Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Aga: Przemiana życia

Swoje świadectwo piszę, kończąc którąś już nowennę pompejańską. Nie liczę ile ich jest, było kilka niepowodzeń, ale też kilka nowenn zakończonych sukcesem – tzn. dotrwałam do końca. Nie wiem co dokładnie napisać, jak zacząć, w jaki sposób przekazać to co czuje. Więc ”powiem” prosto z serca: Maryja przemienia. Przez Maryję przemienia się przede wszystkim serce i podejście do życia. Do sensu życia, do cierpienia, pomaga spojrzeć na pewne sprawy w innym wymiarze. To zmienia na lepsze. Przede wszystkim chcę to przekazać młodym ludziom, bo sama jestem bardzo młodą osobą. Poranioną z bezmyślnych relacji z głupich lat nastoletnich i poranioną przez niedojrzałe decyzje. Chociaż nie wiem czy dojrzałość w tym przypadku to dobre słowo. Po prostu były to decyzje bez Boga, bez wyobrażenia jakie mogą być konsekwencje.

Moja przygoda z różańcem świętym zaczęła się bardzo wcześnie, gdyż pochodzę z bardzo religijnej rodziny. Ale w wieku nastoletnim szybko przemieniło się to w ”odbębnianie” dziesiątki różańca z rodzicami, żeby nie mieli pretensji. Myślami byłam gdzie indziej, bo wtedy szybciej leciał czas.

Mój czas nastoletni był prawdziwą gehenną dla moich rodziców. Kłamstwo na porządku dziennym, złe towarzystwo, alkohol, papierosy i brak jakiejkolwiek refleksji nad swoim życiem z mojej strony. Teraz jak o tym myślę, wydaję mi się że tak może zachowywać się tylko osoba, której coś odbiera rozum. Co ja sobie myślałam? Później nieczystość i złudzenia miłości… Około pełnoletniości zawsze gdzieś w momentach swojego życia miałam refleksję nad swoim życiem, chodziłam do kościoła i do spowiedzi, modliłam się za swoich chłopaków, za swoją rodzinę, siebie… Ale była to wiara taka niedzielna, ale definitywnie nie żyłam tą wiarą na co dzień, nie tak jak teraz.

Ważne jest też, aby podkreślić że nie pochodziłam z rodziny, która borykała się z jakimiś problemami. Moi rodzice są bardzo zamożnymi ludźmi, zawsze im zależało na swoich dzieciach, ale z tej perspektywy myślę, że gdybym nie upadła tak nisko, nie byłabym tu gdzie jestem. Z tą świadomością którą mam.

Po 18-tych urodzinach zaczęła się ta upragniona dorosłość. Rodzice wysyłali mnie krótkoterminowo za granicę do szkół, samotność zaczęła mnie w pewien sposób zmieniać, zaczęłam się codziennie modlić rano i wieczorem, zaczynałam głębiej myśleć o swoim życiu. Ale gdy wracałam do normalnego życia, do Polski, moja duchowość jakby się usypiała. Prawdopodobnie dlatego, że będąc za granicą czułam samotność i niepewność. W domu przecież nic mi nie groziło, zawsze było co zjeść, zawsze można było wyjść się napić ze znajomymi itd… Ale co trzeba przyznać, każdy wyjazd coś w środku we mnie zmieniał. Rodzice zaczęli mi ufać, starałam się budować z nimi lepszy kontakt. Zaczęłam odmawiać codziennie różaniec w intencji mojego chłopaka, o przemianę serca, o zwrócenie jego oczu ku Bogu. Pomimo że moje intencje były szczere, to i tak jeszcze we mnie to coś siedziało, co sprawiało że nie potrafiłam się całkowicie przemienić. Związek dzięki pomocy Matki Bożej na szczęście się rozpadł podczas mojej nieobecności w Polsce, byłam na wyjeździe za granicą, na którym dużo modliłam się różańcem w tej intencji. Przed tym wyjazdem też z własnej woli pojechałam do księdza, by nałożył mi szkaplerz święty. Wzięłam przykład z rodziców, ale też chciałam żeby Matka towarzyszyła mi podczas dalekiego wyjazdu.

