzm małżeński intencje były za moje małżeństwo, za męża i jego kochankę. Te wszystkie nowenny i modlitwy są ze mną codziennie do tej pory. Codziennie ponad 45 „dziesiątek” różańca, 4 nowenny, 3 modlitwy wcześniej jakby ktoś mi o tym powiedział -wyśmiałabym go, miałam problem z jedną „dziesiątką” teraz nie wyobrażam sobie dnia bez tych nowenn i modlitw. Dzięki nim czuję, ukojenie, spokój, siłę, opiekę.

Nasza historia jest skomplikowana ale piękna, poznałam mojego M w X.2012 na portalu randkowym, pół roku wcześniej w tych SAMYCH DNIACH zakończyły się nasze związki (rozstałam się z chłopakiem, a M, stracił dziewczynę w wypadku) dogadywaliśmy się świetnie, spotkania, rozmowy jednak nie zawsze było dobrze, M. jeździł na cmentarz do swojej dziewczyny, odwiedzał jej rodziców utrzymywał z nimi kontakt ja miałam zawsze pretensje o to, nie akceptowałam tego czułam się po prostu zdradzona, wyobrażałam sobie nie wiadomo co on tam robi jak tam jeździ. Kłótnie były tylko o to, z jednej strony rozumiałam, chciałam zaakceptować ale czułam się zdradzana (mimo, że ta osoba nie żyje) że nie jest tylko mój, że mimo iż jej nie ma ja się nim muszę dzielić, a on przecież chciał uczcić jej pamięć. Miałam naście lat, nie rozumiałam tego, czułam się z tym źle teraz wiem, że byłam niedojrzała. M, ma dom rodzinny w innym województwie, do Krakowa przyjechał na studia, wynajmował mieszkanie, mijały miesiące, nasza miłość kwitła, mimo powyższych sprzeczek, wszyscy uważali nas za idealną parę mimo że mamy różne charaktery (nikt z mojej rodziny i znajomych nie wiedział o jego przeszłości). M. zawsze był przystojny, inteligentny, miły, pomocny, lubił gotować, piec, sprzątać, prać, prasować, z rozsądkiem podchodził do wszystkiego, miał plany na przyszłość poważny, elegancki (lubił nosić koszule) normalnie IDEAŁ, zawsze był chwalony mimo, że był zamknięty, dużo rzeczy trzymał w sobie, nie mówił wiele, po prostu trzymał to w sobie, nie był takim romantykiem, nie okazywał tyle uczuć ile bym chciała, ale z biegiem czasu mi to nie przeszkadzało, przyzwyczaiłam się. Wiele mnie nauczył; spokoju, cierpliwości zawsze mi tego brakowało. Ja byłam prze szczęśliwa mając takiego chłopaka, czułam, że wygrałam los na loterii wiele kobiet mi zazdrościło, miał większe powodzenie u kobiet starszych od niego. (jestem młodsza od niego o 4 lata). Cieszyłam się, że wybrał mnie, wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły że jesteśmy sobie przeznaczeni, zbieżność dat na bateriach do telefonów które były takie same jak pierwsze randki, albo początek znajomości, daty urodzin naszych rodziców, dużo było takich różnych sytuacji dających do myślenia że to nie jest przypadek. Byłam prze szczęśliwa. A czy M, był również tak szczęśliwy jak ja? (teraz wiem, że nie) Oświadczyły były grudniu 2014, po 3 tygodniach postanowiliśmy, że M, wprowadzi się do mojego rodzinnego domu, znajdzie pracę w Krakowie, będę miała do na co dzień cudownie! Teściowa za bardzo nie była za tym, żeby mieszkać przed ślubem (jest bardzo wierząca, ale nie robiła problemów, zresztą mój M, też jest bardzo wierzący, ale powoli odchodził od tak swojej głębokiej wiary, a ja byłam letnia) Mieszkało nam się dobrze, mimo, że brat był za ścianą, brakowało tej intymności, swobody, 6 osób w małym domu to tak średnio, ale ja nie patrzyłam wtedy na to. Mimo tego trochę się wstydziłam, bo mój tata jest alkoholikiem, i były dni kłótni, gdzie robił awantury, pił dniami mama starała się jakoś kamuflować to, ze względu na M. Wstydziłam, się tego ale M, to rozumiał. Ale M, miał dobry kontakt z moją rodziną, a ja z jego.

