Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Marcin: Początki różańca

Moja przygoda z różańcem zaczęła się w dniu moich 38 urodzin. Tego dnia miałem jechać w podróż służbową samochodem jakieś 350km w jedną stronę, więc przed wyruszeniem postanowiłem zmówić krótki pacierz w miejscowym kościele, w którym jest wieczysta adoracja. W kościele zająłem miejsce, zmówiłem modlitwę na powitanie i zacząłem odmawiać pacierz, obliczony na jakieś 3-5 minut. Ledwie zacząłem – do kościoła wparowało 4 osobowe kółko różańcowe zaopatrzone w mikrofon, megafon etc. Wszystkie razem uklękły: 2 przede mną na klęcznikach i 2 kolejne obok mnie tak, że nie miałem nawet szans, żeby się gdzieś przenieść. I zaczęły odmawiać różaniec. Powiem szczerze – w pierwszej chwili nie byłem za bardzo szczęśliwy – miałem plan, odmawiam w cichości pacierz, a tu mikrofon, megafon. No cóż – pomyślałem, niech i tak będzie. Dzisiaj jest specjalny dzień więc dodatkowe 15-20 minut jakoś przetrwam, potem zmówię pacierz do końca i już. Do tego momentu nie modliłem się na różańcu, własny różaniec zgubiłem i choć odmówiłem kilka różańców w życiu, to ta modlitwa jakoś mi nie „leżała” – uważałem ją za modlitwę ludzi dojrzałych. No więc klęczę przed Najświętszym Sakramentem w dniu 38 urodzin, a prowadząca modli się na głos do mikrofonu i po odmówieniu pierwszej 10-tki podaje mi mikrofon. Na tamtym etapie znałem tę modlitwę o tyle, że wiedziałem co mam mówić więc odmówiłem kolejną 10-tkę i przekazałem mikrofon dalej. Po zakończonym różańcu kobiety szybko sobie poszły, a prowadząca modlitwę mnie pyta czy mam różaniec i czy się modlę?

– Yyy, tego … nie za bardzo.

– To masz tutaj różaniec i się módl.

– Yyy, tego – ja nie umiem. Wiem, że chodzi o rozważania tajemnic, ale tak dokładnie to nie mam pojęcia o co chodzi.

– Tutaj masz ulotkę, tu jest wszystko opisane krok po kroku.

– Ale ja nie wiem czy zrozumiem o co tutaj chodzi – rzuciłem okiem na ulotkę, która mi się wydała mało przejrzysta.

– W internecie doczytasz szczegóły (lekkie poirytowanie). Teraz już nie mam czasu i muszę iść. Od teraz jesteś robotnikiem w winnicy Pana.

I poszła. Rozmowa trwała może 2 minuty.

Klęczę w kościele, przed Najświętszym Sakramentem, różaniec w jednej, a ulotka w drugiej ręce. Przyszedłem do kościoła w tym szczególnym dla mnie dniu, w (zapewne) połowie mojego życia z prośbą o jakieś błogosławieństwo / wskazówki etc. a dostałem różaniec (którego nie miałem), instrukcję obsługi i jasne polecenie że mam go odmawiać codziennie. Do tego prowadząca posługiwała się językiem dziwnie „moim” – jakbym miał powiedzieć ostatnie jej zdanie to powiedziałbym: „Masz dobry mózg – w internecie doczytasz szczegóły – do roboty”. W mniej niż 2 minuty dostałem wszystko czego potrzebowałem: różaniec, instrukcje obsługi i proste, zrozumiałe wytyczne. Uwzględniając, że rzecz działa się przed Najświętszym Sakramentem nie mogło być mowy o pomyłce i niezrozumieniu. Popłakałem się.

Mijały lata. Z początku odmawiałem niemal codziennie różaniec. Z czasem przerzuciłem się na Koronkę odmawianą na różańcu. Z czasem zaprzestałem i tego. Minęło kilka lat.

