Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Paulina: Nie martw się, wszystko będzie dobrze

Chce złożyć świadectwo co prawda NP zaczęłam 9 dni temu. w intencji powrotu do zdrowia mojej córki Zosi, która ma niespełna 3 miesiące. Matka Boża już mnie wysłuchała, a myślę, że do końca będzie mi już pomagać. Zacznę od początku naszą historię. Zosia Faustyna urodziła się w lipcu br., już w szpitalu przy wypisie lekarz zasugerował, że Zosia ma „coś” ze stawem biodrowym, zalecił wizytę u ortopedy, zresztą każdy noworodek musi być przebadany do 6 tygodnia życia. Okazało się, że moja córka ma zwichnięcie stawów biodrowych obustronne i jedyną formą leczenia jest wyciąg w szpitalu przez 6 tygodni, potem repozycja czyli ręczne nastawienie i gips też na 6 tygodni a na koniec aparat na nóżki też 6 tygodni lub dłużej zależy od postępów leczenia. Byłam załamana, ja mam iść do szpitala z 5 tygodniowym dzieckiem na 6 tygodni na wyciąg nogi w górze, co dwa tygodnie rozciągane aż w końcu dojdą do pozycji szpagatu. Nie wyobrażacie sobie co czułam, oczywiście mąż i rodzice bardzo mi pomogli, ale ogólnie byłam wykończona. Wyciąg nie gwarantował sukcesu. Zawsze byłam osobą lękliwą, szczególnie na tle chorób typowa hipochondryczka na samo słowo szpital było mi słabo. Płakałam bardzo, pytałam dlaczego moje dziecko?, dlaczego ja? Nie było wyjścia poszłam do szpitala na 6 tygodni, ja się tam przeprowadziłam razem z dzieckiem. Ksiądz odprawił w intencji Zosi 10 mszy. W szpitalu już pod koniec czas się dłużył odliczałam każdy dzień, tydzień przed planowanym zabiegiem zrobiono USG okazało się, ze stawy są zwichnięte nadal , dodam , że dziewczynka obok tez miała zwichnięty staw tylko lewy i jej USG wykazało, że staw naszedł prawie się sam wstawił. Po tej informacji płakałam cały dzień do tego doszły sine i opuchnięte nogi i w związku z tym Zosia byłą zdjęta z wyciągu na dwa dni a to dodatkowo pogarszało sytuacje, każdy dzień każda godzina na wyciągu była cenna. Nogi na wyciągu były zabandażowane raz w tygodniu była kąpiel i wtedy okazało się, że nóżki sa spuchnięte sine wręcz. Nie spałam całą noc. Następnego dnia poszłam do szpitalnej kaplicy pomodlić się wychodząc zobaczyłam na ławeczce obrazki z modlitwami wśród nich była Koronka do Miłosierdzia Bożego i inne oraz NP, pomyślałam wezmę, a co mi szkodzi zacznę odmawiać już kilka razy słyszałam o tej modlitwie, ale wydawała mi się zbyt długa, myślałam, że nie podołam. Wieczorem odmówiłam NP. Tej nocy w szpitalu dostałam znak od Matki Bożej. Nie był to sen, bo nikogo nie widziałam nikogo nie czułam, ale usłyszałam głos i słowo ”Córeczko” . Obudziłam się pomyślałam, ze śniła mi się moja mama. W tym głosie było coś magicznego ton był spokojny taki inny, nie potrafię tego wytłumaczyć po prostu poczułam przez ten głos nie martw się będzie dobrze niczym się nie przejmuj było to takie miłe, przyjemne, czułam się zaopiekowana. Z samego rana zadzwoniłam do mojej mamy, bo pomyślałam, że może cos jej się stało tak na poważnie to pomyślałam, ze umarła i że to ona przemówiła do mnie w tym śnie. Z moja mamą było wszystko ok., opowiedziałam jej o tym a ona stwierdziła: „ ja nigdy nie mówię do Ciebie „Córeczko” mówię córciu, Paulinko, ale nie „Córeczko” Zaczęłam się nad tym zastanawiać i od razu skojarzyłam, że to na pewno Matka Boska do mnie przemówiła i chciała dać mi znak, że wszystko będzie dobrze. Zostało kilka dni do zabiegu bioder naprawdę uwierzcie mi martwiłam się jak każda matka, ale to nie był lęk ,to nie był strach w środku czułam, ze wszystko będzie dobrze, do tego jeszcze 3 dni przed zabiegiem moją Zosia dostała wysypki na całym brzuchu lekarze mówili, ze to od kosmetyku, ale ja nic nie zmieniałam, wszystko mi się sypało powoli chwilami miałam złe myśli, ze się nie uda, że co będzie dalej, ze nie zakwalifikują Zosi do znieczulenia. Przyszedł dzień zabiegu byłam spokojniejsza niż zwykle, po zabiegu ordynator wyszedł powiedział, ze udało się, ale decydujące było zdjęcie RTG następnego dnia. Zosia nie spała cała noc, płakała nie mogła się ruszyć w gipsie, nogi w pozycji żaby. Po obchodzie miało się okazać bałam się, bo mój mąż był ze mną i mnie nakręcał, ale co tam mówiłam sobie trudno najwyżej będzie miała operacje przeżyje to, taka wola Boża, ale okazało się , ze zdjęcie wyszło dobrze i wychodzimy do domu. Po ponad 6 tygodniach męczarni, udało się, zostały jeszcze kontrole, ale wierze, że Matka Boska mnie nie opuści, nadal modlę się NP. Dostałam wiele łask przed modlitwą pompejańska nawet już wcześniej tylko teraz je dostrzegłam. Jezus i Maryja dali mi siłę, że przetrwać 6 tygodni w szpitalu patrząc na chore dziecko, pomogli mi ją wykarmić karmę piersią i musiałam to robić na wyciągu w pozycji XY, kręgosłup mnie bolał, ręce w nocy drętwiały od kręgów szyjnych, od tego wygięcia, łokcie miałam pozdzierane do krwi, ale dałam rade wykarmiłam ją z 4 kg do prawie 5200 kg . Wytrzymałam w szpitalu, przez 6 tygodni sikałam na stojąco, bo bałam się usiać na sedes w szpitalnym WC, kapałam się w brudnej wodzie tylko taka leciała w kranie, jadłam na kolanie w brudzie gdzie podłoga była myta raz na 2 dni, moja sala byłą ostatnia więc panie salowe myły podłogę w tej brudnej wodzie po wszystkich salach, naprawdę warunki w tym szpitalu było okropne. Teraz jestem drugi dzień w domu Zosia znosi gips nawet dobrze, gorzej śpi co prawda, wysypka prawie znika, zrobiłam jej kącik, przemeblowaliśmy mieszkanie dla niej, do wózka się nie zmieści więc nie ma opcji, że wyjdziemy na dwór. Za dwa tygodnie kontrola i to u ordynatora co tez graniczyło prawie z cudem dostanie się do niego na NFZ, a jednak się udało i to tylko dzięki Matce Bożej módlcie się, ufajcie Matka Boża Was wysłucha.