Z pomocą znajomej mamy M, znalazł pracę w urzędzie po czym został przeniesiony do innej filii. W jego wydziale były same kobiety zwłaszcza trzy kobiety o tym samym imieniu co ja. Dwie mężatki, jedna samotna. Ta trzecia nie spodobała mi się od razu (mimo iż nie znałam jej, tylko z opowiadań). Ja w tym czasie, pracowałam w sklepie, dusiłam się tym wszystkim, było mi źle brakowało mi tej intymności, chciałam zmian, chciałam się wyprowadzić, zmienić pracę mimo, tego w sierpniu 2016 wzięliśmy ślub. W dniu ślubu od M, dostałam kolczyki i naszyjnik MB i kosz z 101 różami! A ja mu dałam w prezencie ZEGAREK! (nie wiedziałam co to znaczy wtedy) Podczas nakładania obrączek, miałam problem z włożeniem jego obrączki na palec nie chciała wejść, mimo że wcześniej była idealna! Musiałam „pod wadzić” paznokciem. Wszyscy mówili, że to jest dobry znak, że jej nie ściągnie i będzie wierny… Przez pierwszy rok było pięknie staraliśmy się o dziecko, nie wyszło potem się poddaliśmy i postanowiliśmy, że po moich studiach i jak będziemy na swoim zaczniemy starania. Ja wtedy nie wiem co się ze mną stało, zaniedbałam się, przytyłam, było mi wszystko obojętne, po pracy jak przychodziłam to szłam spać, nie udzielałam się w domu, zawsze mama lub babcia gotowały. Nie widziałam tego co się dzieje, tak jakbym miała klapki na oczach, czułam, że jak wszystko mam, jak mam męża to już nic nie trzeba ze sobą robić, każdy mnie obsługiwał, robił to co chciałam dla mnie było to normalne… Na samą myśl jak teraz to wspominam BOŻE jaka ja byłam głupia… Oczywiście moja wiara była letnia, wierzyłam w Boga ale jakby trzeba było nie chodzić do kościoła to bym nie chodziła, M. był ministrantem, lektorem, lecz po wypadku zrezygnował, (miał żal do Boga, że zabrał mu dziewczynę w wypadku) jak mieszkał w jeszcze u siebie w domu to chodził na msze, na nabożeństwa, modlił się codziennie, to wyniósł z domu, ja byłam tylko nauczona podstaw i tyle jakoś nie ciągnęło mnie do tego. Po jakimś czasie, zauważyłam, że coś się dzieje niedobrego między nami, ale uspokajałam się że to niemożliwe i że jest ok. M, dawał mi znaki, żebym zaczęła bardziej dbać o siebie, po czym ja się na niego obrażałam i strzelałam fochem. Odsuwaliśmy się od siebie, po ślubie dalej mieszkaliśmy u moich rodziców, nie mieliśmy oszczędności bo kupiliśmy auto. Ja cały czas naciskałam, żebyśmy wynajęli mieszkanie, lecz nie było nas stać. W 2017 roku zauważyłam, że M, jest inny pewnego dnia wrócił z pracy, nie chciał rozmawiać poszedł spać ja wtedy wzięłam jego telefon i przeczytałam wiadomość do jego koleżanki o tym samym imieniu co ja (która mi się nie spodobała od początku) treść sms od mojego męża „ale masz słodki zaspany głosik” nogi mi się ugięły zrobiłam mu awanturę po czym wybiegłam z domu, a on za mną twierdząc że to jest wyrwane z kontekstu przez jego kierowniczkę. Zapewniał mnie, że nic go nie łączyło z nią. Uspokoił mnie, ale dalej byłam czujna. Pod koniec roku dowiedziałam się że ta jego „koleżanka” zwolniła się i że przeniosła się do innego urzędu… Jaka była moja radość! Mimo tego parę razy się spotykali po pracy bo jedna z nich urodziła dziecko. Wtedy podejrzewali u mnie wczesną ciąże, po czym się okazało, że zarodek się nie zagnieździł. Było mi źle z tego powodu bo jednak chciałam mieć dziecko.

W 2018 roku postanowiliśmy że obydwoje zmienimy pracę, bo będziemy mieć lepszą możliwość wynajęcia mieszkania. Ja dalej nie „zajęłam się sobą” i było coraz gorzej między nami, nic nie robiłam bo przecież jak to możliwe żebyśmy się rozstali. Odsuwaliśmy się od siebie, nie było już tego czegoś jak na początku ale zapewniałam się że M, mnie nie zostawi. Nic nie robiłam w kierunku mojego małżeństwa, dni mijały a to się tak „ciągło” … Obydwoje zmieniliśmy pracę… w sierpniu była nasza 2 rocznica jakoś taka dziwnie było… Pewnego wieczoru jak byliśmy razem w kuchni zadzwonił o 21 jego telefon to była jego „koleżanka” miał ją podpisaną zdrobniale „moim” imieniem… wkurzyłam się, nie odebrał mówiąc że to pewnie coś związane z pracą i że załatwi to następnego dnia… na dodatek tak zdrobniale ją miał podpisaną, o tej porze, i związane z pracą jak ona z nim nie pracuje? Byłam mega wkurzona, nie odzywaliśmy się przez kilka dni… W listopadzie pojechaliśmy na weekend z okazji jego urodzin do Wisły… w końcu M, mówił że coś niedobrego się dzieje, między nami, że on już nie wie co czuje do mnie, że to chyba wygasło i nie wie co z tym zrobić, ja wtedy dostałam paraliżu! Nie wierzyłam w to co słyszę zapewniałam, że jemu się do wydaje że to niemożliwe, że może wróciła do niego ta „przeszłość” byłam załamana, wiele czytałam po Internecie, o kryzysie że przychodzi po 5 latach. Że to normalne, że przechodzi. Też zastanawiałam się że M, miał plany na życie, dom, rodzina, dobra praca, dobry byt, że wiele osób w jego wieku to ma, a on nie, że to go załamało i że mamy jeszcze kredyt że tak naprawdę nie ma nic… Że za dużo od siebie wymagał a mu się to nie udaje. W grudniu powiedział, że wyprowadzi się po nowym roku na 2-3 tygodnie była to dla mnie paranoja, ale powiedziałam, że się zgadzam, jakoś to między nami było ale wiedziałam ze wróci i ze będzie okej…