Już wcześniej miałam z tym styczność ale po powrocie do Polski niestety wpadłam w niby nieszkodliwe palenie zioła, można by rzec ”na amen”. Najpierw na imprezach, poźniej na spacerach z przyjaciółką, później mała hodowla w domu przy nic nie świadomych rodzicach. Później sprzedawanie znajomym, palenie dzień w dzień już samej w domu. Bo można było fajnie się odprężyć, bo można było mieć śmieszne i fajne doznania. Przecież to nic złego, przecież to naturalne, przecież nic złego nie robię… Przerodziło się to w prawdziwe uzależnienie psychiczne, ciągle przeze mnie usprawiedliwiane. Przy czym, cały czas gdzieś tam z boku walczyłam o siebie. Niby fajna dziewczyna w fajnym i drogim aucie, którą wszyscy znajomi respektowali, ładnie umalowana, ubrana, paląca, skręcająca blanty… Tak, to byłam ja – całkiem nie dawno. Ale ta sama dziewczyna wracając po spotkaniach ze znajomymi czy z chłopakiem, wracając do domu samochodem po prostu płakała i brała do ręki różaniec. Tak bezsilnie próbowałam coś robić, chociaż jeszcze do końca nie rozumiałam co. Nieczystość za każdym razem mnie kłuła. Spowiedź pomagała się otrząsnąć, ale na krótko. Starałam się modlić, ale uwierzcie – gdy tylko zapaliłam zioło – po prostu nie jest się w stanie zmotywować do wypowiedzenia Ojcze Nasz czy Zdrowaś Maryjo. I to nie chodzi o możliwości fizyczne czy inne. Bo człowiek po marihuanie ma świadomość, normalnie mówi… Ale to była inna niemoc. Brak chęci do modlitwy. Po takich dniach budziłam się zawiedziona, smutna, bez uśmiechu. Aż w końcu w moje ręce wpadła broszurka o nowennie pompejańskiej. Pomyślałam sobie, ryzykuję. Przecież czuję się tylko szczęśliwa z pozoru, wg postrzegania świata. Musiałam chociaż spróbować. Gdy mi nie wychodziło z różnych przyczyn, po prostu poszłam w pierwszą sobotę na mszę i czuwanie, i wtedy przed obrazem Matki Bożej zaczęłam kolejny raz tę nowennę. Dotrwałam do końca, z czego byłam bardzo szczęśliwa. Modliłam się o rozeznanie, czy powinnam poślubić tego chłopaka, z którym jestem czy nie. I oprócz namacalnych znaków jakie dostawałam z góry, odmawianie nowenny po prostu czyni cuda wewnątrz. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale moje poświęcenie się Matce Bożej i codzienne odmawianie różańcy sprawiło, że nie chciałam już palić zioła. Po prostu skończyłam, bez trudzenia się i walczenia ze sobą. Po prostu pewnego dnia odeszło to ode mnie, nie niszczyłam już siebie psychicznie i fizycznie. Była to dla mnie ogromna ulga, Bóg jest tak dobry i miłosierny! Poza tym dobrodziejstwem, które doświadczyłam, moja wrażliwość na muzykę, filmy i inne takie rzeczy diametralnie się zmieniła. Zaczęłam bardzo przykładać uwagę do tego, co słucham, co oglądam. Bo przecież to nie jest wszystko jedno. Bo przecież jak można słuchać ludzi, którzy śpiewają o konsumpcyjnym życiu, o nieczystej zabawie, o dziwnych wartościach, o przyjaźni ze złymi duchami, a wszystko to połączone z wpadającą w ucho melodią. Tym wszystkim karmią nas media, ale to od nas zależy czy będziemy to akceptować, czy będziemy wrażliwi i uważni na to, co świat z nami robi. Przecież nie możemy dwóm Panom służyć. Wszystkie formy szczęścia, jakie proponuje nam świat są tak bardzo dalekie od prawdziwego szczęścia, które możemy odnaleźć tylko w Bogu. Doświadczyłam tego i za każdym razem jak upadam, nie potrafiąc sobie poradzić z pokusami dnia codziennego, tak bardzo tęsknię do Boga. Tylko to przynosi spokój wewnętrzny.

Moje relacje z rodzicami zostały cudownie uzdrowione. Nigdy nie były tak dobre. Jest między nami prawdziwa serdeczność i przyjaźń, zero kłamstw. Jednym słowem, moje serce zostało uleczone – dzięki czemu mogę za pomocą Matki Najświętszej dalej uleczać swoje życie. Ogólnie jestem w stanie powiedzieć, że moje życie się poprawiło na różnych szczeblach. Różne sprawy układają się pomyślnie, wszystko zawierzam Jezusowi przez Królową Różańca. Jestem napewno szczęśliwsza i w końcu zaczęłam żyć wiarą i czuję sens życia. Wiadomo, że jesteśmy tylko ludźmi i upadamy. Ale to, co chce Wam przekazać to to, że najważniejsze jest by się podnosić. Żeby odrazu o siebie walczyć, nie poddawać się. Upadłeś? Idź do konfesjonału, zacznij od nowa. I nie myśl, po co mam iść jak ciągle robię to samo? Powtarzalność grzechów i wyznawanie ich, właśnie powoduje chęć walki z nimi. Powoduje że nie stajemy się letni ale za każdym razem je wyznajemy i bardziej zdajemy sobie z nich sprawę. Nie wstydźmy się mówić: ostatni raz byłam/byłem u spowiedzi 2 dni temu. To wszystko jest dla nas, to nas oczyszcza, i daje siłę do dalszego życia z czystym sercem. Ale to tak poza tematem.

