Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Anna: Stare i nowe życie

Kiedy piszę to świadectwo mam 43 lata, kochanego męża i trójkę wspaniałych nastolatków w domu ;), których z pomocą Bożą staramy się wychować z mężem na dobrych ludzi.

Moja historia dzieli się na dwa etapy: stare życie i nowe życie.

Samo słowo „stare” juz źle się kojarzy ( no i dobrze), bo takie było. Od lat młodości byłam zniewolona wieloma grzechami, monotonnie powtarzającymi się cierpieniami . A każde z nich zmieniało się wraz z dorastaniem i wraz z kolejnymi bagażami codzienności i doświadczeń. Do dnia mojego” nowonarodzenia” nosiłam w sercu bogaty już wachlarz błędów, bólu, żalu, grzechów, ran, cierpienia, braku akceptacji samej siebie, braku miłości dla ludzi i od ludzi. Zły obiecując cuda i posługując się kłamstwem doprowadził mnie do pustki i braku nadziei. Przez te wszystkie lata zniewolenia i poszukiwania w ciemnościach udało mi się dzięki Duchowi Świętemu, który nigdy mnie nie opuścił :skończyć studia , wyjść za mąż, urodzić trójkę dzieci, pracować i być nauczycielem aż w końcu narodzić się na nowo.

1.02.2017 roku dostałam zupełnie za darmo, tylko dzięki wielkiej i nie pojętej dla mnie miłości Pana Jezusa – nowe życie. A było to tak:

W 2016 roku w grudniu jak co roku przygotowywaliśmy się całą rodziną do Świąt Bożego Narodzenia i codziennie chodziliśmy na roraty do naszego kościoła. Nie wiem skąd przychodziła mi do głowy dzień w dzień tylko jedna modlitwa: Panie zmień mnie, wejdź w każdy kąt mojego ciała, życia, serca, myśli. Z trudem ukrywałam łzy napływające do oczu podczas mszy. Powtarzałam to jak mantrę codziennie, mimowolnie bez zastanowienia. Dziś, kiedy sobie przypominam tamten czas, przychodzi mi do głowy tylko jedna myśl: Boże jak Ty o mnie walczyłeś wtedy, jak lew, jak matka ratująca swoje dziecko kiedy choruje.

I nic sie nie działo szczególnego. Pan nie odpowiadał, nie słyszałam Jego głosu na który czekałam, nie przytulił mnie kiedy płakałam, nic, cisza. Ale prosić nigdy nie przestałam.

31.stycznia 2017 roku, już miesiąc po wspomnianych Świętach Bożego Narodzenia rano poszłam do pracy. Jak zwykle, nic szczególnego. Weszłam do pokoju nauczycielskiego, zrobiłam kawę i oddałam się dyskusjom z koleżankami na tematy ważne lub mniej ważne ale zawsze okraszone moją postawą wszechwiedzącej wszystko. Brrrrr. Poszłam na lekcję do klasy do której kiedyś chodziła moja córka (najstarsza z naszych dzieci, mamy jeszcze dwóch młodszych synów). W trakcie tej lekcji zadzwonił telefon, nie lubiłam tego bo to zaburzało tok lekcyjny i wytrącało młodzież z myślenia – odrzuciłam rozmowę. Telefon zadzwonił jeszcze raz, nieznany mi numer. Przeprosiłam uczniów i wyszłam na korytarz żeby go odebrać, bo przecież nikt nie dzwoni drugi raz bez ważnego powodu.

To był telefon od Pani Dyrektor w szkole mojej córki. Dziś kiedy wspominam tą rozmowę myślę o Pani Dyrektor jak rozważnie i delikatnie rozmawiała ze mną wiedząc, że ma mi do przekazania złe wieści. Bardzo jej za to dziękuję dziś. Dowiedziałam się podczas tej rozmowy, że córka źle się czuje, jej zachowanie jest na tyle niepokojące że powinnam natychmiast zjawić się w szkole. Tak zrobiłam, wpadając tylko do gabinetu mojej Pani Dyrektor żeby powiedzieć że coś się stało w szkole u córki i że muszę jechać.

Kiedy weszłam do szkoły i otoczyła mnie grupka nauczycieli łącznie z panią pedagog (byłam jak w transie z niepokoju), wiedziałam że nie jest dobrze. Zachowania córki z godziny na godzinę stawały się coraz bardziej niepokojące do tego stopnia, że wieczorem pędziliśmy z mężem i nią do szpitala psychiatrycznego. Boże jak ja się wtedy bałam, ale muszę przyznać że nie wiedziałam wtedy skąd mam tyle siły i opanowania i o dziwo: spokoju.

Dzień później 1. lutego 2017 roku byłam sama w domu , klęczałam w salonie przed krzyżem Pana Jezusa i głośno płacząc mówiłam: Panie, rób co chcesz, oddaję Ci moje dziecko, oddaję Tobie. Chcę tego co Ty chcesz i na wszystko się godzę. Powtarzałam tak przez łzy wiele razy. Dziś wiem że to był akt zaproszenia Pana Jezusa do mojego życia.

Tak córka została w szpitalu dwa miesiące. Podczas pobytu na oddziale dla dzieci wykonano szereg badań, testów, rozmów z terapeutami i lekarzami. Przeprowadzono również wywiad rodzinny z nami i chłopcami. To był trudny czas. Jednak nikt z personelu nie potrafił wytłumaczyć skąd wzięły się tak bardzo odbiegające od normy zachowania córki pozostawiając nas bez diagnozy, sposobu leczenia, dalszego działania. Ale ja wiedziałam co robić, wiedziałam, że potrzebna jest natychmiastowa terapia dla córki co zasugerowałam lekarzowi. Mijały dni i sytuacja się stabilizowała a dzień wyjścia ze szpitala był bliski. Po dwóch miesiącach nasza córeczka była w domu. Ale choroba nie odeszła od nas. W dalszym ciągu nie wiedzieliśmy co to będzie, czy te stany powrócą i kiedy. Każdy dzień był oczekiwaniem, niepewnością, pytaniem co będzie?