31 stycznia 2019, jak wróciłam do domu, jego już nie było zabrał WSZYSTKO! Byłam załamana, myślałam że zabierze parę rzeczy a on zabrał wszystko nawet swoje kwiatki! W marcu podjęłam decyzje że wynajmę pokój i zawalczę o moje małżeństwo. Miesiące mijały ja stałam w końcu samodzielna, mieliśmy kontakt ze sobą, pisaliśmy, dzwonił do mnie, co jakiś czas spotykaliśmy się. Jednak dalej mówi że jest w takim „zawieszaniu” że nie wie co dalej. Byłam załamana, w końcu moja teściowa powiedziała żebym się nie poddawała i wzięła do ręki różaniec, odmawiałam codziennie jedną zdrowaśkę, modliłam się do św. Rity, chodziłam na msze, zamawiałam intencje za nas, pokazywałam mu ze się zmieniłam, ze schudłam, że gotuje, że widzę popełnione błędy swoje, że chce ratować, on tego nie widział dalej… On mówił, żebym zajęła się sobą, zainteresowaniami, studiami żebym skupiła się na sobie zaczęłam chodzić też na siłownie, on też chodził na basen, siłownie, siatkówkę, basen.. Zmieniał się… Zewnętrznie jak i wewnętrznie… Chodził do kościoła, ale nie chodził do spowiedzi, dziwiło mnie to dlaczego. Ale był inny niż wcześniej, taki oschły, to nie był jego wzrok, jego mowa, byłam przerażona potem uświadomiłam sobie że dzieje się coś z nim złego, że diabeł go opętał, jak mu to powiedziałam wkurzył się. Ja wtedy zauważyłam jak daleko byłam od Boga, jak mi go brakowało, jakie wcześniej moje życie było denne… To on cały czas był przy mnie, zapewnił mi spokój którego tak potrzebowałam w tej sytuacji, bo gdyby Boga wtedy nie było ja bym dawno zrezygnowała i nie walczyła o małżeństwo, on dawał mi paliwo do walki o nie. Chodziłam na nabożeństwa do świętej Rity przynosiłam mu poświęcone róże spod jej ołtarza, wszystko zawierzałam i oddawałam Ricie bo ona jest patronką od spraw beznadziejnych i że nikt inny nie rozumie mnie tak jak ona. Jednak im ja się bardziej zbliżałam do Boga, tym M, bardziej się oddalał. Mimo tego pamiętał o urodzinach, imieninach, cały czas miałam nadzieje że jest szansa dla nas, bo pisze, dzwoni. W sierpniu pojechaliśmy na „wejście” pielgrzymki w którym szło jego rodzeństwo, modliłam się o cud, cieszyłam się że byliśmy tam razem, że coś zrozumie że w końcu się ułoży… Była nasza 3 rocznica, zamówiłam msze za nas, nie przyszedł ja pojechałam do jego mieszkania z prezentem zapytałam się czy chce walczyć o nas po dłuższym czasie powiedział że tak… Poczułam ulgę… Ale nic się nie zmieniało w tym kierunku, zamówiłam msze za nas, nie przyszedł. Mieliśmy jechać do Londynu ze znajomymi, okazało się że on w tym dniu będzie miał rozmowę o pracę, powiedziałam że niech idzie że ta zmiana pracy będzie dobrym rozwiązaniem. Uświadomiłam sobie że on od zmiany tej pracy stał się inny, dlatego zależało mi żeby uwolnił się od niej. Liczyłam, że spędzimy wspólnie wakacje… Niestety pojechałam sama, on tłumaczył się że nie dostanie urlopu bo ma kocioł w pracy… W październiku miałam dość powiedziałam, że czekam na jakąś jego deklaracje miał dać 23 a ja do tej pory powiedziałam, że przez miesiąc nie będziemy utrzymywać kontaktu, że sobą że on coś zrozumie, jak to jest beze mnie że w końcu odczuje brak mój. Miał jechać na urlop w góry. W między czasie zmarł mój dziadek, kontakt się odnowił między nami ale nie było poprawy… Myślałam, że śmierć dziadka wpłynie na niego w końcu byli bardzo zżyci… W listopadzie w jego 30 urodziny zrobiłam mu prezent i pojechałam wieczorem do niego aby nie spędzał tego dnia sam, ucieszył się i nie spodziewał się tego mówił ze nie zasłużył na to przez to co mi zrobił. Twierdził, że się pogubił że nie wie co ze sobą zrobić, koleżanka powiedziała, że na pewno kogoś, ja byłam pewna że nie, że przecież to do niego nie podobne że nie zrobiłby mi tego, nasi znajomi i moja rodzina oprócz rodziców nikt nie wiedział o naszej sytuacji. Próbowałam to ukryć przed innymi. A ja cały czas prosiłam go o szanse, dzwoniłam, piałam długie wiadomości, płakałam, naciskałam nic nie pomagało, jego rodzina też starała się mu pomóc twierdził ze wszyscy naciskamy na niego i że to jeszcze bardziej go odsuwa ode mnie.

