Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Dawid: Syn uratowany z sepsy :)

Niech to świadectwo będzie dowodem dla tych, którzy byli sceptyczni, jak ja kiedyś.

Mój synek urodził się jako wcześniaczek w 34 tygodniu ciąży. Lekarze nie wiedzieli dlaczego, ale po badaniu otrzymał 10 pkt Apgar. W trzeciej dobie życia przestał oddychać. W szpitalu nikt nie wiedział dlaczego, przewieźli go na Oddział Patologii Noworodków w Zabrzu w mobilnym inkubatorze w karetce. Pojechaliśmy za nim i tego dnia widzieliśmy przerażenie w oczach lekarzy: SEPSA, czyli ogólny stan zapalny organizmu wynikający z zakażenia. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jaka to bakteria, więc leczenie było ogólne.

Po kilku dniach syn był w coraz gorszym stanie. Lekarze twierdzili, że nie leczy się. Podawali mu antybiotyki, coraz silniejsze i silniejsze. Zaczęły się pierwsze transfuzje. Synek miał coraz gorsze wyniki badań. CRP, czyli współczynnik zakażenia organizmu, którego norma to 5, u niego wynosił 300! Leukocyty były skrajnie niskie, wątroba była zniszczona. Lekarze poinformowali nas że syn jest w stanie krytycznym. Kiedy zapytałem jakie ma szanse, lekarze ocenili, że to ok 5%…

Nasz świat się załamał. nie wiedzieliśmy co robić. Milion pytań: Jak to? Nasz synek? Przeciez ma zdrowego zupełnie brata, przecież my zdrowi, przeciez medycyna taka rozwinięta, przeciez 8 lekarzy nim się zajmuje, przecież to nasz syn! Codziennie rano najpierw dzwoniliśmy do szpitala, pytając czy żyje i potem jechaliśmy tam i czuwaliśmy przy nim w inkubatorze. Nie wszystkim dzieciom na oddziale było dane przeżyć. Rozpacz rodziców, dramaty i to poczucie, że dzieci nie powinny tak cierpieć.

Człowiek w takich chwilach szuka pomocy wszędzie, oczywiście najbardziej u Boga. Nagle przestajech w niego wątpić, wierzysz w niego jak nigdy dotąd. Kto może pomóc kiedy lekarze nie dają rady? Oczywiście, Bóg. Wtedy przeczytałem o Nowennie Pompejańskiej. Gdzieś w internecie. Na pytanie: „co zrobić, żeby Bóg wysłuchał moich próśb” Wyszukiwarka odpowiedziała linkami do świadectw. Przeczytałem, że jednym z warunków i „zasad” tej Nowenny jest to, że będzie się o tym mówiło ludziom.

Rozpocząłem część błagalną. Codzienne, obok inkubatora. Liczyłem sumiennie „zdrowaśki” i kiedy się nieraz myliłem, zaczynałem kolejkę od nowa. Chciałem zrobic to solidnie. Z matematyczną dokładnością. Żeby nie ominąć niczego.

Kiedy część błagalna zmierzała ku końcowi, dalej było źle. była Wigilia 2014 roku. Został mi ostatni dzień modlitwy w części błagalnej. Następnego dnia, pierwszego dnia Świąt pojechaliśmy do szpitala. W dniu, kiedy zakończyło się „błaganie” Boga o cud.

Zadałem lekarzowi to samo pytanie, co każdego dnia: „czy jest gorzej?” Usłyszałem odpowiedź: „Pana syn zaczął sie leczyć. Podaliśmy mu 11ty antybiotyk, bardzo silny. Ostatnia deska ratunku. I pierwszy raz wyniki nieco się poprawiły.”

Powtórzę: Dokładnie w dniu zakończenia części błagalnej. W dniu Narodzin Jezusa. Syn narodził nam się na nowo.

Umysł wypełniła mi nadzieja. Że może się uda. Że jest lepiej. Oczywiście, kazali nie cieszyć się za wcześnie, że to delikatna poprawa, że nie wiadomo jak dalej. Ale ja nie słuchałem. Wiedziałem, że wybłagałem.

Rozpoczęła się część dziękczynna Nowenny. Rozpoczęło się leczenie. Synek po pierwszym miesiącu swojego życia, które spędził w stanie krytycznym, po 16tu transfuzjach, po 11tu antybiotykach, po niezliczonych łzach całej rodziny i emocjonalnych rozmowach z Bogiem, błaganiach … zaczął się leczyć. Jego wyniki powoli się polepszały. Na oddziale zmienił salę z R (ratunkowej) na „dwójkę’, czyli mniej krytyczną. Tam pierwszy raz wyjęli go z inkubatora. Pozwolili nam go dotknąć. Dalej podłączony był to wośp-owego sprzętu, ale już nie ratowali go. Leczyli.

Po kilku dniach zmienilismy salę na „trójkę”, czyli tam, gdzie dzieci można kąpać i karmić piersią. Jego początkowe biesiady to 2 ml mleka i pół godziny karmienia. Był jeszcze słaby, ale codziennie zdrowiał.

Po dwóch miesiącach leczenia wyszedł ze szpitala zupełnie zdrowy.

Dziś jest pięknym, pogodnym pięciolatkiem. Jedynym śladem jaki pozostał są nieszkodliwe kamienie w woreczku żółciowym i wypukły (od stanu zapalnego w brzuszku) pępek.

Synek wie, że Bóg postanowił, że będzie żył. Wie co przeżył, choć oczywiście nie pamięta.

My, rodzice za to pamiętamy.

Cud. Proste słowo, używane tysiące razy. Czasem nie robi żadnego wrażenia. Nadużywane.

W naszym przypadku ten cud się wydarzył. I to tak symbilicznie. Wigilia. Narodziny. Leczenie.

Ktokolwiek w potrzebie, kto czyta moje świadectwo tak, jak ja czytałem kiedyś, niech wie, że Bóg go wysłucha. Trzeba mieć nadzieję i wierzyć, że ta modlitwa naprawdę jest nie do odparcia. I nie zapomnieć, aby później świadczyć o tym cudzie.

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Magda
Magda
14.03.20 08:39

Piękne świadectwo . Pokrzepilo moją duszę .Jezu Ufam Tobie

Maria
Maria
13.03.20 22:03

Przepiękne świadectwo. Bardzo dziękuję

Agnieszka
Agnieszka
13.03.20 12:41

Ale świadectwo…. aż się popłakałam. Pozdrawiam….i dziękuję bo takie świadectwa dają siłę.

Dika
Dika
13.03.20 08:07

Cudowne świadectwo. Aż się popłakałam. Mocne i prawdziwe. Życzę dla całej Rodziny wszelkich potrzebnych łask, opiekę Maryi i błogosławieństwa oraz bardzo dużo zdrowia. Chwała Panu i Maryi.

Grażyna
Grażyna
12.03.20 18:28

Chwała Panu! Oto jak Bóg objawia swą Miłość i miłosierdzie przez serce Maryi! Taki wspaniały jest nasz Bóg.

Dorota
Dorota
12.03.20 22:36
Reply to  Grażyna

To świadectwo jest tak pięknie napisane, takie mocne świadectwo. Dziękuję.

6
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x