Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Marlena: W czyjej intencji?

Zawsze łatwiej było modlić mi się za innych, w oczekiwaniu, że może i ja sama doznam przy okazji upragnionej łaski. Tak było z moimi dotychczasowymi Nowennami Pompejańskimi. Za każdym razem jednak najtrudniej było mi odmawiać wszystkie części Różańca w cz. dziękczynnej.  Dopiero aplikacja Nowenny.pl  z codziennymi motywatorami zachęciła mnie do nieustawania w modlitwie aż do 50.dnia – to przykre, ale najtrudniej jest zawsze przy końcu. Niemniej jednak, podczas tej Nowenny dostrzegłam niebywałe znaki:

1. Mąż w intencji, którego modliłam się o silną wiarę, chętniej klęka teraz do modlitwy – nawet w obecności innych osób z rodziny.  Raz nawet sam „rozpędził się” ze Zdrowaś Maryjo (zazwyczaj odmawiamy wieczorem tylko 1 Ojcze nasz i 1 Zdrowaś) i pociągnął całą dziesiątkę.

2. Mój Tata, podobnie oporny wobec rodzinnej modlitwy, zachęcony raz przeze mnie do Koronki w Godzinie Miłosierdzia, przyłączył się tym razem bez oporu do Mamy, Siostry i mnie, by wspólnie ją odmawiać.

3. Najbardziej jednak dostrzegłam potrzebę modlitwy za samą siebie, gdyż u innych zawsze łatwiej było mi dostrzec, czego im brak, nad czym powinni popracować i z czego zrezygnować, natomiast o sobie miałam nieco zawyżone mniemanie. Często też usytuowywałam się w roli poszkodowanej — krótko mówiąc, użalałam się nad sobą. Teraz widzę, że wszystkie moje starania i wysiłki pójdą na nic, jeśli nadal będę trwała w uporze i żądzy podporządkowywania sobie Męża. O pokorę i posłuszeństwo naprawdę nie jest łatwo. Ostatecznie, zrozumiałam, że to nie Mąż potrzebuje przemiany, ale ja sama.

Myślę, że największy wpływ na te początkowe zmiany wywarło przerwane po trzech tygodniach (choć długo oczekiwane) poczęcie potomstwa, które miało miejsce na przełomie części błagalnej i dziekczynnej. Dzięki modlitwie różancowej szybko uświadomilam sobie, że nasze dzieci nadal żyją i że kiedyś nasze dusze się spotkają. Oczywiście dopadała mnie niejednokrotnie chandra i tesknota, ale z drugiej strony może właśnie to zdarzenie obudziło w moim Mężu i Tacie chęć wsparcia mnie w modlitwie? Jeżeli Bóg dopuszcza dla kogoś krzyż, to w zaufaniu, że ta osoba umożliwi mu realizację zbawczego planu. Dziękuję Ojcu i Matuchnie, że poprzez trudne doświadczenie „utraty” potomstwa, pobudzili serca drogich mi osób do modlitwy. Alleluja!

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Magdalena
Magdalena
06.08.17 08:09

Trochę się zaniepokoiłam gdy przeczytałam, że chcesz mieć dla wszystkich serce na dłoni. To Jezus jest Zbawicielem, a my mamy szanować i kochać siebie i bliźniego. Boje się ze zafiksowałaś się na „byciu dobrym” a zapomniałaś, że masz być dobra dla siebie.
Pozdrawiam i życzę zdrowego egoizmu:-)

K
K
05.08.17 23:42

Do tej pory modliłam się tylko NP za jedną osobę. Czuje się przez to lepszym człowiekiem. Chce mieć dla wszystkich wokół siebie „serce na dłoni”. Czasami jest mi ciężko, bo nie wiem czy ta modlitwa w ogóle skutkuje, nachodzą mnie wątpliwości, ale może kiedyś się o tym przekonam. Pozdrawiam Panią serdecznie i życzę wytrwałości

K
K
05.08.17 21:43

Bardzo dojrzałe świadectwo

3
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x