Przez rok po wyjściu ze szpitala trwał ten stan. Choć córka chodziła do szkoły, była objęta terapią, nadrabiała opuszczone zajęcia w toku indywidualnej nauki, przyjmowała silne leki które dawały niemiłe skutki uboczne. Próbowaliśmy zmniejszać dawki leku, ale zaraz musieliśmy do nich wracać z obawy przed nawrotem choroby.

Na początku grudnia 2017 roku pojechaliśmy z mężem na rekolekcje z naszej parafii. Od tego zaczęło się powolne moje wzrastanie i budowanie relacji z Jezusem. Czułam Jego obecność w moim życiu i Jego realne działanie na wszystko co mnie dotyczyło , mnie i mojej rodziny. Zaczęłam sie więcej modlić, czytać publikacje katolickie, po prostu dbać o relacje z Nim i szukać Go wszędzie gdzie się da. 🙂 Pewnego dnia natknęłam się na Nowennę Pompejańską, wiedziałam, że nazywana jest nowenną nie do odparcia.

Miałam dwie wielkie intencje: uzdrowienie córki i nawrócenie mojego siostrzeńca. Którą zacząć? – myślałam. I wtedy przyszedł mi z pomocą mój kochany mąż: „zapytaj Ducha Świętego”.

I zapytałam.

W tym samym czasie wzięłam do ręki pewną książkę i tam znalazłam odpowiedź czując nieopisaną bliskość Ducha Świętego. Zalałam się łzami ze wzruszenia i wdzięczności. Natychmiast zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską w intencji uzdrowienia córki.

Za kilka dni zacznie się maj, miesiąc Maryjny. Jest wiosna, za oknem pięknie świeci słońce, słychać ptaki, życie budzi się, robi się zielono, idzie nowe:)

Córka dziś nie przyjmuje leków. Jest zdrowa. Jest pogodna, radosna, normalna, wrażliwa, dobra, bardzo wierząca w Pana Boga. Należy do Niego. A ja? Niczego się nie boję. Moje życie jest zupełnie nowe, inne, lepsze, spokojniejsze. W tym trudnym czasie rzuciłam palenie, nie upijam się w weekendowe wieczory, jestem uśmiechnięta, wolna od oceniania innych ludzi, patrzę na ludzi z miłością , modlę się za nich. Zniknął dręczący mnie zachwyt samą sobą, przemądrzałość, i wieczny lęk o to co będzie? Wciąż walczę ze swoimi słabościami i brakiem pokory. Ale juz nie sama. Wiem, że Bóg mnie kocha i ma dla mnie najlepszy z możliwych planów.

We wszystkim szukaj kochającej ręki Boga, daj sie Jej prowadzić poprzez modlitwę, chrześcijańską literaturę, kontakt z ludźmi i wspólnotę. To niesamowite jak Bóg walczy o każdego z nas z wielką cierpliwością i nieustępliwością. Ty tylko zechciej.

 

5 2 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
10 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
żona
żona
10.05.18 14:05

Piękne świadectwo, dziękuję Ci, też mam nadzieję ze Pan uzdrowi mojego syna z trudnych zachowań…Chwała Panu i Maryji ☺

Maria II
Maria II
10.05.18 11:16

Jak głęboką masz Anno wiarę,że bezgranicznie zaufałaś i zawierzyłaś córkę Panu Bogu.Życzę dużo dobrego , zdrowia dla córki.M

Anna
Anna
11.05.18 16:22
Reply to  Maria II

Dziękuję Mario. Tobie też życzę obecności i dzialania Pana Jezusa. Chwala Panu. Buźka.

Ania
Ania
10.05.18 04:43

Dziekuje za piekne swiadectwo. Podziwiam Pania, ze calkowicie zawierzyla Pani swoja corke Panu Bogu. Ja niestety ciagle mam w sobie jakies opory i strach. Mowie Panu Bogu, ze oddaje mu swoje zycie i wszystko co mam, ale czuje, ze nie jest to calkowite oddanie. Mam nadzieje, ze w koncu uda mi sie tak zaufac Panu i powierzyc jego Milosci, jak Pani.
Zycze wszystkiego dobrego. Pozdrawiam, Ania.

Anna
Anna
11.05.18 10:06
Reply to  Ania

Mam to samo, też chcę zawierzyć swoje życie ale czuje strach. Jestem w 10 dniu części dziękczynnej, są dni lepsze i gorsze ale wiem, że uda mi się całkowicie zaufać i powierzyć swoje życie Bogu.

Marzena
Marzena
09.05.18 16:07

Powtórzę. Wspaniałe świadectwo. Nie mogłam przeczytać nie płacząc.

Maria
Maria
09.05.18 14:39

Dziękuje,takie świadectwo dodaje nadzieji.Z kazdej trudnej sprawy Bóg może wyprowadzić dobro. Czasem nasza droga jest kręta .Najważniejsze żeby wrócić i iść juz dalej prostą drogą do Pana.

Anna
Anna
09.05.18 15:19
Reply to  Maria

O tak Mario. Pan uczy nas że z cierpienia rodzi się dobro i nowe życie z Nim.

Leszek
Leszek
09.05.18 14:03

Wspaniałe świadectwo! Bez Boga , wiary i modlitwy jesteśmy nikim. Bez tego stajemy się samolubni arogancy itd.

Anna
Anna
09.05.18 14:39
Reply to  Leszek

Dziękuję Leszku. 🙂

10
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x