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
8 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Katarzyna
Katarzyna
27.10.17 22:43

Też przyszło mi na myśl,że Zosia potrzebuje innego traktowania.Nadopiekuńczość szkodzi,a skoro Pani Marta już wie,że dzieci i tak nie doceniają zaangażowania rodziców,to będą problemy.Dziecko,to część rodziny,a tworzą ją dorośli…zatem powodzenia i cierpliwej modlitwy…

Maria II
Maria II
27.10.17 15:18

Marto,a może Zosi i Wam potrzebne są porady psychologa/piszę niezłośliwie/-większą część życia mam przeżyte,ale nie słyszałam o TAAKIEJ 3-letniej Zosi,coś jest nie tak.Pozdr.M.

Maria
Maria
27.10.17 13:35

Piękne świadectwo. Dodało mi ono wiary. Popłakałam się. Też modlę się NP i proszę o zdrowie wnuczki. Dziękuję za to świadectwo i życzę wytrwałości i zdrowia dla Ciebie i córeczki. Dziękuję Ci Matka Boża, że troszczysz się o swoje dzieci.

Marta
Marta
27.10.17 11:24

Też mam córkę o imieniu Zosia. Ma 3 lata. Zosie to niełatwe dzieci… Nasze prawie nas zabiło … Wrzaski, wrzaski, wrzaski… do 16 miesięcy. Melisę dolewalismy do mleka żeby się nie darła o to że NIE CHCE SPAĆ (pwenej nocy darła się do 8 rano calutką noc bez przerwy aż padła…im czulej lulałam, śpiewałam i tuliłam tym bardziej się darła bo tym bardziej śpiąca była). Teraz chodzi do przedszkola, ale muszę gotować jej, bo nie je tego co daja w prywatnym przedszkolu a catering mają z dobrej restauracji (jej jedzenie też było przyczyną milionów zmartwień i kłotni rodzinnych z teściową)… Czytaj więcej »

Agucha
Agucha
27.10.17 23:23
Reply to  Marta

„Można się zamęczyć na śmierć, dziecko tego nie doceni i nie zrozumie a jak będzie wieksze to bezwzglednie wykorzysta.”??? nie wiem czy to niefortunne wyrażenie myśli czy naprawde ma Pani takie podejście do rodzicielstwa? to Pani uwaza, że dziecko ma wszystko co Pani robi doceniac? czy wg Pani Pani warto 'inwestować’ tylko w taki relacje, które cos dają wzamian? Macierzyństwo to jest najbardziej niedoceniana praca, najbardziej bezinteresowna i tak juz jest, ale matki i tak kochaja jak szlaone. Czy Pani widzi choc troszkę to swoje dziecko czy tylko widzi Pani różnice miedzy tym jakie ono jest a jakie wg Pani… Czytaj więcej »

Anna
Anna
27.10.17 11:03

Matka Boża dopomoże i pozwoli wszystko znieść, siły, wytrwałości i zdrowia życzę

Dorota
Dorota
26.10.17 22:44

Nie bój się wierz tylko będzie dobrze zobaczysz, pomodlę się za ciebie i twoją córeczkę.

Katarzyna
Katarzyna
26.10.17 22:41

Z tego całego Pani smutku,na pewno zrodzi się dobro i choć po ludzku,trudno wytłumaczyć cierpienie Pani i córki,to na pewno ma to jakiś cel.Dużo siły i wiary Pani życzę,oraz dalszej opieki Matki Bożej,Jezu Ty się zajmij!…

8
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x