Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Ewelina: Ukończenie studiów

Parę lat temu rozpoczęłam studia inżynierskie. Nie były to proste studia, wymagały ode mnie wiele czasu, determinacji i poświęcenia. Z dobrym wynikiem ukończyłam wszystkie siedem semestrów. Kolejne pół roku przeznaczono na napisanie pracy inżynierskiej. Za każdym razem kiedy zaczynałam działania w tym kierunku, napotykałam na jakieś problemy, które mnie odsuwały od celu. Pisałam prośby o kolejne wydłużenie terminów z myślą, iż teraz z pewnością się uda. Za każdym razem coś szło nie tak, nie potrafiłam napisać nawet jednego rozdziału. Nie wiedziałam co się dzieje. Po kilku przedłużeniach musiałam powtarzać ostatni semestr w celu zrobienia różnic programowych, zaliczyłam go z bardzo dobrymi wynikami. Znowu przyszedł czas na pisanie pracy inżynierskiej i znowu blokada, płacz, złość. Kolejna prośba o przedłużenie możliwości złożenia pracy. Dostałam ogromną przychylność ze strony promotora, który mnie prowadził, bałam się go zawieść, ale znowu coś nie wyszło, miałam niecały rozdział, szansa na obronę znowu przepadła. Z wielkim wstydem złożyłam kolejne podanie. Uczelnia podkreśliła, iż jest to ostatni przysługujący mi termin. Jeśli nie wykorzystam szansy, wszystko przepadnie. Prace miałam złożyć do końca kwietnia. Od stycznia zaczęłam cos pisać, spotkałam się z promotorem może z dwa razy. Oczywiście pracy znowu nie złożyłam, wielki stres, strach i taka bezsilność. To niepisanie nie wynikało z mojego lenistwa czy niewiedzy, włączyła się jakaś blokada, której nie potrafiłam się pozbyć. Dwa dni prze wyznaczonym terminem zadzwoniłam na uczelnie i zapytałam czy da się jeszcze coś zrobić, powiedzieli mi, że jest im przykro, ale w tej sprawie niczego już nie da się zrobić. Świat mi się zawalił, zaczęłam niesamowicie płakać, wściekać się na siebie i pytać Boga dlaczego tak się musiało stać, przecież nie raz prosiłam go o pomoc w tej sprawie. Poprosiłam go o pomoc raz jeszcze. W tym samym momencie przypomniałam sobie, że kilka miesięcy wcześniej będąc w kościele zabrałam leżącą tam ulotkę na temat modlitwy Pompejańskiej, którą schowałam w jedną z kieszonek portfela. Wygrzebałam ją i zaczęłam czytać w jaki sposób powinna ta modlitwa wyglądać. Rozpoczęłam modlitwę. Po ukończeniu jednej części usiadłam do komputera i na stronie uczelni znalazłam kontakt do prodziekana. Zadzwoniłam na uczelnie, aby umówić się na spotkanie, zapisano mnie, natomiast od razu zaznaczono, że raczej nic z tego nie będzie. Dwa dni później miałam rozmowę z prodziekanem, który po szczerej rozmowie ze mną przedłużył mi możliwość napisania pracy. Dał mi na to dwa miesiące czasu (do końca czerwca). Przez cały ten okres modliłam się do Matki Pompejańskiej. To był strasznie ciężki okres, w tym czasie było tyle nieprzychylnych sytuacji, jeszcze więcej przeciwności niż wcześniej. Zaczęłam pisać pracę, strona po stronie, to co wcześniej było nie do przejścia zaczęło się rozjaśniać. Im więcej pisałam tym bardziej promotor robił mi pod górkę. Zapewniał mnie, że nie dam rady tego zrobić, mówił, że nie mam szans w tak krótkim czasie tego zrealizować. Jego wcześniejsza przychylność się zagubiła. To co najbardziej trzymało mnie przy nadziei, w chwilach zwątpienia, to słowa w modlitwie, że „Pomnij o miłosierna Panno Różańcowa z Pompejów, jako nigdy jeszcze nie słyszano, aby ktokolwiek z czcicieli Twoich, z Różańcem Twoim, pomocy Twojej wzywający, miał być przez Ciebie opuszczony”. Strasznie mocno uwierzyłam w te słowa, które dawały mi dużo otuchy. Tak naprawdę w czasie części błagalnej, nie dostałam tego o co prosiłam, mimo wszystko zaczęłam drugą część dziękczynną i dziękowałam już za to z nadzieja, że Matka się zlituje. Dziwne jest też to, iż dostałam wsparcie obcych ludzi, którzy mnie dopingowali. Przez małą przychylność promotora znowu nie dotrzymałam terminu, prace mu oddałam, natomiast robił wiele, żeby mi nie wyszło. Kolejna rozmowa z prodziekan i kolejna aprobata. Dostałam szanse przedłużenia o kolejne dwa tygodnie. Mimo wielu kłopotów, usunięcia z komputera pracy, niemożności wydrukowania, braku dokumentów, podpisów, awarii sprzętów udało mi się złożyć dokumentację i przystąpić do obrony. Na dzień dzisiejszy jestem po obronie. Matka Pompejańska była dla mnie naprawdę ogromnym wsparciem, zrobiłam z jej pomocą coś, co według wszystkich dookoła było nie możliwe do zrobienie. Postawiła przede mną szereg ludzi, którzy mi pomogli swoim wsparciem w osiągnięciu celu. Nie zawiodłam się! Choć czasami przychodziła nutka rezygnacji, którą szybko poganiała. Jestem przykładem tego, że żarliwa i szczera modlitwa naprawdę działa cuda. Matka Pompejańska jak obiecała tak zrobiła i dziękuję jej z całego serca – za pomoc. Nadmienię również, że nie jestem jakimś super gorliwą katoliczką, a mimo to zostałam wysłuchana. Módlcie się, naprawdę warto jej powierzyć swoje problemy.

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
[seopress_breadcrumbs]
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x