W połowie listopada okazało się że dostałam silnej rwy kulszowej M, codziennie przyjeżdżał do mnie, robił zakupy, jeździł do lekarza, zbliżyliśmy się do siebie, pisał, dzwonił. Ja cały czas się modliłam i dziękowałam Bogu nawet za ten ból, że jeśli ma mi pomóc uratować małżeństwo to ja to zniosę, mimo że bóle pleców i głowy były silne, tabletki nie pomagały, nie mogłam spać, jeść, płakałam z bezsilności. M cały czas był przy mnie. Pod koniec listopada, powiedział że uczucia w nim odżyły i chciałby spróbować, wynajęliśmy mieszkanie i mieliśmy mieszkać od stycznia. Cały czas byłam na l4 bóle nie ustępowały. Cieszyłam się bardzo, że moje modlitwy zostały wysłuchane. Powiedział, że się wyspowiadał, że mu ulżyło że czuje się lepiej. Spędziliśmy święta BN u niego w domu, potem sylwestra ze znajomymi… I nastał 2020 rok wtedy dla mnie najlepszy, ale stało się inaczej…

Gdy wprowadziliśmy się na mieszkanie, od razu starałam się pokazać że jestem inna, sprzątanie, gotowanie, panowanie nad emocjami, jednak M, był dziwny niespokojny, dusił coś w sobie, cały czas siedział przy telefonie, ciężko mu było skręcać meble, nie rozpakowywał swoich rzeczy, nie wiedziałam co się dzieje. Ja zaniedbałam wtedy moją modlitwę bo starałam się robić wszystko aby „dobrze mu było” po naszej rozłące. Po paru dniach M, wyszedł po obiedzie się przewietrzyć ja nie rozumiałam taki jest, nie rozumiałam jego zachowania, nie chciałam się nic odzywać aby go nie urazić, wzięłam parę rzeczy żeby jechać do przyjaciółki-uciekłam. Dzwonił do mnie żebym wróciła. Wróciłam ale wciąż się bałam, nie wiedziałam co się dzieje ale jednak ale mówiłam że musimy rozmawiać, że będzie ciężko bo trzeba wspólnie rozwiązywać problemy dlaczego taki jest proszenie nic nie dawało. Dopiero 6 stycznia, gdy uciekłam do rodziców z bezsilności mój świat się zawalił, M. przyjechał po mnie, poszliśmy razem do kościoła, przez całe msze, się trząsł myślałam że z zimna bo było zimno lecz to nie był powód tego… Potem powiedział mi, że powodem tego wszystkiego było coś złego… to że mnie zdradził mówił że to był tylko raz świat mi się zawalił… po czym okazało się że to z tą jego „jego koleżanką” załamałam się jeszcze bardziej, świat zatrzymał mi się w miejscu. Najgorsze było to jak zapytałam się czy żałuje, on powiedział, że jakby nic do niej nie czuł to by żałował. Chciałam uciec, skończyć to wszystko. Ale po chwili rozmowy powiedziałam, że mu wybaczam, że chce walczyć o nas, że dużo zrozumiałam, i chce wszystkiego od nowa, że jestem inna i że nasze małżeństwo będzie zupełnie inaczej wyglądać.