Teraz napiszę trochę o sobie dla szerszego kontekstu:

Moja rodzina wymiera – siostry mojego ojca nie powychodziły za mąż, mam tylko siostrę do tego niepełnosprawną od urodzenia. Dość szybko około 15 roku życia zdałem sobie sprawę, że jest to sytuacja pod pewnymi względami ekstremalna – za kilkadziesiąt lat liczba osób, które potencjalnie mogą wymagać opieki, może być spektakularna. Doszedłem do wniosku, że rzucę się w wir nauki i pracy, tak żeby w miarę szybko ustabilizować moją sytuację materialno – zawodową i około 45 r.ż. mieć już więcej czasu i środków na ewentualną opiekę nad potrzebującymi. Na studiach z PYCHY pokłóciłem się z własnym ojcem. Zrobiłem jedne studia, wyjechałem z rodzinnego miasta, potem kilka podyplomówek, założyłem działalność gospodarczą, samokształcenie i .. nic. Same porażki – firma się rozpadła, grzązłem coraz bardziej w bagnie codzienności, rodzice topili w moich długach majątek. Z każdym rokiem byłem coraz bardziej przemęczony, coraz bardziej biedny i miałem coraz gorsze perspektywy. W końcu w okolicach 44/45 r.ż. upadłem całkowicie: auto się rozpadło ze starości, firma upadła pozostawiając dużo niespłaconych zobowiązań, nadszarpnąłem rodzinę na równowartość niezłego domu i nawet nie było mnie stać na szkołę dla dziecka. W zasadzie stałem się bezrobotnym. Do tego nieporozumienie z żoną: bo to ONA jest winna, nie JA. Po jakimś czasie zaczęło do mnie docierać, że chodzi o coś innego. Nie jest możliwe żeby nawet w naszym kraju niekoniecznie wysokorozwiniętym, człowiek który skończył tyle szkół, przepracował w morderczym tempie tyle lat i utopił tyle pieniędzy był bezrobotnym do którego nawet nikt nie oddzwania z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Czułem się coraz gorzej także fizycznie i byłem wypalony, także intelektualnie. Zamknąłem działalność i zacząłem się modlić. Mój ojciec, który w międzyczasie przeszedł ciężką chorobę (mama zresztą też) modlił się Nowenna Pompejańską. Mój przyjaciel modlił się NP o pracę i ją dostał. Postanowiłem spróbować i ja w intencji moich spraw zawodowych. Pierwszą NP przerwałem po kilku dniach – nawał obowiązków przytłoczył mnie i upadłem. Ale po 10 dniach zacząłem ponownie. Miałem mniej obowiązków i zdecydowanie więcej determinacji. W miarę jak się modliłem, czytałem świadectwa – do mojej świadomości zaczęło docierać, że to ja mam problem. I nie chodziło tutaj o pracę. Tym problemem była PYCHA, przekonanie że JA wszystko mogę, JA wszystko zrobię, JA nad wszystkim panuję i JA rozwiążę wszystkie problemy własną pracą. Upadłem naprawdę nisko – pewnie z 7-8 lat temu wylądowałbym z rodziną pod mostem, gdyby nie pomoc rodziców (których nie szanowałem) czy żony, którą kiedyś sobie wymodliłem. Popadłem w taki stan psychiczny, że nie byłem w stanie podłączyć drukarki do komputera przez tydzień. To była niemożność zrobienia najprostszych rzeczy – kompletny paraliż. Czytając świadectwa w internecie i oglądając kazania, dowiedziałem się, że czasami otrzymujemy łaski zupełnie inne. Łaski które są nam potrzebne, a nie te o które się modlimy. I że trzeba zacząć od Spowiedzi. Od wielu lat rzadko przystępowałem do Spowiedzi Świętej – przychodziło mi to z dużym trudem i wymagało wielkiego wysiłku. Mam wiele grzechów, których się wstydzę, ciężkich grzechów. Ale najgorsza jest pycha i brak zaufania Panu Bogu. Swoiste bałwochwalstwo w którym zrobiłem sobie bożka z mojej inteligencji, wykształcenia i możliwości. Dziś postanowiłem pójść natychmiast do Spowiedzi – wstaję rano i jadę na dyżur, gdzie spowiadają. Mam nadzieję, że wszystko się uda i że będzie to jakiś przełom w moim życiu.

 

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Mila
Mila
28.01.20 16:34

Zaufaj Panu Bogu, a poprowadzi Cię ścieżkami, o których nie miałeś pojęcia, ścieżkami dobrymi, bo On wie lepiej czego Ci potrzeba, tylko ufaj.

agata
agata
26.01.20 04:11

trzymam kciuki! :*

Teresa
Teresa
26.01.20 00:53

Polecam Nowennę 9 dniowa do Opatrzności bozej

Grażyna
Grażyna
25.01.20 20:58

Oj! Z Maryją i Jezusem na pewno wszystko się uda! Módl się na różańcu a będą działy się cuda -małe i wielkie! I tego Ci życzę!

Klaudia
Klaudia
25.01.20 17:12

Najważniejsza jest umiejętność wyciągania wniosków. Brawo obrałeś właściwy kierunek. Wierzę, że teraz zacznie się układać tylko trzymaj się różańca 🙂

5
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x