Różaniec to prostota ale i ogromne to dobrodziejstwo dla wszystkich. Nie tylko dla babć, które ciągle odmawiają paciorki. Cytując końcówkę modlitwy dziękczynnej części nowenny: ,,O! Gdyby cały świat wiedział, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie, Amen.”

Kochani, zawierzajmy swoje sprawy Matce Najświętszej. Gdy jest Ona, szatanowi jest trudniej niszczyć nasze życia. Nie wstydźmy się odmawiać różaniec. Łaski będą na nas spływać, nawet jeżeli o większość z nich nie prosiliśmy! Tak było w moim przypadku. Nie wstydzę się, chcę pokazać ludziom że kościół i modlitwa nie jest tylko dla starych ludzi i tak jak niektórzy myślą, że generalnie to już jest przeżytek. Nadal jeżdzę dobrym samochodem, dając nierzadko świadectwo. Ludzie czasami patrzą na mnie i widzę ich miny oglądając się i patrząc. Jak to? Taka dziewczyna w takim samochodzie, trzyma różaniec? Coś tam pod nosem mówi? Nie chcę, by ludzi wierzących i chodzących do kościoła kojarzyli tylko jako dziwaków, ”moherów”. Wszystko co posiadam, pochodzi od Boga, dlatego też razem z rodzicami pomagam biedniejszym i wspomagamy kościół.

Tak więc, nawet jeżeli jesteś jakimś fajnym przystojniakiem 😉 nie wstydź się różańca. Nie wstydź się żyć wiarą. Jeżeli jesteś fajną dziewczyną – tym bardziej! Dawaj świadectwo wiary innym. Tak bardzo nam w tych czasach potrzeba młodych ludzi wiary!

Przez Maryję do Jezusa. To najpewniejsza droga. Pozdrawiam Was wszystkich. Z Panem Bogiem!

1 1 głos
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
7 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Edyta
Edyta
12.05.19 19:58

Dziękuje za Twoje świadectwo jest naprawdę piękne dające do myślenia zycze Ci wiele łask Bożych. Z Panem Bogiem!

Iza
Iza
10.05.19 10:32

Dziękuję Ci za to wspaniałe Świadectwo!

LESZEK
LESZEK
09.05.19 19:28

Wspaniałe i poruszające świadectwo , które nie jednemu , jednej dało do myślenia. Tak jak napisałaś że my ludzie wstydzimy się różańca i modlitwy pokazując innym , bojąc się że będą nas nazywać dziwakami , ciemnogrodem itd. Ale cała przemiana zaczyna się w sercu i to nie od razu i na zawołanie jak byśmy tego chcieli. Dziękuję za to świadectwo i niech MARYJA I JEZUS CIĘ PROWADZĄ.

Jola
Jola
09.05.19 17:15

Piękne świadectwo! Popieram Ciebie jak najbardziej. Musimy starać się małymi królami, osoba po osobie pokazywać, ze różaniec, kościół, modlitwy, to nie jest wstyd, to nie jest ciemnogród, to nie są tylko starsze osoby, które z tzw nudów chodzą po kościołach, ale właśnie my młodzi, fajnie ubrani, towarzyscy, wyluzowani chwytamy za różaniec. Takie osoby rujnują wizje wiele ludzi o tym, kto chodzi do kościoła. Wtedy zmienia się myślenie tych, co nas słuchają. Myśle, ze ważne w tym wszystkim jest bycie sobą tj jak jesteś zamożna jeździć lepszym autem na które Cię stać, zachowywać się tak jak do tej pory, nie udawać… Czytaj więcej »

Krystyna
Krystyna
09.05.19 15:59

Wspaniale swiadectwo.Oby wiecej takich cudownych mlodych ludzi.Duzo dobra zycze .

Agnieszka
Agnieszka
09.05.19 14:50

Dziękuję za piękne świadectwo, z Panem Bogiem. ☺

Judyta
Judyta
09.05.19 14:20

Przepiękne świadectwo 🙂

7
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x