Po kilku dniach okazało, się że ta „koleżanka” pracuje z nim w tej nowej pracy cały czas, że piszą ze sobą w pracy i w domu. Okazało się, że ona jest 9 lat starsza od niego, że ma dwójkę dzieci, i że 12 lat temu jej chłopak zmarł na nowotwór… Załamałam się po raz kolejny, nie przypuszczałam że jest aż tak źle, ta kobieta tak naprawdę jest w jego życiu od 4 lat od samego początku, przyznał się że cały czas utrzymywali kontakt ze sobą pisali, dzwonili, jednak zdradził mnie w czerwcu 2019 roku że wtedy bardziej się zbliżyli do siebie i że to nie było tylko raz tylko kilka razy. Że to na początku była tylko zwykła koleżanka z pracy ale z czasem stała mu się bliska… Zrozumiałam, że to przez nią jest to wszystko, że ona nim manipulowała, że przez moje zaniedbanie upadło nasze małżeństwo, a on trafił na bratnią duszę, bo przecież ona doskonale go rozumiała co czuje osoba po stracie ukochanej osoby i to ich połączyło… Diabeł wiedział kogo postawić na jego drodze aby zburzyć nasze małżeństwo. W połowie stycznia obiecał ze zerwie całkowicie kontakt, jednak to nie trwało długo, wróciło z podwójną siłą… dzwoniła pisała, do niego, że w końcu po śmierci jej chłopaka z nim jest szczęśliwa i najgorsze było to ze pracują dalej… Któregoś dnia nie wiem jakim sposobem złamałam hasło do jego telefonu i przeczytałam smsy i wiadomości na FB to co tam ujrzałam zabiło mnie wewnętrznie, te wiadomości od niego, skarbek, słońce, kochanie on nigdy tak nie mówił do mnie, i to że on nią kocha, i że jak jej dobrze jest z nim jak czytałam te wiadomości nie powiedziałabym że to mój M, potem te zdjęcia na FB w wiadomościach ich, razem przytulonych, na wycieczce w górach, screeny ze skype’a coś dramatycznego… a najgorsze było odkrycie, że on jeździł do niej w weekendy w nocy w wracał nad ranem i to dlatego tak spał zawsze w sobotę czy w niedziele do południa jak mi pisał wcześniej. Jeździł do niej o 22 a wracał o 4. Przez jakiś czas rozmawialiśmy, tłumaczyliśmy sobie pewne rzeczy, byłam dla niego żoną, matką, psychologiem, to ja go wspierałam, prosiłam, tłumaczyłam, mówiłam takie słowa gdzie wcześniej by mi do głowy to nie przyszło wiem że góra czuwała nade mną, a to ja powinnam przecież być na jego miejscu, przecież to ja byłam najbardziej pokrzywdzona. Chciał z tym zerwać, prosił o pomoc, że chce walczyć o nas, że może wyjedziemy gdzieś indziej… Potwierdził mi, że jak ja zachorowałam to między nimi było bardzo dobrze, tylko ta moja choroba „przerwała” im to wszystko. Że oddalił się od niej, a powrócił do mnie. Dziękowałam Bogu bo wiedziałam, że to znak że to ich może rozdzielić, nie mam żalu za to że to ja musiałam cierpieć aby on to zrozumiał. Nigdy tak szczerze nie rozmawialiśmy, to były ciężkie rozmowy, pełne bólu i płaczu, mówił że siebie nienawidzi, że on powoli widzi że ta kobieta go manipuluje, że może mieć kogoś innego, że dziwnie się zachowuje, mówi, ale coś go trzyma przy niej. Chwilę było spokoju. Przyznał się że ich wspólna koleżanka z pracy zabrała ich pod kapliczkę świętej Rity ! Gdy się o tym dowiedziałam płakałam z radości. Moja kochana Rita działa ! Było chwilę dobrze, nawet bardzo dobrze ! Zachowywałam się jak prawdziwa przykładna żona, niestety nie umiałam to pogodzić z modlitwą. Lecz bajka nie trwała długo potem było tylko gorzej między nami, kazałam mu się przenieść do salonu, powiedział że nie jest w stanie zakończyć znajomości z tą kobietą. Bo widziałam jak pisze z nią, jak siedzi z telefonem i jeszcze jak sobie przypomniałam te smsy miałam dość. Dla mnie to było upokorzenie, poszłam do psychologa, powiedziała żebym się wyprowadziła, żebym siebie szanowała i nie dawała się tak naprawdę traktować. Tak naprawdę miał nas dwie… mnie w domu, ją w pracy… Napisałam mu listy pożegnalne, jak się pakowałam on nie próbował mnie zatrzymać, po prostu wcześniej wyszedł z mieszkania. Wyprowadziłam się w połowie lutego do rodziców, co się okazało później że choroba mi wróciła, i doszła jeszcze dyskopatia i przepuklina w kręgosłupie. Myślałam, że to kolejny znak od Boga żeby on się znowu ogarnął, że znowu coś dzieje się ze mną, tylko jego już to nie wzruszyło był zajęty swoją kochanką… Byłam załamana.

