Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Klaudia: Zdrowie dla męża

Niespełna dwa lata temu mój mąż miał poważny wypadek motocyklowy. Doznał szerokich obrażeń, miał uszkodzony nerw kulszowy, kość udową, biodra, obojczyk i rękę.

Muszę przyznać, że w tym czasie nie byliśmy blisko Boga. Praca, dom, dzieci, pogoń za pieniądzem, Msza Święta może raz na rok. Żyjemy za granicą, pieniądze się może łatwiej zarabia, ale czasu na modlitwę ciągle gdzieś brakowało. W środku czułam, że oddalam się od Boga, a i w rodzinie nie działo się najlepiej.

Powróćmy jednak do momentu wypadku. Na początku myślałam: dobrze, że żyje, mózg, serce, kręgosłup są w porządku, a kości się przecież pozrastają. Jednak po szeregu operacji, które przeszedł mój mąż doszły mnie od lekarzy słuchy o ewentualnych komplikacjach. Zaczęłam bardzo się martwić. Widziałam też męża w wielkim bólu i cierpieniu. On był w szpitalu, a w naszym domu było smutno, jałowo, nijak. Bez niego dom przestał być domem.

Szwagierka poleciła córce, abyśmy odmawiały modlitwę pompejańską. Dla mnie wtedy trzy różance dziennie były niemożliwe do odmówienia. Myślałam sobie – dom, szpital, obowiązki, przecież nie mam czasu…

W końcu sytuacja zaczęła się trochę stabilizować. Mąż zaczął się czuć lepiej, ze szpitala przenieśli go do ośrodka rehabilitacyjnego, a po dwóch miesiącach został wypisany do domu. Najpierw poruszał się na wózku, potem o kulach, w końcu lekarze zdecydowali, by wyciągnąć śrubki z gwoździa zespajającego, by kość mogła się połączyć, docisnąć i zrosnąć. Wtedy się zaczęło…

Po zabiegu kość opadła nie w tym kierunku co trzeba i za nisko. Potrzebna była kolejna operacja. Doktor mówił o ryzyku infekcji, a co się z tym wiąże, nawet amputacji. Byliśmy załamani, a ja z płaczu ledwie łapałam oddech. To wszystko to było już za dużo dla nas.

Pomyślałam sobie, że tylko Bóg może pomóc. To był 8 sierpnia, dzień św. Dominika. Zaczęłam odmawiać nowennę pompejańską w intencji powrotu mężą do zdrowia. 10 sierpnia odbyła się operacja i przebiegła pomyślnie. Po dwóch miesiącach poszliśmy do kontroli, zrost był prawie znikomy. Lekarz zaczął mówić o kolejnej operacji przeszczepu tkanki kostnej z drugiej zdrowej nogi, ale ja czułam, że noga będzie się powoli zrastać. Na kolejnym prześwietleniu, 2 lutego, dostaliśmy cudowną wiadomość: nodze już nic nie zagraża, nastąpił praktycznie całkowity zrost.

Zdrowa noga to nie jedyna łaska. Spotkałam na swojej drodze wielu przyjaznych ludzi, inaczej podchodzę do życia, wiary, małżeństwa, rodziny. Dziękujemy Ci Maryjo za wszystko.

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x