Tak jak wyżej napisałam zaczęłam się modlić nowennami i modlitwami, otrzymałam dużo łask, spokój, wyciszenie, wiarę że będzie dobrze a to było najważniejsze w tej całej sytuacji. Bez tego nie dałabym rady. Ale diabeł też chciał mnie zniszczyć, w pierwszy dzień nowenny postawił na mojej drodze, chłopaka, zupełne przeciwieństwo mojego męża, W. był zupełnie inny od męża, miał to czego brakowało mi w mężu. Zaczęłam też rozumieć męża w końcu było zauroczenie, inna osoba, motyle w brzuchu, potajemne spotkania, W. nie przeszkadzało to że mam męża, wkręciłam się w tą znajomość, ale na szczęście w porę się opamiętałam i zakończyłam to jak najszybciej na szczęście do niczego nie doszło. Wiem, że Anioł Stróż czuwał nade mnie, było mi źle po skończeniu tej znajomości, bo miałam to czego dawno nie czułam, ale wiedziałam, że źle robię, ale też miałam pretensje do siebie, że może wolą Bożą jest coś innego że może straciłam szanse na prawdziwą miłość i szczęście. Szybko wybiłam sobie to z głowy bo to BZDURA! Od powrotu do rodziców nie wypuszczam różańca z rąk, zamawiam msze za nas, cały czas się modlę i oddaje do Maryi i Synowi. M, pisał, dzwonił ja na początku nie chciałam utrzymywać z nim kontaktu powiedziałam, że póki z nią pisze do mnie ma się nie oddzywać. Najgorsze były dla mnie weekendy obserwowałam tylko na FB czy jest aktywny i kiedy był ostatni raz dostępny. Domyślałam się że może do niej jeździć że jeździł wieczorem a wracał nad ranem. Dla mnie to był cios. Mimo tego długo nie wytrzymałam, uległam pisałam z nim jednak źle się czułam że to ja jestem ta druga a ona ta pierwsza. Zamówiłam mu różaniec i książeczkę z NP z Sanktuarium z Pompejów. W dniu moich urodzin, przyznał się że jak ja się wyprowadziłam to zdradził mnie nie umiałam się z tym pogodzić kolejny cios, było też podejrzenie że jestem w ciąży jednak to przez lekarstwa miałam zaburzone hormony. Gdy kończyłam część dziękczynną I NP, w tym dniu M, wziął do ręki różaniec ucieszyłam się że coś się dzieje, zaczął też czytać książki od Ojca Szustaka które mu kupiłam. Po jakimś czasie, mówił że ma ograniczony kontakt z „koleżanką” jak się ucieszyłam! Myślałam że jesteśmy na dobrej drodze, jednak dalej mieszkaliśmy osobno, i wszystko się tak ciągło jak w smole, on powiedział że jest daleko od Boga, że wie co zrobił, ale on sam musi dojść do tego, poskładać się wewnętrznie bo jest całkowicie rozdarty. Że na siłę się nic nie da zrobić, że ja wymuszam to na nim, a on się blokuje przez to. Po tygodniu, spotkaliśmy się po miesiącu czasu niewidzenia, porozmawialiśmy szczerze, spokojnie, dużo wyjaśniliśmy sobie. Liczyłam znowu na poprawę. Pojawił się w koronawirus w Polsce. Prosiłam Boga, o jakiś znak że jest szansa o ratunek, u M. w pracy zastosowali pracę zdalną i jak się okazało mieli „mijankę” z koleżanką. Gdy on był w pracy, ona była w domu, i tak przez miesiąc. Cudowny znak ! Nie widzieli się przez miesiąc, wiem że nie doszło na pewno do zbliżenia bo M, ma hopla na tym punkcie. Wiec to mnie bardzo cieszy. Mówił, że zaczął się modlić, że dziękuje mi za modlitwę, że czyta te książki, że ma ograniczony kontakt z tą kobietą i to z jego powodu. Powoli się nawraca mój mąż! Więc mogę powiedzieć że NP się spełnia… I we wszystkim potrzeba czasu i cierpliwości… W Wielką Sobotę jak się okazało, że M. nie jedzie do swojej rodziny na święta, pokłóciłam się z nim wygarnęłam mu to co myślę o tym i że składam papiery o rozwód i o unieważnienie małżeństwa że ja już tego nie wytrzymuje, że to już trwa 16 miesięcy i że ja też mam prawo być w końcu szczęśliwa a nie że czekać na niego. Mam 27 lat i że mogę jeszcze sobie życie ułożyć. Po czym on powiedział, że nie zatrzymuje mnie przecież, że nic mi nie obiecywał i że od połowy marca było jakoś lepiej ale nic mi nie obiecywał, powiedział że utrzymuje kontakt z tą kobietą i że jest jako tako a że ja po miesiącu modlitw o nas wyczekuje cudu, że przesadzam i że widzi jak się zmieniłam, ale brakuje mi pokory. Zabolało mnie to. Po dwóch dniach napisał długiego maila, że wie że ta sytuacja sytuacja jest ciężka, że to wszystko wymaga czasu, że każdy dzień jest inny przynosi codziennie coś innego, że we wszystkim jest plan Boży i że jeśli ma coś być to będzie nie zależnie po jakiej burzy a że to wszystko jest niezależne od nas i że jeszcze wiele się między nami może zdarzyć. Lecz jest świadomy tego że jego relacja z Bogiem jest daleka. Ta wiadomość rozjaśniła mi pewien obraz ale i tak nie przedstawił mi tego co bym chciała. Dalej wierzę, że będzie dobrze. Zaczęłam kolejną NP, poprosiłam Maryję o to żeby nasunęła mi pomysł na intencje na nową nowennę myślałam że będzie dalej o małżeństwo jednak w Zmartwychwstanie Pana Jezusa poczułam potrzebę modlenia się o dusze w czyśćcu cierpiące aby trafiły do nieba. Pojechałam wtedy na cmentarz i z taką radością chodziłam po nim, że ja mogę im pomóc wstąpić do bram niebieskich u Pana coś pięknego, uświadomiłam sobie, że tylko naszym modlitwom możemy im pomóc.

Kończąc moje świadectwo, tak naprawdę kawałek historii mojego życia, którego dotknęła wielka tragedia, nie poddaje się, dalej nie ustaje w modlitwach, zamawiam dalej msze, w Polsce, w Pompejach. Cały czas czytam świadectwa NP, i większości przypadków działy się cuda, i powroty przed skończeniem nowenny albo od razu po. Liczyłam że tak też będzie u mnie.. Ale wiem, że skoro dłuższy czas się psuło, to tak od razu nie da się odbudować na zawołanie za pomocą czarodziejskiej różdżki. Zrozumiałam wiele, ujrzałam wiele błędów, a zwłaszcza że zamieszkaliśmy przed ślubem. Dzięki Bogu zmieniłam się o 360 stopni. Najpierw trzeba siebie zmienić, aby można było kogoś lub coś zmienić. Zrozumiałam że małżeństwo składa się z trzech osób z ŻONY, MĘŻA I BOGA, jeśli BOGA zabraknie wtedy w tym małżeństwie pojawia się kochanek lub kochanka. Dziękuję Bogu za wszystko, on wypełnia moją pustkę w tym wszystkim. I wiem, że będzie ze mną zawsze nie ważne czy będzie dobrze czy źle, chciałabym cofnąć czas, niestety się nie da. Wierzę i ufam że Maryja, ze swoim Synem pomogą mojemu małżeństwu, że pomogą mojemu mężowi zrozumieć to wszystko aby zakończył romans i usunął kochankę całkowicie ze swojego życia i aby zawalczył o nasze sakramentalne małżeństwo. Każdy nosi swój krzyż w życiu, we wszystkim jest plan Boży. Wierzę że moje małżeństwo zmartwychwstanie tak jak nasz Stwórca a co Bóg złączył człowiek nie rozdzieli. Tylko w najgorszym tym wszystkim jest czas i cierpliwość których mi jeszcze brakuje. Wierzę, że wolą Bożą jest to abyśmy wrócili do siebie, lecz tylko Bóg wie kiedy to się stanie, nie mamy na to wpływu. Nam zostaje tylko modlitwa cała reszta w rękach Boga. Wierzę, że nadejdzie ten dzień kiedy M, powie że skończył to wszystko z kochanką i chce ratować nasze małżeństwo. Gdy będzie mi dane zostać matką, zrobię wszystko aby moje dzieci od samego początku były zaangażowane w swoją wiarę, chce je uczuć, pokazywać, że bez Boga jesteśmy nikim i żeby nie popełniły takiego błędu jak ja, tylko od samego początku miały silną więź z Bogiem bo to jest w życiu najważniejsze.

Dziękuję za wszystko Maryi, Jezusowi, Bogu, Św. Ricie i innym świętym bez których bym nie dała rady za opiekę i łaski. Wiem, że zawsze zostajemy wysłuchani, że może nie od razu dostajemy wyproszone łaski, ale nie jesteśmy odrzuceni przez nich.

Módlcie się i wierzcie w to że modlitwy zostają wysłuchane. Pamiętajcie- we wszystkim jest PLAN BOŻY, I TO ON WIE KIEDY JEST NAJLEPSZY CZAS! Chwała Panu!

P.

5 2 głosów
Oceń wpis
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
11 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ewa D.
Ewa D.
06.06.20 14:33

Żono, jesteś niesamowita!!! To chyba najdłuższe świadectwo jakie czytałam od 3,5 roku. Sadzę, że tylko dzięki Maryi i innych świętych dajesz radę pokonać te upokorzenia ze strony męża. Masz rację On jest opętany. Kiedyś był ministrantem, lektorem i praktykującym katolikiem, a teraz łamie tyle Przykazań Bożych. Szok!!! Wiem jedno, ta kobieta nie zbuduje szczęścia na Twoich łzach. Jest sporo starsza od Twojego męża, ma swoje dzieci i to w przyszłości może być dla Niego przeszkodą. Nie mam pojęcia ile to może trwać, to Jego grzeszne zauroczenie koleżanką. Oby ta kobieta nie była na tyle perfidna i nie skusiła Go na… Czytaj więcej »

Jacek
Jacek
04.06.20 21:35

Przyznam kawał lektury ale jakże pouczającej. Mam tak samo tylko gorzej moja żona nie wykazuje żadnej ochoty na powrót. W moją stronę lecą z reguły tylko wyzwiska. Przychodzi tylko do dziecka a dziecko niestety już nie takie małe reaguje złością na matkę za to co jej zrobiła, za to że jest z innym facetem a nie z tatą. Cóż potwierdzam że NP niesamowicie uspokaja wycisza powoduje że dzieją się cuda male i duże ale dzieją się. Ja również nie mam pojęcia czy i czy kiedykolwiek Pan „nastroi” moją drugą połowę do powrotu – ale czy zostało mi coś prócz modlitwy?… Czytaj więcej »

Anna
Anna
04.06.20 21:14

Rozumiem Twoją obecną sytuacje, to jak się teraz czujesz. Przechodzę praktycznie można by rzec, że identyczną drogę. Nie poddawaj się. W modlitwie siła!

Matpoz
Matpoz
04.06.20 20:18

Boże przecudne świadectwo jak walczyłeś i walczysz o męża i rodzinę aż oczy serce i dusza rosną na samą myśl że tak wiele oddałaś życia Maryji j postanowiłaś ratować z Maryja małżeństwo. Wspaniałe świadectwo. Cudne niesamowite Bóg jest wspaniały wielki i niesamowity. Kocham Pana Jezusa i świadectwa takiej wielkiej wiary.

Marysia
Marysia
03.06.20 23:06

Piekne swiadectwo, nie poddawaj sie modl sie dalej.

Miśka
Miśka
03.06.20 20:46

Odmów Nowenne Pompejanska jako akt Zawierzenia swojego Męża Jezusowi przez Niepokalane Serce Maryi. Jest szansa że Jezus przeprowadzi go z ciemności w światło.

Jacek
Jacek
04.06.20 21:36
Reply to  Miśka

Witam
Miśka czy u Ciebie taki akt taka modlitwa dala efekty?
Pozdrawiam

Miśka
Miśka
09.06.20 15:23
Reply to  Jacek

Tak ale ja zawierzałam siebie. Pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej. Ojciec przemocowiec, matka ofiara. Często mnie przeklinali. Przez całe życie towarzyszyło mi poczucie jakbym była od jakąś skorupą i nie mogła wyjść ponad nią aby oddychać świeżym powietrzem. Co życie miało mi się już zacząć układać to wszystko legało w gruzach. Zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym. Podczas pewnej spowiedzi ksiądz powiedział mi abym przestała się kręcić w kółko i spojrzała na Jezusa jako na „punkt zaczepienia” do przemiany mojego życia. Już wtedy chodziła za mna Nowenna Pompejanska jako akt zawierzenia Jezusowi. Ale nie żeby coś ugrać ale z miłości… Czytaj więcej »

Ewa D.
Ewa D.
09.06.20 19:49
Reply to  Miśka

Miśka, ja przeczytałam przed chwilą to co odpisałaś Jackowi. Byłam dwa lata temu w Częstochowie i dokonałam Aktu Zawierzenia Rodziny. Wymieniłam w tym pisemnym Akcie moją najbliższą rodzinę; syna, mamę i męża. Tatuś już nie żył. Jednak siebie tak naprawdę nie zawierzyłam. Teraz mnie to olśniło. W tym czasie byliśmy w separacji z mężem, bo On mnie opuścił. Odmówiłam NP o ocalenie naszego małżeństwa, o nawrócenie męża na drogę Bożych przykazań, o odrodzenie się relacji miedzy nami, oraz o wypełnienie się Woli Bożej w naszym małżeństwie. Dużo by wymienić, ile innych modlitw, mszy itp odmówiłam. Może to ja jestem przeklęta,bo… Czytaj więcej »

Miśka
Miśka
10.06.20 15:13
Reply to  Ewa D.

Nie sądzę. Rozpad małżeństwa to jedna z oznak przekleństwa. Oczywiście nie za każdym rozpadem musi stać przekleństwo ale warto się temu bliżej przyjrzeć.
 
https://www.google.com/amp/s/wobroniewiaryitradycji.com/2016/04/18/rekolekcje-z-o-j-witko-siedem-oznak-przeklenstwa-na-podstawie-pisma-swietego/amp/
 
Odmów te Nowenne bo naprawdę warto. Ja jeszcze czekam na owoce związane z małżeństwem ale wierzę, że dobry Bóg zlituje się nad nami i da nam jeszcze szanse.

Ewa D.
Ewa D.
11.06.20 21:15
Reply to  Miśka

Właśnie dzisiaj zaczęłam…będę odmawiała z całą pewnością!!! Nie mam nicdo stracenia, wręcz przeciwnie – coś zyskam  Niech Cię Bóg błogosławi!!!

11
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x